[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wierzę, że twe obecne przybycie nie jest bez znaczenia, właśnie teraz, kiedy czuję się osaczona i kiedy nie mam się do kogo zwrócić, gdy moi najlepsi doradcy, a nawet przyjaciele, przypominają bardziej wrogów niż przyjaciół.Irielle!- Tak, o Pani - odezwała się Irielle pełna lęku.Zawsze dotąd Kerridis zwracała się do niej głosem matki folgującej rozbrykanemu dziecku.Teraz zaś jej głos był kamiennym głosem surowej władczyni.- Masz zrobić wszystko, by nie przeszkodzono mi ponownie aż do zebrania się Wielkiej Rady, inaczej niech nas wszystkich chaos pochłonie! I tylko nie złam tego zakazu! - Słowa Kerridis zabrzmiały jak trzask bicza.Z opuszczoną głową Irielle wyszeptała: - Będę posłuszna, Pani.- Cieniu, podejdź.- Kerridis wyciągnęła dłoń w jego stronę.Fenton ujrzał blask wielkiego, migoczącego diademu.Wysoka korona ocieniała część twarzy Kerridis.Nagle tajemniczy blask zamigotał silniej, ziemia zawirowała pod stopami Fentona, a mgliste, słoneczne światło zniknęło.Cam stał teraz spowity zielonkawą poświatą, przenikającą przez welony z mchu i zasłonę wodospadu.Poczuł na czole kojący chłód drobinek wody.Kerridis siedziała na posłaniu utkanym z aksamitnych mchów.Promienie światła odbite od zasłony wodospadu rozjaśniały jej twarz.Wyglądała tak, jakby była spowita w połyskującą światłość, a jej oczy rzucały błyskawice.Fenton drgnął przestraszony.Uśmiechnęła się smutno, gdy to spostrzegła.- Zbieram siły przed Radą.Będę potrzebowała wielkiej mocy, by stawić czoło mym przyjaciołom i wrogom - odezwała się.- Na szczęście nie potrzebuję jej w rozmowie z tobą.Nie powinnam ukazywać się Irielle w takiej postaci, wszak ona nie ma złych zamiarów.- Powoli uniosła połyskujące od klejnotów dłonie na wysokość czoła.Zdjęła koronę, odłożyła ją na bok i oczom Fentona ukazała się blada, smutna twarz kobiety, która była ubrana w seledynową szatę, luźno spływającą po jej smukłym ciele.Włosy Kerridis, delikatnie okalające jej twarz, również jakby straciły swój dawny blask.Westchnęła i powiedziała:- Jesteś zmęczony, podejdź tu.Oto vrill, powinien ci ulżyć.Palce Fentona zacisnęły się na małym, podłużnym, seledynowym kamieniu.Poczuł ulgę.Skurcze, które dotychczas chwytały jego mięśnie, zelżały.Kerridis zaprosiła go skinieniem ręki, by usiadł.Zatonął w czymś, co wydawało się łożem z mchu.- Findhal twierdzi, że stanowisz dla nas zagrożenie.Wydaje mu się tak dlatego, że żelazory podążają wszędzie tam, gdzie ty się znajdujesz.Ale żelazory były w tym świecie długo przed twoim przybyciem i jeśli ktoś je sprowadził to Pentarn.Nie wierzę, byś był z nim sprzymierzony przeciwko nam.- Nie - rzekł Fenton.- Jestem przerażony, bo żelazory przedostały się również do mojego świata, a gdy o tym mówię, nikt nie chce mi wierzyć.Kerridis uśmiechnęła się nieznacznie.- Wydaje mi się, że wszyscy wolelibyśmy nie wierzyć w żelazory, gdyby tylko nasza niewiara mogła zmusić je do odejścia.Być może istnieją światy, w których są one mile widziane i życzyłabym sobie, żeby tam pozostały.Findhal ma oczywiście rację, kiedy mówi, że powinniśmy wzmocnić nasze środki bezpieczeństwa i sprzymierzyć się z każdym światem, który będzie nam skłonny pomóc.Sądzę, że Pentarn przekonał żelazory, by uczyniły nas głównym celem ataków.Im to odpowiada, bo my i nasze zwierzęta jesteśmy dla nich wymarzonym żerem - mówiąc to Kerridis wzdrygnęła się.- To prawda, że one boją się naszych vrillowych mieczy, tak samo jak my boimy się dotyku ich ciał, ale mimo to są silniejsze i liczniejsze od nas.Nie wiem, czy uda nam się je powstrzymać, ponieśliśmy już bardzo ciężkie straty.- Jak Pentarn zdołał to uczynić? - spytał Fenton.- Nie jestem pewna - odpowiedziała - ale sądzę, że znalazł sposób na otwieranie Bram naszego świata bez pośrednictwa Domu na Rozstajach.Strażnicy Domu są zaprzysiężeni, aby utrzymywać równowagę między światami.Drapieżniki nie mogą więc przechodzić z jednego wymiaru do drugiego poza okresami, gdy Bramy same się otwierają.Jeśli Pentarn był w stanie je otworzyć, można by go przekonać, żeby je zamknął.Wiem, co mogłoby go przekonać, ale nie mam zamiaru tego uczynić.- Co mogłoby go przekonać? - zapytał Fenton, choć właściwie znał już odpowiedź.- Chce odzyskać swego syna.Chce, by Joel Tarnsson wrócił do niego.Ja jednak przyrzekłam Joelowi, że na zawsze może znaleźć u nas schronienie i nie złamię raz danego słowa.W Domu na Rozstajach powiedzenie „Nie ufaj Alfarom" jest przysłowiowe i czasami obawiam się, że to prawda.Nigdy nie wyglądamy dwa razy tak samo, ale jest tak dlatego, że nasz świat podlega ciągłym zmianom, a my musimy się zmieniać wraz z przypływami i odpływami czasu naszego świata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]