Home HomeRoberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzeniaRoberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzeniaRoberts Nora Marzenia 01 Smiale marzeniaChristopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)Dickson Gordon R Smoczy rycerz t.2WstrzasKeane M., D. Chase Dieta w chorobach nowotworowychdołęga mostowicz tadeusz kariera nikodema dyzmyVinge Joan D Krolowa Zimysamba
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tlumiki.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Głównynawigator, wstrząśnięty do głębi mordem popełnionym na krajowcach,nie zszedł ani razu na ląd podczas naszego postoju u brzegów SantaCristina; nic dobrego nie wynikłoby z jego starcia z pułkownikiem, doktórego łatwo mogło dojść.Oficerowie naszego okrętu podzielali jego oburzenie na okrutne inieustające masakry.Bosman siedział pewnego ranka w chatce maryna-rzy, kiedy wszedł nasz olbrzymi chorąży, don Tomas de Ampuero, iwidząc hakownicę opartą o ścianę, zapytał:- Cóż to takiego, przyjacielu Marcosie?- Od czasu ataku na okręt flagowy - odrzekł bosman - jeśli był torzeczywiście atak, generał kazał mi brać ze sobą broń, ilekroć schodzęna ląd.- Czy jest naładowana? - spytał chorąży.- To niepotrzebne - odparł.- Człowieku, czy to ma sens nosić ze sobą pusty arkabus? Daj, nabi-ję go.Wziął broń i nabił ją prochem i kulą; następnie sięgnął po krzesiwobosmana, skrzesał ognia, podpalił lont i poszedł do drzwi chaty mierzącod niechcenia w człowieka, który o jakieś pięćdziesiąt kroków stamtąd,siedząc okrakiem na drewnianym kozle, zajęty był obieraniem orzechakokosowego.I byłby go zastrzelił, gdyby bosman w porę nie podbiłhakownicy.Kula poszła w koronę palmy i przypadkiem ścięła dwakokosy, które spadły na ziemię.Mieszkańcy wioski powitali tę sztukęokrzykiem podziwu, nie wiedząc, że był to przypadek, i zaczęli prosićdon Tomasa, aby zestrzelił jeszcze parę.177 - Co chciałeś zrobić, panie? - spytał bosman z oburzeniem.- Zabić, oczywiście! - odrzekł don Tomas.- Pilnie naśladowałemprzykład moich zwierzchników.- Jak można być tak skorym do przelewu krwi? - ciągnął donMarcos.- Co ci ludzie zrobili wam złego?- Nie jest dowodem męstwa grać rolę wilka między jagniętami.Nigdyś nie słyszał, jaka to podłość i grzech mordować ciało, w którymmieszka nie odkupiona jeszcze dusza?- Przyjdzie dzień, kiedy dowiesz się tego, ale wtedy będzie już zapózno na skruchę.Chorąży obraził się na tę reprymendę i zawołał grubiańsko:- Ty podle urodzony marynarzu! Ty szumowino z Barcelony! Ktocię naznaczył stróżem mojego sumienia? Pilnuj się, żebyś którego dnianie postradał zębów albo i języka!- Czy nigdy nie mówiono ci - odparł bosman - że obowiązkiemkażdego katolika, choćby najskromniejszego stanu, jest piętnowaćgrzech, kiedy go widzi, nawet u osoby mającej więcej pól na tarczyherbowej i lepsze wykształcenie od ciebie?Słowa te położyły kres ich przyjazni, a szafarz wody Jaume, którybył przy tym obecny, powiedział:- Oto ktoś, kto jako dziecko mordował muchy, a jako chłopiec - ża-by i kocięta; o ile wiem, zastrzelił już z pół tuzina krajowców dla zwy-kłego kaprysu.Ta wyspa jest rajem ziemskim, gdzie człowiek, jak towidać z jego nagości i nieznajomości wstydu, uniknął klątwy Adama.Pracować ciężko nie potrzebuje, bo ziemia tu rodzi obficie, a klimat jestłagodny.Jeżeli o mnie chodzi, rad byłbym spędzić resztę życia wśródtych szczęśliwych ludzi, gdyby tylko był tu pod ręką ksiądz, który wy-spowiadałby mnie w godzinę śmierci i pochował po chrześcijańsku.Jakmoże chorąży pozwalać sobie na mordy w tym Edenie? Powinno by sięzamknąć go w domu wariatów i chłostać poty, aż złe duchy z wyciemuciekłyby z niego.178 Jaume mówił do rzeczy; poza trudem krzesania ognia przez ener-giczne tarcie twardym patykiem po kawałku hubki lub drążeniem czó-łen przy pomocy toporków o cienkiej, wygiętej klindze zrobionej zmuszli, nie było tu potrzeba żadnej pracy wymagającej wysiłku.Wodapłynęła z wieczystego zdroju.%7ływność zwisała z każdego drzewa, i tonie tylko owoce i orzechy, ale nawet chleb - w plantacji za wioską rosłysetki owych drzew chlebowych, jak je nazywaliśmy.Mają one zębateliście, podobne do liści papawu, a drewno ich nadaje się znakomicie donajróżniejszych celów.Owoc, który - jak nam mówiono - wisi na drze-wie przez pełne pół roku, jest jasnozielony, gdy dojrzeje, duży jak dłońchłopca i prawie okrągły, o łusce popękanej na krzyż jak u ananasa; zsamego środka wystrzela liściasta szypuła.Nie ma ani pestki, ani ziar-nek i prawie cały jest jadalny.Mieszkańcy wioski na różne sposobyprzyrządzali te owoce, które nazywali  białym jadłem i mieli za bar-dzo pożywne.Najczęściej piekli je w popiele, po czym zdzierali zwę-gloną skórkę i krajali na ćwiartki przed podaniem.W pełni sezonu zbie-rali wielkie ilości tych chlebowych owoców i zagniatali z nich owokwaskowate ciasto zwane tutao.Przy każdej chacie był wyłożony liść-mi dół pełen po brzegi tej substancji, która podobno przechowywała sięw dobrym stanie przez wiele lat, znalezliśmy też wielki dół wspólny dlacałej wioski, głęboki na całe dwadzieścia stóp - zapas na nieurodzajnelata.Zaproponowałem don Alwarowi, że może dobrze by było kupić odwodza tonę czy więcej tego ciasta, płacąc mu cackami, suknem i szkla-nymi butelkami, i upiec z pewnej ilości te złociste placki, które mupokazałem; z reszty zaś można by porobić kluski.Nie chciał słuchaćmojej propozycji twierdząc, że nie jest to chrześcijańskie jadło i żeżołnierze gardziliby nim z pewnością; ja jednak za dwa mosiężne guzynabyłem placka na własny użytek i schowałem go w kufrze okrętowym,który kupiłem na wyprzedaży rzeczy Miguela Llano.Jedynym179 prowiantem, który wzięliśmy z tej wyspy, były migdały średniej wiel-kości, bardzo tłuste, o łupinach bez spoin i luzno grzechoczących ją-drach.Każdy zdobywał sobie zapas na własną rękę, jedni za prezenty,drudzy grozbami, zależnie od tego, jaki kto miał charakter.Jadłem najbardziej poszukiwanym przez naszych ludzi była wie-przowina z pieczonymi kasztanami, ale lubili także wysysać słodki sokz trzciny cukrowej.Kasztany były ze sześć razy większe od hiszpań-skich, z taką samą kłującą łupiną i o podobnym smaku; wieprzowinabyła smaczna, ale przyprowadzono nam do zjedzenia wszystkiego sie-dem czy osiem wieprzy.Była to rasa czarna i zła o grubej, szpakowatejsierści; nie zamykano tych świń w chlewach, lecz przywiązywano zazadnią nogę do drzew.Podczas naszego napadu na wioskę wódz wydałrozkaz puszczenia wolno wszystkich świń, aby nie wpadły w naszeręce.Teraz powiedziano nam, że huk palby wypłoszył je na drugą stro-nę góry, ale mieszkańcy wioski mogliby bez wątpienia połapać ichdużo więcej, gdyby im na tym zależało.Kilku naszych żołnierzy poszłopewnego dnia zapolować na świnie, lecz lasy okazały się zbyt gęste nałowy i myśliwi wrócili z pustymi rękami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •