[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wyrzucić ciała wrogów przez palisadę i rozpocząć jej demontaż - rozkazałEdmund.- Zacznijcie transportować rannych w górę.Martwych zakopaćw fosie.- Tak jest, sir - zmęczonym głosem odpowiedział Herzer.- Nie będziemyobdzierać ciał? - spytał, patrząc na trupy i kilku rannych.Gdy pytał, kilku ludzidobijało właśnie orków.- Jest tu trochę dobrego materiału, który mógłby sięnam przydać.- Tak, ale nie jesteśmy w stanie tego nieść - zauważył Edmund.- Lepiejbędzie, jeśli to zostawimy.McGibbon.- Panie.- Wyślij połowę swoich łuczników do pierwszego punktu odwrotu - rozkazał Talbot.- Powinien tam czekać jezdziec.Edmund stanął na płaskowyżu, gdy Panowie Krwi i pozostali łucznicy zabrali się dopracy.- Ile to potrwa, Herzer? - zapytał, osłaniając oczy przed słońcem.- Trzydzieści minut, baronie - wydyszał Herzer, wyciągając z ziemi jedenze słupków palisady.- Mnóstwo czasu - wymamrotał Edmund, patrząc w dół wąwozu.- Zobacz,jak się kręcą.Aucznicy, zostawcie to i sprawdzcie, czy jesteście w stanie ichstąd sięgnąć.Pod osłoną strzał łuczników, którzy faktycznie byli w stanie dostrzelić do miejsca,gdzie wróg usiłował przeformować szyki, triari szybko rozebrali swoje umocnienia izakopali ciała towarzyszy.Jeśli pokryła ich przy tym krew wrogów, tym lepiej, jednaktrupy wrogów zostawiono na powierzchni, żeby zajęli się nimi ich przyjaciele.Albo inie.W dolinie Shenan wciąż było mnóstwo kruków, które już zaczęły się zbierać.- Aucznicy, przejść do drugiego punktu obrony rozkazał Edmund.- Kiedydojdziecie, Mac, niech reszta rusza w górę.Panowie Krwi, do obozu.Ruszać się.* * *Wieczór zastał ich z powrotem za palisadą, którą opuścili poprzedniego dnia.Dostali pierwszy gorący posiłek od jakiegoś czasu, a podpłomyki i gotowanawieprzowina nigdy jeszcze nie smakowały im tak dobrze.Kawaleria odjechała, zanimtam doszli, ale Panowie Krwi i łucznicy stanowili razem dostateczną siłę, byograniczyć się do minimalnych wart i wszyscy mogli porządnie odpocząć.W dolinie migotały ogniska przeciwnika i choć nie byli w stanie dostrzec jegoruchów, wiedzieli, że jak długo ogniska płoną, wróg nigdzie się nie ruszył.Po zejściu z warty Herzer szybko usnął, ale śniły mu się tak żywe sny, żenieustannie się budził.Kiedy nie spał, słyszał obóz wokół wypełniony jękami imamrotaniem innych, co najwyrazniej stanowiło reakcję po bitwie.W końcu przedświtem zrezygnował z prób dalszego snu, założył zbroję i podszedł do ogniska wśrodku obozu.Baron też był na nogach i podał mu kubek sasafrasowej herbaty.- To cholernie nędzny substytut prawdziwej herbaty - Edmund skrzywił się - aleprzynajmniej jest gorące.Herzer napił się trochę i rozgrzał dłonie, przyglądając się palisadzie.- Jakieś wieści?- Ani śladu.Co, jak myślę, oznacza, że wynieśli się w środku nocy.Przed podejściem do ogniska Herzer przyjrzał się dolinie, więc teraz potrząsnąłgłową.- Wciąż są tam ognie.- Jasne, zostawia się za sobą kilku ludzi, którzy pilnują ognia, a resztę sięwyprowadza.To stara sztuczka.- Ale nie będziemy wiedzieć, gdzie się skierowali - zmartwił się Herzer.