[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lubił służbę.Płacił im oczywiście bardzo dobrze.Clemency i Roger mają dochodzącą sprzątaczkę.Nie lubią służby, to znaczy Clemency nie lubi.Gdyby Roger nie jadł codziennie posiłków w pracy, głodowałby.Clemency uznaje tylko sałatę, pomidory i surową marchew.My czasem mamy służących, ale kiedy matka zaczyna szaleć, natychmiast odchodzą, więc przez pewien czas zatrudniamy służbę dochodzącą, a potem wszystko zaczyna się od nowa.Stale jest niania i to ona zażegnuje domowe niebezpieczeństwa.Teraz wiesz.Sophia odeszła.Opadłem na jedno z wielkich brokatowych krzeseł i oddałem się spekulacjom.Na górze zobaczyłem to od strony Brendy.Teraz poznałem punkt widzenia Sophii, a właściwie całej rodziny Leonidesów.Nie lubili obcej, która dostała się między nich podstępem.Mieli do tego pełne prawo.Ale w zachowaniu Brendy było też coś ludzkiego, czego nie dostrzegali.Zawsze byli bogaci i dobrze sytuowani.Nie mieli pojęcia o pokusach biedaków.Brenda Leonides pragnęła bogactwa, ładnych rzeczy, bezpieczeństwa.i domu.Twierdziła, że w zamian uszczęśliwiała starego męża.Współczuł jej.Z pewnością podczas rozmowy z nią odczuwałem współczucie.Ale czy tak samo silnie czułem je teraz?Dwie strony tej samej sprawy, dwa różne kąty widzenia.Który jest prawdziwy?Mało spałem ubiegłej nocy.Od samego rana towarzyszyłem Tavemerowi.Teraz w ciepłej, pachnącej kwiatami atmosferze salonu Magdy Leonides, moje ciało odprężyło się w miękkich objęciach wielkiego fotela, moje powieki opadły.Myślałem o Brendzie, Sophii, portrecie starego mężczyzny.Wszystko razem rozpłynęło się w przyjemnej, obezwładniającej mgle.Usnąłem.10.Wracałem do świadomości stopniowo, tak że z początku nie zdawałem sobie sprawy z tego, iż w ogóle spałem.W nozdrzach czułem aromat kwiatów.Przed oczyma majaczyła mi unosząca się w powietrzu biała plama.Dopiero po kilku sekundach zrozumiałem, że patrzę na ludzką twarz, która sprawiała wrażenie zawieszonej w powietrzu w odległości około pół metra ode mnie.Kiedy przytomność wróciła mi już w pełni, poprawiła się też wizja.Wpatrująca się we mnie twarz przypominała oblicze chochlika - była okrągła, miała wypukłe czoło, zaczesane do tyłu włosy i małe czarne oczy błyszczące jak dwa paciorki.Ale z całą pewnością należała do jakiegoś ciała, drobnego i chudego.Patrzyła na mnie badawczo.- Cześć - powiedziała.- Cześć - odpowiedziałem, mrugając powiekami.- Jestem Josephine.Odgadłem to już wcześniej.Na pierwszy rzut oka oceniłem, jedenaście lub dwanaście lat Była fantastycznie brzydkim dzieckiem, z wyglądu podobnym do dziadka.Pomyślałem, że może posiada też jego inteligencję.- Jesteś chłopakiem Sophii - powiedziała.Nie potwierdziłem prawdziwości tej uwagi.- Ale przyjechałeś z inspektorem Tavernerem.Dlaczego przyjechałeś z inspektorem Tavemerem?- To mój przyjaciel.- Tak? Nie lubię go.Nie powiem mu.- Czego?- Tego, co wiem.Wiem dużo rzeczy.Lubię wiedzieć.Usiadła na poręczy krzesła i natarczywie przyglądała się mojej twarzy.Poczułem się nieswojo.Dziadek został zamordowany.Wiedziałeś?- Tak - odparłem.- Wiedziałem.- Został otruty.E-se-ri-na - wymówiła starannie.- To ciekawe, prawda?- Chyba tak.- Eustace i ja bardzo się tym interesujemy.Lubimy kryminały.Zawsze chciałam być detektywem.Teraz nim jestem.Zbieram poszlaki.Pomyślałem, że to rzeczywiście upiorne dziecko.Wróciła do zadawania pytań.- Ten mężczyzna, który przyszedł z inspektorem Taveme-rem, to też detektyw, prawda? W książkach piszą, że detektywów w cywilu można rozpoznać po wysokich butach.Ale on nosi zamszowe półbuty.