Home HomeBrian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House HarkonnenAldiss Brian W Wiosna Helikonii (SCAN dal 918)D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 1Physics Of Racing Series Brian Beckman (2)D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 2McLaughlin Brett Building Java Enterprise Applications Volume I ArchitectureGilstrap John Za kazda cene (2)Masterton Graham IkonLe Guin Ursula K Opowiesci z ZiemiomorzaCard Orson Scott Dzieci Umyslu (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Wciągał nozdrzami zapach no­cy i z satysfakcją obserwował mgłę spowijającą dolinę.Niemal postradał zmysły ze szczęścia, gdyż ludzie Zirra prowadzili do niego długo oczekiwanego Harry'ego Keogha.- Moi ludzie mają go - zwrócił się do swoich wampirzych nie­wolników, Sandry i Kena Layarda.- Mają nekroskopa i wiodą go do mnie.On śpi, upojony narkotykiem, i to jest bez wątpienia po­wód, dla którego nie możecie go namierzyć ani wejrzeć w jego myśli.Wasze talenty są karłowate i ograniczone.- Ach! - Layard zaczerpnął gwałtownie powietrza.- Tam.tam on jest.- Gdzie on jest? - Janosz chwycił go za ramię.Layard przymknął oczy, koncentrował się.- Blisko - powiedział.- Tam, na dole.Blisko Halmagiu.Ferenczy spojrzał pytająco na Sandrę.Kobieta przylgnęła do pozazmysłowego strumienia Layarda i podążyła jego śladem.- Jest tam.- Sandra skinęła powoli głową.- A jego myśli? - Janosz niecierpliwił się.- O czym nekroskop teraz myśli? Czy jest tak, jak podejrzewałem? Czy się boi? Ach, on jest utalentowany, lecz cóż za pożytek z ulotnych talentów wo­bec absolutnej siły? On rozmawia ze zmarłymi, tak, ale moi Cy­ganie są żywi.Mam więc przewagę.“Tak, rozmawia ze zmarłymi” - pomyślał Janosz.- “Nawet z moim ojcem, który od czasu do czasu gości w jego umyśle! A to znaczy, że tak jak ja znam nekroskopa, ten pies zna mnie! Nie mogę sobie pozwolić na chwilę odprężenia.To nie skończy się zanim.Może powinienem rozkazać zabić go teraz i ożywić w odpowiednim momencie.Nie, nie tędy droga, jeżeli mam być pra­wdziwym wampirem, muszę zabić go osobiście, a następnie skło­nić, by uznał we mnie pana!”Sandra przytuliła się do Kena i odebrała sygnały mowy zmarłych Harry'ego.Ferenczy zauważył to, podszedł do kobiety, potrząs­nął nią.- A więc? - zapytał drżącym głosem.- On.on rozmawia ze zmarłymi!- Jakimi zmarłymi? Gdzie?- Na cmentarzu w Halmagiu - wydyszała.- W twoim zamku!- Wieśniacy bali się mnie od wieków, nawet, kiedy byłem py­łem w słoiku.Nie znajdzie wśród nich sprzymierzeńców.A zmarli w moim zamku? Tam są głównie Zirrowie - zarechotał obrzydli­wie.- Oddali swoje życie do mojej dyspozycji.Nie będą się więc go słuchać po śmierci.On marnuje czas!Sandra, pomimo swej wampirzej siły, jeszcze zadrżała.- On.on rozmawiał z wieloma, i nie byli to Cyganie lecz wo­jownicy.Słyszałam tylko szemranie ich nieżywych umysłów, ale wszyscy płoną nienawiścią do ciebie!- Co? - Przez chwilę Janosz stał osłupiały, po czym wybuchnął śmiechem, który raczej przypominał wycie.- Moi Trakowie? Moi Grecy, Persowie, Scytowie? Oni są pyłem, najmarniejszym pro­chem ludzkim! Tylko strażnicy, których powołałem się liczą.Och, zapewniam cię, nekroskop może sprawić, że zwłoki pode-rwą się do marszu, ale nawet on nie może zbudować ludzi z garstki pyłu.A nawet gdyby mógł, ja wszak natychmiast złożyłbym ich z powrotem do ziemi! Mam go, jest w rozpaczy i poszukuje niepra­wdopodobnych sprzymierzeńców.Niech sobie z nimi rozmawia.- Znowu się roześmiał.- Chodźmy, trzeba poczynić pewne przy­gotowania.Cyganie prowadzili Harry'ego przez las obok skalnego urwi­ska.Ręce miał związane z tyłu i co chwila się potykał.Głowa bolała go potwornie, ale gdy zbliżyli się do podnóża góry, od razu wyczuł obecność ulotnych zjaw, niegdyś ludzi, wszędzie dokoła.Keogh pozwolił swej mowie zmarłych nawiązać z nimi kontakt i po chwili zorientował się, że było to tylko echo głosów Zirrów, z którymi rozmawiał w Miejscu Wielu Kości, głęboko w ruinach zamku Ferenczego.Dolną część wzgórza otulała mgła, jednak ko­pulasta kapliczka odbijała jasne światło księżyca.Ludzie rzeźbili kamienie, swoje własne kamienie nagrobne.Wspinali się na wy­żyny i składali z siebie ofiarę potworowi.