Home HomeKS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IVMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalLumley Brian Nekroskop IV (SCAN dal 1055)Lumley Brian Nekroskop IVReymont Chlopi IV (2)Balzac H. Ojciec GoriotFocjusz Kodeksy IVReymont Chlopi IVKatarzyna Grochola Upowaznienie do szczescia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Gasselin, zjawiwszy się nieba-wem, oznajmił paniczowi, że nie musiał jezdzić aż do Saint-Nazaire, aby dowiedzieć się, czy135 panna des Touches i jej przyjaciółka będą wracać same; poinformował go o tym na miejscuBernus, woznica, któremu obaj panowie powierzyli swój bagaż. Będą wracać same!  uradował się Kalist. Osiodłaj mojego konia.Z tonu słów panicza Gasselin wywnioskował, że dzieje się coś poważnego; osiodłał więcdwa konie, naładował cichcem pistolety i przebrał się, żeby towarzyszyć Kalistowi.Młodzie-niec, nie posiadając się ze szczęścia, że Klaudiusz i Gennaro odjechali, nie zastanowił się,kogo jeszcze mógłby spotkać w Saint-Nazaire: ponosiła go radość, iż będzie asystował mar-grabinie; chwytał ojca za ręce, ściskając je czule, całował matkę, obejmował wpół starą ciot-kę. No, to już cię wolę takiego niż ten twój smutek  rzekła stara Zefiryna. Dokądże to, panie kawalerze?  spytał ojciec. Do Saint-Nazaire. A niech cię piorun! Kiedyż więc ślub?  powiedział baron mniemając, że Kalistowi takśpieszno do Szarloty de Kergarout. Trzeba mi zostać dziadkiem, już czas.Kiedy wszedł Gasselin zdradzając ochotę towarzyszenia Kalistowi, młodzieniec pomyślał,że w takim wypadku mógłby wrócić karetą z panną des Touches i Beatryczą, zostawiwszysłudze swojego konia; klepnął więc Gasselina w ramię, mówiąc: Nie brak ci dowcipu. Ja myślę  odparł Gasselin. Mój chłopcze  ozwał się baron wyszedłszy z żoną na ganek  oszczędzaj koni, mająprzed sobą dwanaście mil.Kalist odjechał wymieniwszy z matką spojrzenie, którym porozumieli się jak nigdy. Drogi mój skarb  ozwała się, kiedy młodzieniec nachylił głowę pod sklepieniem bramy. Niech go Bóg zachowa  dodał baron  bo drugiego już nie zmajstrujemy.Baronowa wzdrygnęła się na ten żart nieco sprośny, w stylu prowincjonalnej szlachty. Mój bratanek nie kocha aż tak Szarloty, żeby wyjechać na jej spotkanie  rzekła starapanna do Maryśki, sprzątającej ze stołu. Do Touches zjechała jedna wielka dama, margrabina, to i lata za nią, jak to młody!  od-parła Maryśka. Zabiją nam go!  przeraziła się panna du Gunic. To go nie zabije, proszę panienki, przeciwnie  odpowiedziała Maryśka, ciesząc się jak-by szczęściem Kalista.Młodzieniec tak pędził, że koń padłby zapewne, gdyby Gasselin nie spytał w porę, czymłody pan chce zdążyć przed odjazdem statku; nie byłoby to wcale po myśli Kalista: nie pra-gnął pokazać się ani Contiemu, ani Klaudiuszowi.Zciągnął tedy cugle i jął z lubością wpa-trywać się w koleiny pozostawione przez koła karety na piaszczystych partiach drogi.Rado-wał się do szaleństwa tą jedną myślą: przejeżdżała tędy i tędy wróci, spojrzenia jej zatrzymy-wały się na tych gajach i drzewach! Prześliczna droga  powiedział do służącego. O, paniczu, Bretania to najpiękniejszy kraj pod słońcem.Gdzie panicz znajdzie takiekwietne żywopłoty i takie drogi ocienione, kręte? Nigdzie, mój Gasselin. Ot i karetka Bernusa  zauważył Gasselin. A w niej panna de Pen-Hol z siostrzenicą.Schowajmy się  powiedział Kalist. Tu? Czy panicz zwariował? W tych piachach?Ekwipaż, istotnie wspinający się po dość piaszczystym zboczu wznoszącym się nad Saint-Nazaire, ukazał się oczom Kalista w całej naiwnej prostocie, z jaką Bretończyk buduje powo-zy.Był, ku zdumieniu Kalista, pełny. Zostawiliśmy pannę de Pen-Hol, jej siostrę i siostrzenicę bardzo zmartwione, bowszystkie miejsca zajęli celnicy  powiedział stangret do Gasselina.136  Masz ci los!  zawołał Kalist.Rzeczywiście, pojazd był wypchany urzędnikami, którzy zapewne podążali na saliny, byzluzować kolegów.Przybywszy na placyk przed kościołem w Saint-Nazaire, placyk, skądwidać Paimboeuf i majestatyczne ujście Loary zmagającej się z morzem, Kalist ujrzał, jakFelicyta i margrabina powiewały chusteczkami, żegnając obu panów, których unosił parosta-tek.Beatrix była w tej chwili zachwycająca: na twarz jej padał łagodny cień słomkowegokapelusza, przystrojonego pękiem czerwonych maków i pąsową wstążką; spod muślinowejsukni w kwiaty wysuwała się smukła stopa w zielonym kamaszu; wspierała się na cieniutkiejparasolce, podając do przodu piękną, urękawiczoną dłoń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •