[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głównynawigator, wstrząśnięty do głębi mordem popełnionym na krajowcach,nie zszedł ani razu na ląd podczas naszego postoju u brzegów SantaCristina; nic dobrego nie wynikłoby z jego starcia z pułkownikiem, doktórego łatwo mogło dojść.Oficerowie naszego okrętu podzielali jego oburzenie na okrutne inieustające masakry.Bosman siedział pewnego ranka w chatce maryna-rzy, kiedy wszedł nasz olbrzymi chorąży, don Tomas de Ampuero, iwidząc hakownicę opartą o ścianę, zapytał:- Cóż to takiego, przyjacielu Marcosie?- Od czasu ataku na okręt flagowy - odrzekł bosman - jeśli był torzeczywiście atak, generał kazał mi brać ze sobą broń, ilekroć schodzęna ląd.- Czy jest naładowana? - spytał chorąży.- To niepotrzebne - odparł.- Człowieku, czy to ma sens nosić ze sobą pusty arkabus? Daj, nabi-ję go.Wziął broń i nabił ją prochem i kulą; następnie sięgnął po krzesiwobosmana, skrzesał ognia, podpalił lont i poszedł do drzwi chaty mierzącod niechcenia w człowieka, który o jakieś pięćdziesiąt kroków stamtąd,siedząc okrakiem na drewnianym kozle, zajęty był obieraniem orzechakokosowego.I byłby go zastrzelił, gdyby bosman w porę nie podbiłhakownicy.Kula poszła w koronę palmy i przypadkiem ścięła dwakokosy, które spadły na ziemię.Mieszkańcy wioski powitali tę sztukęokrzykiem podziwu, nie wiedząc, że był to przypadek, i zaczęli prosićdon Tomasa, aby zestrzelił jeszcze parę.177- Co chciałeś zrobić, panie? - spytał bosman z oburzeniem.- Zabić, oczywiście! - odrzekł don Tomas.- Pilnie naśladowałemprzykład moich zwierzchników.- Jak można być tak skorym do przelewu krwi? - ciągnął donMarcos.- Co ci ludzie zrobili wam złego?- Nie jest dowodem męstwa grać rolę wilka między jagniętami.Nigdyś nie słyszał, jaka to podłość i grzech mordować ciało, w którymmieszka nie odkupiona jeszcze dusza?- Przyjdzie dzień, kiedy dowiesz się tego, ale wtedy będzie już zapózno na skruchę.Chorąży obraził się na tę reprymendę i zawołał grubiańsko:- Ty podle urodzony marynarzu! Ty szumowino z Barcelony! Ktocię naznaczył stróżem mojego sumienia? Pilnuj się, żebyś którego dnianie postradał zębów albo i języka!- Czy nigdy nie mówiono ci - odparł bosman - że obowiązkiemkażdego katolika, choćby najskromniejszego stanu, jest piętnowaćgrzech, kiedy go widzi, nawet u osoby mającej więcej pól na tarczyherbowej i lepsze wykształcenie od ciebie?Słowa te położyły kres ich przyjazni, a szafarz wody Jaume, którybył przy tym obecny, powiedział:- Oto ktoś, kto jako dziecko mordował muchy, a jako chłopiec - ża-by i kocięta; o ile wiem, zastrzelił już z pół tuzina krajowców dla zwy-kłego kaprysu.Ta wyspa jest rajem ziemskim, gdzie człowiek, jak towidać z jego nagości i nieznajomości wstydu, uniknął klątwy Adama.Pracować ciężko nie potrzebuje, bo ziemia tu rodzi obficie, a klimat jestłagodny.Jeżeli o mnie chodzi, rad byłbym spędzić resztę życia wśródtych szczęśliwych ludzi, gdyby tylko był tu pod ręką ksiądz, który wy-spowiadałby mnie w godzinę śmierci i pochował po chrześcijańsku.Jakmoże chorąży pozwalać sobie na mordy w tym Edenie? Powinno by sięzamknąć go w domu wariatów i chłostać poty, aż złe duchy z wyciemuciekłyby z niego.178Jaume mówił do rzeczy; poza trudem krzesania ognia przez ener-giczne tarcie twardym patykiem po kawałku hubki lub drążeniem czó-łen przy pomocy toporków o cienkiej, wygiętej klindze zrobionej zmuszli, nie było tu potrzeba żadnej pracy wymagającej wysiłku.Wodapłynęła z wieczystego zdroju.%7ływność zwisała z każdego drzewa, i tonie tylko owoce i orzechy, ale nawet chleb - w plantacji za wioską rosłysetki owych drzew chlebowych, jak je nazywaliśmy.Mają one zębateliście, podobne do liści papawu, a drewno ich nadaje się znakomicie donajróżniejszych celów.Owoc, który - jak nam mówiono - wisi na drze-wie przez pełne pół roku, jest jasnozielony, gdy dojrzeje, duży jak dłońchłopca i prawie okrągły, o łusce popękanej na krzyż jak u ananasa; zsamego środka wystrzela liściasta szypuła.Nie ma ani pestki, ani ziar-nek i prawie cały jest jadalny.Mieszkańcy wioski na różne sposobyprzyrządzali te owoce, które nazywali białym jadłem i mieli za bar-dzo pożywne.Najczęściej piekli je w popiele, po czym zdzierali zwę-gloną skórkę i krajali na ćwiartki przed podaniem.W pełni sezonu zbie-rali wielkie ilości tych chlebowych owoców i zagniatali z nich owokwaskowate ciasto zwane tutao.Przy każdej chacie był wyłożony liść-mi dół pełen po brzegi tej substancji, która podobno przechowywała sięw dobrym stanie przez wiele lat, znalezliśmy też wielki dół wspólny dlacałej wioski, głęboki na całe dwadzieścia stóp - zapas na nieurodzajnelata.Zaproponowałem don Alwarowi, że może dobrze by było kupić odwodza tonę czy więcej tego ciasta, płacąc mu cackami, suknem i szkla-nymi butelkami, i upiec z pewnej ilości te złociste placki, które mupokazałem; z reszty zaś można by porobić kluski.Nie chciał słuchaćmojej propozycji twierdząc, że nie jest to chrześcijańskie jadło i żeżołnierze gardziliby nim z pewnością; ja jednak za dwa mosiężne guzynabyłem placka na własny użytek i schowałem go w kufrze okrętowym,który kupiłem na wyprzedaży rzeczy Miguela Llano.Jedynym179prowiantem, który wzięliśmy z tej wyspy, były migdały średniej wiel-kości, bardzo tłuste, o łupinach bez spoin i luzno grzechoczących ją-drach.Każdy zdobywał sobie zapas na własną rękę, jedni za prezenty,drudzy grozbami, zależnie od tego, jaki kto miał charakter.Jadłem najbardziej poszukiwanym przez naszych ludzi była wie-przowina z pieczonymi kasztanami, ale lubili także wysysać słodki sokz trzciny cukrowej.Kasztany były ze sześć razy większe od hiszpań-skich, z taką samą kłującą łupiną i o podobnym smaku; wieprzowinabyła smaczna, ale przyprowadzono nam do zjedzenia wszystkiego sie-dem czy osiem wieprzy.Była to rasa czarna i zła o grubej, szpakowatejsierści; nie zamykano tych świń w chlewach, lecz przywiązywano zazadnią nogę do drzew.Podczas naszego napadu na wioskę wódz wydałrozkaz puszczenia wolno wszystkich świń, aby nie wpadły w naszeręce.Teraz powiedziano nam, że huk palby wypłoszył je na drugą stro-nę góry, ale mieszkańcy wioski mogliby bez wątpienia połapać ichdużo więcej, gdyby im na tym zależało.Kilku naszych żołnierzy poszłopewnego dnia zapolować na świnie, lecz lasy okazały się zbyt gęste nałowy i myśliwi wrócili z pustymi rękami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]