-Mogą być już w połowie doliny!- I co? - Edmund zaśmiał się.- Nie obchodzi mnie, jak szybko się poruszają.Teraz,kiedy trochę odpoczęliście, możemy ich bez trudu wyprzedzić.Jesteśmy wewnątrzich pola manewru.W którąkolwiek udadzą się stronę, możemy zajść im drogę.Jeślipójdą na północ, my zrobimy to samo i albo ich wyprzedzimy, albo zejdziemy domostu, żeby ich odciąć.Jeśli spróbują pójść z powrotem wokół góry, możemy przejśćprzez rzekę przed nimi i zrobić to samo.Jesteśmy wewnątrz ich łuku.- Ale skąd będziemy wiedzieć, w którą stronę iść? - zapytał Herzer, a potemrozejrzał się wokół.- Kawaleria.- Wysłałem naszą kawalerię w dwóch grupach - odpowiedział Talbot.-Nie będą mieli dużo snu, ale dałem im też konie używane przez łuczników.Mogą zostać przed nimi i sygnalizować ich zamiary.Tamci mogli też zostaćna miejscu, co oznaczałoby, że spróbują szturmu doliną.Myślisz, że mogązdobyć ten fort? Po tym, co zrobiliśmy z nimi wczoraj przy znacznie słabszychfortyfikacjach?- Nie - przyznał Herzer.- Ja też nie.Gdy tylko wzejdzie słońce, dowiemy się, gdzie są.A przy okazji,Pora już wszystkich budzić.Obóz ożywił się przed świtem i do chwili, gdy nad horyzontem pojawiła się tarczasłońca, wszyscy mieli już za sobą gorące śniadanie i byli gotowi na kolejny dzień.Spakowano materiały obozowe i gdy tylko słońce dawało dość światła, mogli sięprzyjrzeć dolinie.Zgodnie z przewidywaniami, obóz w dole został opuszczony.Wiadomość ospodziewanym wymarszu wroga została już rozpuszczona, więc nikt się tym niezmartwił.Edmund wjechał na szczyt góry, żeby się lepiej rozejrzeć.Wrócił mniej więcejpo piętnastu minutach.- Nie zawracajcie sobie głowy niszczeniem obozu - zdecydował.- Z czasemzapewne wybudujemy tu jakiś rodzaj stałego fortu.Skierowali się z powrotemdoliną, w stronę jednego z brodów na wschodzie rzeki.Czas się zbierać.Oddział wyruszył z łucznikami na przedzie i Panami Krwi za nimi.Aucznicy szlicałkiem szybko, ale Panowie Krwi po cichu wyrażali niezadowolenie ze zbyt wolnegotempa marszu.- Ci faceci muszą trochę popracować nad umiejętnością maszerowania -wymamrotał Cruz.- Moglibyśmy iść dwa razy prędzej.W cięższych zbrojach.- Cicho - zachichotała Deann.- Osobiście wolałabym mieć ich ze sobą przynastępnej walce, ty nie?- Cisza w szeregach - krzyknął Serż.Okazjonalnie udawało im się dostrzec między drzewami siły przeciwnika, znacznieteraz zmniejszone, kierujące się na pomoc.Chwilami mogli też zauważyć kawalerięprzekazującą flagami sygnały.Pomimo wolnego tempa łuczników wyraznie poruszali sięszybciej od wroga i wyminęli go w południe.Herzer jednak martwił się szybkością, zjaką będą w stanie schodzić w dolinę, nie wspominając o przekraczaniu rzeki.O tejporze roku jeszcze nie wzbierała, ale i tak rozlała się dość szeroko i nie da się jej łatwopokonać.Przywykł już jednak ufać baronowi i skoro Talbot powiedział, że mogli odciąćprzeciwnika, był skłonny mu uwierzyć.U końca górskiego grzbietu, w miejscu, gdzie rozdzielał się na dwa mniejsze, zdoliną pośrodku, wybrali prawe odgałęzienie, schodząc w dół starym szlakiemturystycznym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]