Home HomePullman Philip Mroczne materie 1 Zorza północna (Złoty Kompas)Farmer Philip Jose Œwiat Rzeki 04 Czarodziejski labiryntPullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompasPullman Philip Mroczne materie 03 Bursztynowa lunetabalzac honoriusz komedia ludzka ivMargaret Weis, Tracy Hickman o4yePoematBogaCzlowieka k.4z7John Ringo Dziedzictwo Aldenata 03 Taniec z DiabłemBenchley Peter GłębiaStrugaccy A. i B Trudno byc bogiem
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Był to nieszkodliwy sposób drażnienia starego kota i Milt posmutniał na myśl o tym, ile lat minęło od śmierci Dyni, jego ostatniego, legalnego futrzanego ulubieńca.Na Marsie trzymanie zwierząt znów stanie się legalne.To go rozweseliło.Podczas wielu lat rekonstrukcji na Marsie miał jednak swoją maskotkę.Była to marsjańska roślina.Przywiózł ją ze sobą na Terrę i stała teraz ze smutno przywiędłymi liśćmi na stoliku do kawy w salonie Mary Ableseth.Obcy klimat wyraźnie jej nie służył.- Dziwne - mruknął Milt.- Przecież powinna odżyć.Myślałem, że w tak wilgotnym klimacie.- Wina grawitacji - wtrąciła z zamkniętymi oczami Mary, oddychając miarowo.Zasypiała.- To dla niej za wiele.Milt zlustrował leżącą sylwetkę kobiety i przypomniał sobie epizod z Dynią.Hipnotyczna chwila pomiędzy snem a jawą, kiedy świadomość i jej brak łączą się w jedno.wyciągnąwszy rękę, podniósł kamyk.I rzucił go w stertę liści nieopodal głowy Mary.Usiadła gwałtownie, szeroko otwierając oczy i gubiąc kostium.Jej uszy sterczały pionowo.- Przecież my, Terranie - powiedział Milt - zatraciliśmy kontrolę nad muskulaturą naszych uszu, Mary.Nawet pod wpływem odruchu.- Co takiego? - burknęła, mrugając z zakłopotaniem oczami i wkładając kostium.- Nasza zdolność nastawiania uszu zanikła - wyjaśnił Milt.- W przeciwieństwie do psów i kotów.Wprawdzie trudno to stwierdzić podczas badania morfologicznego, gdyż nasze mięśnie wciąż się tam znajdują.Tak więc popełniliście błąd.- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - odparła z cieniem rozdrażnienia Mary.Bez reszty skupiła uwagę na zawiązywaniu góry od kostiumu.- Wracajmy do domu - zaproponował Milt, podnosząc się z miejsca.Stracił ochotę na spacer po parku, gdyż ni stąd, ni zowąd wiara w park wydała mu się nonsensem.Nieprawdziwa wiewiórka, nieprawdziwa trawa.czy one w ogóle istniały? Czy kiedykolwiek pokażą mu kryjącą się za złudzeniem materię? Szczerze w to wątpił.Kiedy szli w kierunku helikoptera, wiewiórka podążała za nimi przez chwilę, po czym skierowała uwagę na terrańską rodzinę z dwoma chłopcami; dzieci rzuciły jej orzechy i zwierzę ochoczo popędziło w ich stronę.- Przekonujące - uznał Milt.I miał rację.- Szkoda, że częściej nie zasięgałeś porady doktor DeWintera, Milt powiedziała Mary.- Mógł ci pomóc.- Jej głos dziwnie stwardniał.- Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości - odrzekł Milt Biskle, gdy wsiadali do helikoptera.Po powrocie do mieszkania Mary stwierdzili, że marsjańska roślina doszczętnie zwiędła.Najwyraźniej zabrakło jej wilgoci.- Tylko nie próbuj mi tego wyjaśniać - ostrzegł Mary, gdy oboje stali, spoglądając na martwe pędy do niedawna żyjącej rośliny.- Wiesz, co toznaczy.Na Terze powinna panować większa wilgotność niż na Marsie, nawet tym zrekonstruowanym.A jednak roślina uschła.Na Terze nie została nawet kropla wilgoci, ponieważ ataki Proxmenów opróżniły morza.Zgadza się?Mary nie odpowiedziała.- Nie rozumiem tylko - podjął Milt - dlaczego podtrzymujecie tę iluzję? Moje zadanie dobiegło końca.- Może istnieje więcej planet wymagających rekonstrukcji, Milt - podsunęła po chwili Mary.- Aż tylu was jest?- Myślałam o Terze - powiedziała Mary.- Trzeba pokoleń, nim odbudowa dobiegnie końca; wszystkie zdolności inżynierów będą w cenie.Oczywiście trzymam się twojego hipotetycznego toku myślenia - dodała.- Zatem Terra to nasze kolejne wyzwanie.Dlatego pozwoliliście mi tutaj przylecieć.Pewnie w ogóle mam tu zostać.- Uświadomił to sobie dzięki nagłemu przebłyskowi intuicji.- Nie wrócę na Marsa i już nigdy nie zobaczę Fay.Ty masz mi ją zastąpić.- Wszystko układało się w logiczną całość.- Cóż - skwitowała z lekkim uśmieszkiem Mary.- Powiedzmy, że spróbuję.- Pogłaskała go po ramieniu.Boso, wciąż w skąpym kostiumie, przysuwała się do niego coraz bliżej.Odsunął się przestraszony.Chwyciwszy uschniętą roślinę, zaniósł ją do otworu zsypowego i wrzucił tam kruche, zwiędnięte szczątki.Natychmiast znikły mu z oczu.- A teraz - odezwała się z nagłym ożywieniem Mary - odwiedzimy nowojorskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a jak starczy nam czasu, Smithsonian Institution w Waszyngtonie.Kazali mi maksymalnie wypełnić ci czas, żebyś nie wykorzystywał go na myślenie.- Nie ma na to rady - odparł Milt, obserwując, jak Mary przebiera się z kostiumu w szarą wełnianą sukienkę.Nic nie powstrzyma mnie przed myśleniem, powiedział w duchu.Dobrze o tym wiesz.Gdy pozostali inżynierowie zakończą swoją pracą, nastąpi to samo.Tak się składa, że ja jestem pierwszy.Przynajmniej nie jestem sam, uświadomił sobie.Przyniosło mu to pewną ulgę.- Jak wyglądam? - zapytała Mary, nakładając szminkę przed lustrem w sypialni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •