[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zginęła mi już kiedyś piękna fajka z wrzośca i laska ze srebrną główką.– To niezbyt zachęcająca reklama – uśmiechnął się ojciec Lucas.– „Kolegium Teologiczne to gniazdo złodziei – twierdzi zakonnik.”Ojciec Quinlan zaśmiał się, zapakował szpony i włosy i wsunął zawiniątko do wyściełanej koperty.– A tu masz klucz.Nie chcemy go przecież zgubić.Ojciec Lucas otworzył drzwi gabinetu.– Nie jestem całkiem pewien, czy pan Williams naprawdę wierzy w Objawienie – zauważył.Jego przyjaciel wzruszył ramionami.– To raczej ponure, zresztą jak większość przepowiedni.– Ten chłopiec u niego w mieszkaniu.Mam dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności, że to Boofuls.– Tak.Szkoda, że pan Williams nie był jeszcze skłonny obdarzyć nas pełnym zaufaniem.No, ale to wszystko ciężko przełknąć za jednym zamachem – połączenie Objawienia i Lewisa Carrolla.Mnie samemu trudno było uwierzyć, kiedy pierwszy raz się z tym zetknąłem.– Teraz jednak nie masz już wątpliwości?Ojciec Quinlan potrząsnął głową.– Żadnych.Ojciec Lucas pożegnał się i wyszedł z budynku bocznymi drzwiami.Jego powgniatany czerwony datsun stał zaparkowany w cieniu kaplicy.Wgramolił się do środka, a zawieszenie jęknęło niczym zarzynana świnia.Uruchomił silnik i już miał wyjechać z parkingu, kiedy przypadkiem spojrzał na wypchaną kopertę, leżącą na siedzeniu obok niego.A gdyby tak pojechać do „Boskiego Hollywood” i otworzyć drugą skrytkę? Im prędzej to zrobi – im prędzej zamknie szczątki w swym sejfie u Świętej Teresy – tym mniejsze ryzyko, że ktoś inny znajdzie je pierwszy i spróbuje zrekonstruować roztrzaskane ciało Szatana.Spojrzał na zegarek.Dwadzieścia po jedenastej.Był jednak pewien, że jeszcze zastanie kogoś w recepcji.W końcu większość klienteli hotelu nie odróżniała dnia od nocy.Pojechał na wschód Santa Monica Boulevard.Od czasu do czasu zerkał na odbicie swych oczu we wstecznym lusterku.Były nieco zamglone i przekrwione, nie wiedział jednak, dlaczego.Zapewne z powodu zbyt dużej ilości czerwonego chardonnay ojca Quinlana.Nie pił zbyt często.Mimo to jednak zaskakiwało go, jak dziwnie się czuje – jak oderwany, jakby to jego ciało zabierało go do „Boskiego Hollywood”, choć umysł nie ma na to specjalnej ochoty.Ojciec Lucas zawsze lubił myśleć o sobie jako o człowieku tradycyjnym i pragmatycznym.Wierzył w moce ciemności i wierzył, że ludzie mogą być opętani przez złe duchy.Wierzył nawet, że Boofuls w jakiś sposób powrócił poprzez lustro w mieszkaniu Martina – jako coś w rodzaju żywego hologramu.Ale niełatwo mu było przyjąć teorię ojca Quinlana o drugim nadejściu Szatana.Lecz myśl, że Szatan, władca chaosu, mógłby faktycznie pojawić się w Hollywood pod koniec lat osiemdziesiątych, i to Szatan z krwi i kości – cóż, to był jeden z tych konceptów, których jego zdyscyplinowany umysł nie był w stanie objąć.Jechał teraz Hollywood Boulevard.O tej porze przybierał on swoją najgorszą postać – na chodnikach tłoczył się tłumek punków, obszarpańców i ćpunów oraz zataczających się włóczęgów.Nieskazitelnie ubrany Murzyn w białym kabriolecie eldorado minął ojca Lucasa, unosząc w pozdrowieniu cętkowany kapelusz.– Dobry wieczór, wasza wielebność.Co tam słychać ostatnio w niebie?– Dobry wieczór, Perry – odparł ojciec Lucas.– Powiem ci, kiedy już się tam znajdę.– Proszę się nie martwić, wasza wielebność, będę tam przed panem.– Na pewno, Perry – uśmiechnął się ksiądz.– Na pewno.Skręcił w Vine i zaparkował przed „Boskim Hollywood”.Natychmiast podszedł do niego mały Meksykanin, nie mający więcej niż osiem lat, i zaproponował, że przypilnuje mu radia.– Obawiam się, że dawno już zniknęło – powiedział mu ojciec Lucas.– To może nakładki na koła?– Weź je sobie, jeśli przydadzą ci się bardziej niż mnie.– Nie chcę takich nakładek.Jakbym miał coś wziąć, to zabrałbym ten cały zrypany wóz.Ojciec Lucas nachylił się nad chłopcem, opierając dłonie na kolanach, tak aby móc spojrzeć mu prosto w oczy.– Dotknij tylko mojego zrypanego wozu jednym brudnym paluchem, a oberwę ci tę twoją zrypaną głowę.I nigdy więcej nie używaj takiego języka w obecności księdza ani nikogo innego.Chłopiec wpatrzył się w niego szeroko otwartymi oczami.– Nie, proszę pana.Przepraszam pana.Przypilnuję panu samochodu, proszę pana.Ojciec Lucas przecisnął się między prostytutkami i amatorkami i wspiął się na schody prowadzące do hotelu.Z boku stopni ktoś zwymiotował falę czegoś malinowoczerwonego, a setki butów rozniosły to wszędzie wokół.Ojciec Lucas przepchnął się przez dygoczące drzwi obrotowe i przeciął kiepsko oświetlony hol.Jeden z hotelowych obdartusów zataczał się po całym hallu, wymachując butelką w brązowej papierowej torebce i śpiewając:– To melodia.tak piękna.jak mam się.opamiętać.każda z nut.twego serca.pocałunkiem mi jest.„Boofuls”, pomyślał ojciec Lucas.„Jest wszędzie.Zupełnie jak burza, kiedy w powietrzu czuje się jej nadejście.”Recepcjonista siedział z nogami na ladzie, czytał komiks Wędrówka Elfów i palił papierosa.Pół butelki gatorade i nadgryziony hot-dog wskazywały, że był właśnie w trakcie kolacji.Kiedy ksiądz podszedł bliżej, recepcjonista uniósł wzrok i głośno pociągnął nosem.– Co słychać, ojcze? Przyszedłeś zbawić nasze dusze?– Gdybym tylko mógł – odparł ojciec Lucas.Młody człowiek odłożył komiks i zdjął nogi z blatu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]