- Stare porządki zmieniły się.Josephine zinterpretowała tę uwagę po swojemu.- Tak - powiedziała.- Teraz będzie dużo zmian.Zamieszkamy w domu na Embankment.Mama pragnęła tego od dawna.Ucieszy się.Ojcu będzie wszystko jedno, byle tylko mógł zabrać z sobą swoje książki.Wcześniej nie było go na to stać, stracił mnóstwo pieniędzy na „Jezebel”.- Jezebel? - zdziwiłem się.- Tak, widziałeś ją?- Och, to sztuka? Nie, nie widziałem.Byłem za granicą.- Krótko ją grali.Właściwie zrobiła kompletną klapę.Nie sądzę, by mama nadawała się do roli Jezebel, a ty?Zastanowiłem się nad wrażeniem, jakie zrobiła na mnie Magda.Ani postać w brzoskwiniowym peniuarze, ani ta w szytym na miarę kostiumie nie przywodziła na myśl Jezebel, ale mogły być jeszcze inne Magdy, których nie widziałem.- Możliwe, że nie - powiedziałem ostrożnie.- Dziadek zawsze mówił, że to będzie klapa.Powiedział.że nie utopi pieniędzy w sztuce historyczno-religijnej, która nie ma szans na zrobienie kasy.Mnie się to przedstawienie nie podobało.Nie przypominało tej historii z Biblii.To znaczy Jezebel wcale nie była podła.Była patriotyczna i w ogóle miła.A przez to nudna.Tylko koniec był w porządku.Wyrzucili ją przez okno.Ale nie było psów, które by ją pożarły.Myślę, że szkoda, a ty? Ta część o psach i pożeraniu podoba mi się najbardziej.Mama mówi, że na scenie nie może być psów, ale nie rozumiem, dlaczego.Aktorzy mogliby zagrać psy.- Zacytowała z upodobaniem: Pożarty ją, zostawiając jedynie dłonie.Dlaczego nie zjadły dłoni?- Nie mam pojęcia - odparłem.- Nie sądzisz chyba, że psy mają szczególne prawda? Nasze psy nie mają.Jedzą wszystko.Josephine dumała kilka sekund nad biblijną tajemnicą.- Przykro mi, że sztuka zrobiła klapę – powiedziałem.- Tak.Mama ogromnie się martwiła.Recenzje były okropne.Kiedy je przeczytała, zalała się łzami i płakała caly dzień.Nawet rzuciła tacę ze śniadaniem w Gladys.To było zabawne.- Widzę, że lubisz dramaty - zauważyłem.- Zrobili dziadkowi sekcję zwłok - odparła Josephine.- Odkryli, że zmarł na APM.Sądzę, że to kłopotliwa nazwaa, bo skrót P.M.oznacza też premiera.- Żal ci, że dziadek umarł? - zapytałem.- Niespecjalnie.Nie lubiłam go.Nie pozwalał mi się uczyć baletu.- Chciałaś się uczyć baletu?- Tak.I mama tego chciała, a tato nie miał nic przeciwko temu, ale dziadek się nie zgodził.Zsunęła się z poręczy krzesła, zrzuciła buciki i próbowała stanąć na czubkach palców.- Trzeba mieć do tego odpowiednie pantofle – wyjaśniła - ale nawet wtedy można dostać okropnych odcisków na palcach.- Włożyła buty i zapytała niedbale: - Podoba ci się ten dom?- Nie jestem pewien - odparłem.- Teraz zostanie sprzedany.Chyba że nadal będzie tu mieszkać Brenda.I przypuszczam, że wuj Roger i ciotka Clemency teraz nie wyjadą.- A mieli zamiar wyjechać? - zapytałem z nagłym zainteresowaniem.- Tak.Chcieli wyjechać we wtorek.Gdzieś za granicę.Samolotem.Ciotka Clemency kupiła jedną z tych lotniczych walizek.- Nie słyszałem nic o ich wyjeździe.- Nie - zgodziła się Josephine.- Nikt nie wiedział.To była tajemnica.Nie zamierzali nikomu powiedzieć.Chcieli tylko zostawić notatkę dla dziadka.Po chwili dodała:- Ale nie przypiętą do poduszeczki na szpilki, jak to robią w staromodnych książkach żony, które opuszczają mężów.To głupie, a poza tym teraz nikt nie ma już poduszeczek na szpilki.- Oczywiście.Czy wiesz, dlaczego wuj Roger chciał wyjechać?Rzuciła mi znaczące spojrzenie.- Myślę, że tak.Ma to jakiś związek z jego biurem.Wydaje mi się, ale nie jestem pewna, że coś sprzeniewierzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]