[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale zobaczył tylko Litowkę.W ciągu krótkiej chwili spojrzenia ich skrzyżowały się.Seweryn patrzył spokojnie, ledwie uchwytny uśmiech rozchylił mu wargi.Litowka zdążył tylko wyciągnąć ręce.Już stangret zaciął konie i powóz głośnym turkotem szybko się potoczył.Zwierzęcy ryk wydobył się z piersi karczmarza.Natychmiast chwyciło go dwóch policjantów.Ale chociaż był skuty, nie mogli sobie z nim poradzić.Walczył z obłąkaną siłą, z pianą na ustach bełkocząc niezrozumiałe słowa.Zabrano go wtedy dopiero, gdy stracił przytomność.Podczas kiedy w Sedelnikach rozgrywały się te wypadki, Morawiec, nie mogąc się doczekać przyjścia księdza Siechenia, wywlókł się z szałasu i choć słaniał się z wyczerpania - ruszył w dalszą drogę.Sen pokrzepił go cokolwiek, gorączka opadła, wstąpiła w niego nadzieja, że zdoła się wyratować.Uszedł już spory kawałek, gdy natknął się na leżącego na ziemi proboszcza.Ksiądz Siecheń był nieprzytomny, w gorączce nie poznawał nachylonego nad sobą mężczyzny.Morawiec znalazł przy nim chleb i małą butelkę wina, w portfelu pięćdziesiąt złotych.Chciwie zjadł razowiec i popił cienkim trunkiem.Wolność?Las stał w ciszy, słychać było szelest opadającej mgły.Długo siedział przy chorym.Nagle, jakby się zbudził ze snu, wstał i rozejrzał się dokoła.Wysoko prześwitywało szare niebo, blisko pachniała świeżą wilgocią ziemia.Dzięcioł kuł gdzieś niedaleko.Morawiec przymknął oczy i słuchał tego równego i czystego głosu.Potem przyklęknął i podźwignąwszy oburącz księdza Siechenia wziął go na ramiona.Z tym ciężarem ruszył wolno w stronę Sedelnik.Sierpień 1937 - kwiecień 1938
[ Pobierz całość w formacie PDF ]