[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdziwiłam się, że Lee w ogóle słyszał o tymugrupowaniu.- Ja wiem całkiem sporo - powiedziałam.- Ale nie aż tyle ile Homer.To był klasyczny blef, lecz miałam nadzieję, że coś dzięki niemu ugram.Niestety, cidwaj kolesie zbyt dobrze mnie znali.- Nie masz zielonego pojęcia - prychnął Homer, odwracając się do kiełbasek.Pomyślałam, że równie dobrze mogę postawić wszystko na jedną kartę.- To grupa ludzi stąd - zaczęłam, mówiąc do Lee, ale obserwując Homera.- No,właściwie działają w różnych okręgach, ale jeden z odłamów ma bazę w Wirrawee.Przekradają się przez granicę i robią różne rzeczy, ratują ludzi.- Postanowiłam nacisnąćtrochę mocniej.- Homer jest w to zaangażowany, ale nie chce, żebym o tym wiedziała, bomyśli, że na razie mam wystarczająco dużo zmartwień.Wiesz, jaki jest Homer, zawszepróbuje podejmować za mnie decyzje.Homer stał odwrócony do mnie plecami, ale tak mocno dzgnął kiełbaskę, żeprzełamała się na pół.- Kto jeszcze bierze w tym udział? - zapytał Lee.Przyglądał mi się z uwagą.Teraz to on czuł się nieswojo.Nie był pewien, co taknaprawdę wiem.- Jeremy Finley - powiedziałam.- Syn generała Finleya.- Tego byłam w zasadziepewna.- I Jess, ta dziewczyna, która kilka tygodni temu przyjechała tu razem z Jeremym izasypała mnie pytaniami.Znasz ją? - zwróciłam się do Lee.- Albo Jeremy ego Finleya?Przecząco pokręcił głową.- Kto jeszcze? - zapytał.W tym momencie się poddałam.- Będę szczera: nie wiem.- Po chwili spojrzałam na Homera: - I jak mi poszło?- Dlaczego chcesz jeszcze bardziej skomplikować sobie życie? - zapytał, wykładająckotlety na talerz.Pomachałam do Gavina.Kiedy byłam w jego wieku, wystarczył zapach jedzenia,żebym zaraz przybiegła do stołu, ale Gavin potrzebował większej zachęty.Tym razempochłaniały go próby nauczenia Marmie łapania piłki.Musiałam do niego podejść i poklepaćgo po ramieniu.Zanim wróciłam, miałam wyrazne poczucie, że Homer i Lee szybko ustalili,co mi powiedzą, a czego nie.Usadowiłam się na krześle naprzeciwko nich.- Więc czego wolno mi się dowiedzieć? - zapytałam, wkładając do ust pierwszy kęsjedzenia i uśmiechając się do nich słodko.Lee wzruszył ramionami.- Hej, nie patrz na mnie.Ja nie mam o niczym pieprzonego pojęcia.- Pieprzone to brzydkie słowo - wtrącił się Gavin.- Jakby ci to przeszkadzało - powiedziałam.- Jedz warzywa.- Słuchaj - zaczął Homer - to prawda.Rzeczywiście co nieco o nich wiem.I jestem wto trochę zaangażowany.Ale żadnemu z nas nie wolno o tym rozmawiać z nikim spoza grupy,z oczywistych powodów.No więc pytanie brzmi: czy chcesz się do nas przyłączyć? Ciąglepowtarzasz, że próbuję ci mówić, jak masz żyć.Nie wiem, czy faktycznie tak jest, alerzeczywiście uznałem, że nie powinnaś oglądać żadnych drastycznych scen, kiedy usiłujeszsobie poradzić po tym, co spotkało twoich rodziców, a do tego prowadzić dom igospodarstwo, opiekować się Gavinem i tak dalej.- Słusznie - powiedziałam.Zatkało go, chociaż nie chciał, żebym to zauważyła.Ale mówiłam szczerze.Jegosłowa brzmiały sensownie.- Wiesz, przeczytałam książkę - dodałam.- Jaką książkę?- Szkarłatny kwiat.- A, tę.- I zastanawia mnie jedno: w książce jest facet, który przypomina kretyna i klauna, aokazuje się geniuszem i tajemniczym przywódcą.Czy w twojej grupie też jest ktoś taki?- To nie jest moja grupa - jęknął Homer.- Więc nie jesteś przywódcą?- Kretynem, który tak naprawdę jest geniuszem? Czy ja pasuję do tego rysopisu?