Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dQuinnell A J Szlak lezSilberberg Robert Prady czasuEco Umberto Imie RozyHearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej ÂŚmierci
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Co oni tam robili? Było już po lunchu, po tortillach.I po sjeście.Przecież widzieli, że mam od groma roboty? Dlaczego nie chcieli mi pomóc?Niebo na zachodzie pociemniało, ale zauważyłem to dopiero wtedy, kiedy na ganek wyszli babcia i dziadek.- Może padać - powiedział dziadek.- Lepiej już skończ.Wymyłem pędzle, a puszki z farbę schowałem pod ławkę, jakby burza mogła je uszkodzić.Usiadłem, po mojej lewej stronie usiadła babcia, po prawej Dziadzio i wsłuchaliśmy się w pomruk grzmotu na południowym zachodzie.Czekaliśmy na deszcz.ROZDZIAŁ 33Nasz nowy obrządek powtórzył się nazajutrz po późnym śniadaniu.Przeszliśmy przez mokre podwórze, stanęliśmy za stodołą na skraju pola i zobaczyliśmy nie wodę, która zebrała się tam po nocnym deszczu, tylko mętną breję ze strumienia.Miała prawie osiem centymetrów głębokości i ciągle przybie­rała, gotowa rozpocząć powolny marsz w stronę stodoły, szopy z narzędziami, kurników i naszego domu.Łodygi krzewów były pochylone na wschód: powyginał je szalejący nocą wiatr.Kulki bawełny obwisły pod ciężarem deszczówki.- Dziadku, dom też zaleje? - spytałem.Dziadzio pokręcił głową i objął mnie ramieniem.- Nie, nie zaleje.Już kilka razy podchodziła bardzo blisko, ale dom stoi dobre półtora metra wyżej.Nie martw się.- Raz zalała stodołę - powiedział tato.- Rok po narodzi­nach Luke’a, tak?- W czterdziestym szóstym - odrzekła babcia, która pa­miętała wszystkie daty.- Ale to było w maju - dodała - dwa tygodnie po tym, jak skończyliśmy siać.Ranek był chłodny i wietrzny, a cienka warstwa chmur zapowiadała względnie dobrą pogodę.Idealny dzień na malo­wanie, oczywiście zakładając, że znalazłbym kogoś do pomocy.Meksykanie stali blisko, ale nie na tyle blisko, żeby do nich zagadać.Niebawem, może już za kilka godzin, odjadą, i tyle ich zobaczę.Zawieziemy ich do spółdzielni i zaczekamy, aż przyjdzie po nich farmer, którego jeszcze nie zalało.Podsłuchałem, jak dorośli rozmawiają o tym przy śniadaniu przed wschodem słońca, i omal nie wpadłem w panikę.Dziewięciu Meksykanów mogło pomalować zachodnią ścianę w niecały dzień.Mnie zajmie to miesiąc.Nie pora na nie­śmiałość.Kiedy wracaliśmy do domu, zaczekałem na nich i powie­działem:- Buenos días.Como esta?Odpowiedziała mi cała dziewiątka.Szli do stodoły, czekał ich kolejny zmarnowany dzień.Towarzyszyłem im, dopóki nie oddaliliśmy się od rodziców.Wtedy rzuciłem:- Chcecie trochę pomalować?Miguel przetłumaczył pytanie i wszyscy się uśmiechnęli.Dziesięć minut później trzy z sześciu puszek farby były już otwarte, a przy zachodniej ścianie domu stał tłumek malarzy.Kilku biło się o trzy pędzle, reszta wznosiła rusztowanie.Wskazywałem ręką to tu, to tam, wydając polecenia, ale nikt mnie nie słuchał.Miguel i Roberto to samo robili po hiszpań­sku, ale koledzy słuchali ich tak samo jak mnie.Mama i babcia zmywały naczynia i wyglądały przez kuchen­ne okno.Dziadek był w szopie i dłubał w silniku traktora.Tato poszedł na długi spacer, pewnie po to, żeby ocenić rozmiar szkód i trochę się pomartwić.Meksykanie malowali w pośpiechu.Żartowali, śmiali się i wzajemnie wyszydzali, ale pracowali dwa razy szybciej niż przed dwoma dniami.Nie marnowali ani sekundy.Co pół godziny pędzle przechodziły z ręki do ręki, tak że w pogotowiu zawsze czekała wypoczęta zmiana.O dziesiątej dotarli prawie do werandy.Dom nie był duży.Z radością schodziłem im z drogi.Pracowali tak szybko, że gdybym któregoś zastąpił, spowolniłbym tylko postęp prac.Poza tym ich pomoc była tymczasowa.Zbliżała się chwila, kiedy miałem zostać sam na sam z resztą domu.Mama przyniosła nam mrożoną herbatę i kruche ciasteczka, ale Meksykanie nie przerwali malowania.Najpierw zjedli i wypili ci, którzy siedzieli ze mną pod drzewem, potem ci, którzy machali pędzlem.- Starczy wam farby? - spytała szeptem.- Nie.Mama wróciła do kuchni.Do lunchu skończyliśmy całą ścianę i w blasku rzadko wyglądającego zza chmur słońca lśniła na niej gruba warstwa białej farby.Zostało nam tylko cztery i pół litra.Zaprowadzi­łem Miguela pod wschodnią ścianę i pokazałem mu miejsce, którego Trot nie mógł dosięgnąć.Miguel rzucił kilka rozkazów i ekipa wzięła się do roboty.Zastosowali nową metodę.Nie przesuwali rusztowania, tylko Pepe i Luis, dwóch najdrobniejszych Meksykanów, usadowili się na ramionach Pabla i Roberto, którzy byli najroślejsi, i zaczęli malować deski pod dachem; oczywiście wywołało to nie kończącą się serię komentarzy i żarcików.Farba się wreszcie skończyła i trzeba było coś zjeść.Uścis­nąłem im ręce i wylewnie podziękowałem.Wracając do sto­doły, śmiali się wesoło i rozmawiali.Patrzyłem za nimi przez chwilę, a potem spojrzałem na pole za stodołą.Na jego skraju widać było wodę.To dziwne: przybierała nawet wtedy, gdy świeciło słońce.Jeszcze raz obejrzałem nasze dzieło.Tylna i boczne ściany domu wyglądały jak nowe.Została tylko frontowa, ale wie­działem, że jako stary weteran dam radę pomalować ją bez pomocy Meksykanów.- Luke, jedzenie na stole.- Na ganku stała mama.Ponieważ wciąż zwlekałem, podziwiając jaskrawą biel ścian, podeszła do mnie i też spojrzała na dom.- Pięknie - powiedziała.- Dobra robota.- Dzięki.- Ile zostało ci farby?- Nic.Skończyło się.- Ile potrzebujesz na frontową ścianę?Na frontowej ścianie, nieco krótszej od zachodniej i wschod­niej, była weranda, którą musiałem pomalować, tak jak poma­lowałem ganek.- Osiemnaście, dwadzieścia litrów - odrzekłem, jakbym od urodzenia malował domy.- Nie chcę, żebyś wydawał pieniądze na farbę.- To moje pieniądze.Mówiła mama, że mogę za nie kupić, co chcę.- To prawda, ale nie powinieneś ich wydawać na coś ta­kiego.- Ale ja chcę.Chcę pomóc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •