[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogli tam być, i prawdopodobnie już byli, Posleeni, ale tozmartwienie grupa zostawiła sobie na pózniej.- Co się stało? - spytała Shari, wskazując głową drzwi.- Lewe czy prawe?- Nie wiem - odpowiedziała Wendy.- Tutaj powinny być tylko jedne.Przyłożyła dłoń do panelu prawych drzwi, ale nie chciały się, otworzyć, nawet kiedywystukała kod.Lewe także nawet nie drgnęły.- Otwórz prawe - zwróciła się do Shari.Kobieta podeszła do drzwi i ostrożnie wycelowała w sam środek wtryskiwacz ciekłego azotu.Poprzednio ochlapała się, wprawdzie tylko trochę, ale jednak boleśnie, teraz więc miała na sobiekombinezon ochronny.Lekkie ramexowe kombinezony nie chroniły przed pociskamiposleeńskich karabinów magnetycznych, jednak radziły sobie z kroplami hiperzimnego płynu.Drzwi powinny były stwardnieć i pęknąć, ponieważ pamiętające tworzywo nie wytrzymywałotemperatury ciekłego azotu.A tymczasem ciecz po prostu spłynęła na podłogę i zaczęłagwałtownie parować.- Odsuń się - ostrzegła Wendy - Można od tego w mgnieniu oka dostać anoksji.Ciekawe,wygląda jak pamiętające tworzywo, ale to jest blasplas.- Co to znaczy? - spytała niemal bez tchu Shari.Wyprawa zmęczyła ją do cna.- To znaczy, że ktoś chciał, aby te drzwi wyglądały zupełnie normalnie, ale są nie do przejścia- powiedziała Wendy.- Spróbuj lewych, nie mamy czasu na rozwiązywanie tajemnic.Drugie drzwi natychmiast zrobiły się szare, a potem białe; tworzywo stwardniało wkriogenicznej kąpieli.Kiedy mgła zaczęła się przerzedzać, Shari podeszła do drzwi, przyłożyłado nich nitownicę i wystrzeliła, roztrzaskując kruchy plastik.Posleeński normals stojący po drugiej stronie spojrzał tam, gdzie jeszcze przed chwilą byłydrzwi, a potem na stojącego przed nim człowieka, i zaczął podnosić w górę miecz borna.Shari wrzasnęła, wymierzyła w niego wtryskiwacz i strzeliła mu w pysk ciekłym azotem.Normals wydał z siebie ostry, dziwaczny okrzyk i zatoczył się w tył, a wtedy Wendywpakowała mu w pierś dwie serie.Pierwsza potrzaskała tylko płaski mostek Posleena, druga zato przeszyła serce i obcy osunął się na ziemię, jakby padał przed nimi na kolana.Wendy omiotła wzrokiem resztę pomieszczenia.O ile mogła się zorientować, było puste.Rozległa sala była najwyrazniej jakąś mieszalnią; sądząc po zapachu, mieszalnią pożywek.Wpowietrzu unosił się ciężki smród amoniaku i fosforanów, na podłodze zaś stały wielkiezbiorniki, wysokie na trzy czy cztery metry i szerokie na dziesięć czy dwanaście.Wysoko podsufitem wisiały wielkie wentylatory.Pomieszczenie było gigantyczne: odległość od ściany dościany wynosiła co najmniej trzydzieści czy czterdzieści metrów.Drzwi otwierały się na małą platformę z kratownicy.Między rzędami zbiorników biegłagaleryjka, zakończona drugimi drzwiami.W połowie długości przecinała ją druga, poprzeczna,na środku zaś znajdowało się stanowisko obsługi.Wendy machnęła do pozostałych i pobiegła w tamtą stronę.Ponieważ największymzagrożeniem byli Posleeni z tyłu, kolumnę zamykała Elgars.Wspierał ją Billy, niosący pistolet izapasowe magazynki.Shari miała zbiornik z azotem oraz torbę z mundurami i maskamitlenowymi, Shannon zaś niosła Amber.Prowadziła Wendy, jako druga po Elgars najbardziejdoświadczona w walce i jako jedyna osoba znająca drogę.Zmęczone dzieci szły tuż za nią.Wyprawa była długa i niezwykle wyczerpująca, alerozumiały, dlaczego muszą iść dalej.Od czasu do czasu jedno z dorosłych, najczęściej Wendy,niosło mniejsze dzieci.Grupa zwalniała też tempo marszu, kiedy uznano, że można sobie na topozwolić, ale dzieci wychowały się w czasach wojny i Posleeni byli ich najgorszymikoszmarami, dlatego były w stanie biec tak długo, aż padłyby ze zmęczenia albo ktoś z dorosłychkazałby im się zatrzymać.Wendy doszła do miejsca, w którym krzyżowały się obie galeryjki.Zatrzymała się i spojrzałana mapę.Według niej ostatnie bezpieczne pomieszczenie znajdowało się za prawymi drzwiami.Podeszła do nich i przyłożyła dłoń do konsoli.Drzwi otworzyły się bez problemów.Wendyzajrzała do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu.Zgodnie z tym, co mówiła mapa, był toskład pożywek.Pomachała na pozostałych i zaczekała, aż do niej dołączą.Kiedy przechodzili przez skrzyżowanie galeryjek, Elgars usłyszała w głębi umysłu jakiśkrzyk.Nauczyła się już słuchać tych wewnętrznych głosów, więc stanęła, rozglądając się wposzukiwaniu zagrożenia, przed którym ją ostrzegały.Potem podeszła do konsoli i przyglądając się jej z namysłem, oparła o nią karabin.Widząc, że Annie odkłada broń, Wendy zaklęła.- Shari, przeprowadz dzieci na drugą stronę.Zobaczę, co kombinuje kapitan.- Jasne - odparła ze znużeniem kobieta.- Odpocznij sobie, to długo nie potrwa.- Przerwała i popatrzyła na Elgars.- Mam nadzieję.Kiedy dotarła do konsoli, w hali rozległ się głośny bulgot, a Elgars właśnie zaczęła wspinaćsię po drabince do najbliższego zbiornika, wyciągając swój bojowy nóż.- Hej, Kapitanie Ameryka - powiedziała Wendy.- Zamierzamy wydostać się stąd, gdybyś otym zapomniała.- Wiem, to zajmie tylko chwilkę - odparła Elgars dziwnie niskim głosem.- Możewyszperałabyś mi kawałek drutu i kilka kawałków taśmy klejącej oraz.puszkę farby w sprayu?Proszę, kochanieńka.- Hej! - zawołała Wendy.- Halo! Annie! Musimy iść! Elgars pokręciła głową i zaczęławywlekać kable z silnika kadzi.- Wiem - powiedziała już normalnym, chociaż nieobecnym głosem - ale kucyki powinnychyba mieć jakąś niespodziankę, prawda?- A więc mieszasz dla nich specjalną pożywkę, tak? - spytała z sarkazmem Wendy.- Niezupełnie.- Elgars wyszczerzyła zęby w okrutnym uśmiechu.- Co jest w pożywkach,Wendy? Pomyśl.- Och.- No właśnie.A teraz przynieś mi kawałek drutu i trochę taśmy, kochanieńka.* * *- Drut i taśmę - mruczała Wendy, przekładając MP-5 z ręki do ręki.- Skąd ja jej, do cholery,wezmę drut i taśmę?Jedno i drugie powinna znalezć w sekcji serwisowej, ale według mapy najbliższa znajdowałasię dalej niż windy, a do tego w sektorze, który Posleeni musieli już zająć.Nagle przypomniałasobie, co jej kiedyś powiedział zawodowy strażak.Uśmiechnęła się i spojrzała na mapę.Którymidrzwiami wchodziłby dupek z administracji? Albo tymi, którymi oni weszli, albo przeciwnymi.Awięc gdzie można najlepiej schować się przed nim?Zeszła z galeryjki i zaczęła przeszukiwać halę, aż znalazła to, czego szukała.Przypołudniowej ścianie, w miejscu najbardziej oddalonym od drzwi, którymi weszli, za ostatnimzbiornikiem, zobaczyła krzesło.I skrzynkę z narzędziami.I stos zatłuszczonych szmat, i zwój drutu.I puszkę szarej farby w sprayu, do połowy pełną.I kalendarz z gołymi dziewczynami.- Ten przynajmniej miał odrobinę gustu - powiedziała kwaśno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]