- Ogranicz się do odpowiedzi: tak albo nie.Jesteś przywódcą? Czy to ty jesteś panemPimpernelem?- Nie.Uwierzyłam mu.- Dobra, ale czy jest jakiś tajemniczy geniusz, który wami dowodzi?Homer się zastanowił.- Można tak powiedzieć.- Ale nie zdradzisz mi, kto to taki?- Nie.- To Jeremy? Jeremy Finley? Bo przecież on ma dostęp do potrzebnych informacjiwojskowych.- To nie znaczy, że jest przywódcą.- Nie.Ale i tak myślę, że jest.- Kretynem, który tak naprawdę jest geniuszem? Czy ja pasuję do tego rysopisu?- Ogranicz się do odpowiedzi: tak albo nie.Jesteś przywódcą? Czy to ty jesteś panemPimpernelem?- Nie.Uwierzyłam mu.- Dobra, ale czy jest jakiś tajemniczy geniusz, który wami dowodzi?Homer się zastanowił.- Można tak powiedzieć.- Ale nie zdradzisz mi, kto to taki?- Nie.- To Jeremy? Jeremy Finley? Bo przecież on ma dostęp do potrzebnych informacjiwojskowych.- To nie znaczy, że jest przywódcą.- Nie.Ale i tak myślę, że jest.Rozdział 11Tamtego popołudnia Homer i Lee okazali się dość nudni, bo po lunchu obaj spali dwiegodziny.Niewiele mi pomogli.Wzięłam Gavina na małe zbieranie patyków z Parkowego, alenie miałam do tego serca.Sporo myślałam o ugrupowaniu.Wyzwolenie.Fajny pomysł.Mimoto miałam bardzo mieszane uczucia, jeśli chodzi o angażowanie się w coś takiego.Oczywiście z jednej strony chciałam pomścić śmierć rodziców.Rodziców i pani Mackenzie.Całe moje ciało płonęło prymitywnym pragnieniem, żeby wziąć ludzi, którzy ich zabili w takobrzydliwy, paskudny i tchórzliwy sposób, przywiązać ich do torów kolejowych i patrzeć, jakbardzo powoli zbliża się pociąg, który w końcu rozjeżdża ich milimetr po milimetrze.Albożeby przywiązać ich za ręce i nogi do dwóch traktorów, które pojadą w przeciwną stronę.Nawzór miłej i staromodnej metody rozrywania ludzi końmi.O tak, tamtego popołudnia byłam w krwiożerczym nastroju.Dwa razy wychłostałambiednymi niewinnymi patykami pnie drzew, rozbijając te pierwsze na drzazgi, tylko po to,żeby dać upust frustracji.Pod koniec dnia miałam też ochotę udusić Gavina, bo był w naprawdę wkurzającymhumorze.Chyba w towarzystwie Homera i Lee trochę się rozbestwił.Nie kiwnął palcem,żeby mi pomóc, a ja z goryczą myślałam o jego wcześniejszych obietnicach: o tym, jakzamierzał pracować, żeby farma została w naszych rękach.Potem wróciłam do domu i odkryłam, że nikt nawet nie zaczął przygotowywaćkolacji.Miałam dość - więcej niż dość.Miałam dość z truskawkami i bitą śmietaną.Stanęłamna środku kuchni i wydarłam się na Homera i Lee, jakbym była białą kakadu oddzieloną odstada o zachodzie słońca.%7ładen z nich nie wyglądał na szczególnie przejętego.Kiedyskończyłam, Homer powiedział:- Ellie, nikt nie jest głodny.Myśleliśmy, że zjemy kolację dopiero za parę godzin.Prawdopodobnie chciał mnie tym wkurzyć, a ja byłam tak zmęczona, że mu się udało.Pomaszerowałam korytarzem do swojego pokoju, a potem wzięłam prysznic, pod którymtrochę ochłonęłam.Zanim wróciłam do kuchni, zdążyli przygotować tortellini ze szpinakiem iricottą.Muszę przyznać, że jadałam gorsze.Przez jakiś czas oglądaliśmy telewizję.Jedyną sprawą, w której zgodziliśmy siętamtego dnia, było chyba to, że po wojnie w telewizji leci straszny szajs.Poszłam do łóżka około wpół do dziesiątej i spałam jak zabita.Nazajutrz rano Homera i Lee nie było w domu.Zauważyłam to dopiero po chwili.Półgodziny przed wyjściem do szkoły powiedziałam do Gavina:- Lepiej idz obudzić Homera i Lee, bo spóznią się na autobus.Wrócił ze słowami:- Nie ma ich.Pomyślałam, że pewnie są w łazience
[ Pobierz całość w formacie PDF ]