- Ludzie? - szepnął Harry, sam do siebie.- Jak barany na rzeź! Mowa zmarłych Keogha była słyszana, zgodnie z jego intencją, i z zaniku na wyżynach spłynęła odpowiedź.- Nie wszyscy z nas.Ja na przykład, walczyłbym z nim, lecz on siedział w moim umyśle.Możesz mi wierzyć, kiedy mówię, że nie poszedłem do Ferenczego z własnej woli.Nie byliśmy takimi tchó­rzami, jak myślisz.Powiedz, czy widziałeś kiedyś igłę kompasu zwróconą na południe? Z równą łatwością Zirrowie, wybrani przez swego pana, mogli się mu sprzeciwić.- Kim jesteś? - zapytał nekroskop.- Dumitru, syn Vasile.- No, ty przynajmniej mówisz bardziej przekonywająco niż twój ojciec!Cyganie popychali Harry'ego bezceremonialnie przez pier­wszy odcinek wspinaczki.Jeden z nich wsadził mu palec między żebra.- Co tam mamroczesz? Czy to twoje modlitwy? Za późno na to, kiedy Ferenczy cię już wezwał.- Zaśmiał się.- Harry - powiedział Dumitru Zirra - gdybym mógł ci pomóc, zrobiłbym to.Jednak w Miejscu Wielu Kości zostałem okaleczony przez wilka, który służy bojarowi Janoszowi.Odgryzł mi nogi do kolan.Mógłbym się czołgać, gdybyś mnie wezwał, ale nie potrafię walczyć.Tylko powiedz, a zrobię, co w mojej mocy.- To znaczy, że w końcu natrafiłem na mężczyznę - odpowie­dział Keogh, tym razem w milczeniu, ma sposób właściwy jedy­nie jemu.- Leż w spokoju, Dumitru Zirra, gdyż potrzebuję czegoś więcej niż starych kości, by stanąć naprzeciw Janosza.Wspinaczka stała się teraz trudniejsza i Cyganie przecięli rze­mienie, krępujące nadgarstki Harry'ego.Zamiast tego założyli mu na szyję dwie pętle.- Przewróć się tylko teraz, Angliku, a sam się powiesisz - rzekł do mego jakiś Cygan.- W najlepszym razie wyciągniesz sobie trochę szyję!Harry nie zamierzał się przewracać.Mową zmarłych wywołał Mobiusa.- August? Jak idzie?- Już prawie tam jesteśmy, Harry! - odpowiedź nadeszła z li­pskiego cmentarza.- Jeszcze godzina, dwie, najwyżej trzy.- Postaraj się w pół godziny - poprosił nekroskop.- Być może nie zostało mi dużo więcej czasu.Inne głosy z cmentarza w Halmagiu stłoczyły się w nekroskopicznym umyśle Keogha.- Harry Keogh, odsuwasz się od nas.Wielkim kłamcą był ten, kto nazwał cię przyjacielem zmarłych!- Prosiłem was o pomoc.Odmówiliście mi.To nie moja wina, że świat zmarłych trzyma was w pogardzie! - odpowiedział głośno Keogh.Cyganie, szturmujący górę w światłe księżyca, popatrzeli po sobie.- Czy to jest szaleniec? Ciągle mówi do siebie!Harry otworzył wszystkie korytarze we własnym umyśle.Usu­nął bariery wewnątrz i zewnątrz, i od razu Faethor naskoczył na niego z wściekłością:- Idioto! Jestem jedynym, który może ci pomóc, a ty trzymasz mnie na dystans.Dlaczego to robisz, Harry?- Ponieważ ci nie wierzę - odpowiedział po cichu.- Twoje mo­tywy, twoje metody.Nie wierzę w ani jedną rzecz, jaką mówisz czy obiecujesz, Faethorze.Jesteś nie tylko ojcem wampirów, ale też ojcem kłamców.Ale masz jeszcze szansę.- Szansę? Jaką szansę?- Wynoś się z mojego umysłu i wracaj na swoje miejsce w Ploesti.- Nie wcześniej, niż cała rzecz zostanie doprowadzona do sa­mego końca! - rzekł Faethor Ferenczy.- A jaką mogę mieć pewność, że dotrzymasz słowa?- Nie możesz, nekroskopie!- Więc siedź w ciemności - powiedział Harry, odcinając go po­nownie.Byli już w połowie wspinaczki.Na Rodos minęła pierwsza trzydzieści w nocy.Darcy Clarke i jego zespół siedzieli dookoła stołu w jednym z pokoi hotelowych.Odzyskali siły po wykonanej robocie, rozmawiali o niedawnych przeżyciach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •