Home Home§ Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy GordianusaSaylor Steven Roma sub rosa t Ostatnio widziany w MassiliiSaylor Steven Roma sub rosa t Morderstwo na Via AppiaSaylor Steven Roma sub rosa t Zagadka KatylinySteven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American LWHITLEY STRIEBER WspolnotaDick Philip K Plyncie lzy moje rzekl policjantAmy Tan Corka Nastawiacza KosciBarnes Julian Pod slonce (SCAN dal 795)Kitowicz J Opis obyczajow w polsce za pano
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tynka123.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Gdy spojrzał na miasto, w jego oczach pojawił się błysk.– Malyntaeas – powiedział z westchnieniem.– Nathijczycy, Genabarianie i Korhivijczycy mieszkają tu obok siebie.A co nie pozwala im skoczyć sobie do gardeł? Nie kto inny jak malazański gubernator i trzy kompanie z Pułku Ashockiego.Widzisz tę na wpół zburzoną twierdzę, Karso? To są ślady po wojnie między Nathijczykami a Korhivijczykami.W zatoce zebrała się cała nathijska flota.Ciskali głazami w mury.Byli tak zajęci zabijaniem siebie nawzajem, że nawet nie zauważyli przybycia malazańskich wojsk.Dujek Jednoręki, trzy legiony Drugiej Armii, Podpalacze Mostów i dwóch wielkich magów.To było wszystko, czym dysponował Dujek, ale pod koniec dnia cała nathijska flota leżała na mulistym dnie zatoki, wszyscy członkowie genabariańskiej dynastii królewskiej, którzy schowali się w swym czerwonym jak krew zamku, byli martwi, a korhivijska twierdza skapitulowała.Statek podpłynął do szerokiego, kamiennego nadbrzeża.Marynarze wylegli na pokład.Torvald rozciągnął usta w uśmiechu.– Pewnie myślisz, że bardzo dobrze się stało.Siłą narzucono pokój i tak dalej.Ale teraz pięść straci dwie ze swych trzech kompanii.Co prawda, ponoć wysłano już zmienników.Ale kiedy przybędą? Skąd? Ilu ich będzie? Widzisz, co się dzieje, mój drogi Teblorze, kiedy plemię rozrasta się za bardzo? Nawet najprostsze zadania stają się niewykonalne.Wszyscy muszą się poruszać na oślep we wszechobecnej mgle zamieszania.Tuż za plecami Daru, po lewej stronie Karsy, rozległ się czyjś chichot.Pojawił się krzywonogi, łysy oficer, który wlepił spojrzenie w brzeg.Usta miał wykrzywione w kwaśnym uśmieszku.– Herszt bandytów wdał się w rozważania o polityce – stwierdził po nathijsku.– Na pewno ma w tych sprawach spore doświadczenie.W końcu dowodził dwunastką krnąbrnych rozbójników.Swoją drogą, po co opowiadasz o tym temu bezmózgiemu głupkowi? Ach, rozumiem, bezbronny słuchacz, który nie może się skarżyć.– To ma swoje zalety – przyznał Torvald.– Jesteś pierwszym oficerem? Zastanawiałem się, jak długo zatrzymamy się w Malyntaeas.– Zastanawiałeś się, co? Świetnie.Pozwól, że najpierw zapoznam cię z planem na najbliższy dzień lub dwa.Po pierwsze, nikt z więźniów nie opuści statku.Po drugie, zabieramy ze sobą sześć drużyn z Drugiej Kompanii.Po trzecie, płyniemy do Genabaris.Tam przekażemy was komuś innemu i wreszcie się od was uwolnię.– Wyczuwam w tobie pewien niepokój – zauważył Torvald.– Czyżbyś martwił się o bezpieczeństwo pięknego Malyntaeas?Mężczyzna odwrócił powoli głowę.Przyglądał się Daru przez chwilę, po czym chrząknął.– Jesteś tym facetem, który może być szponem.No cóż, jeśli to prawda, możesz to dodać do swojego raportu.W Malyntaeas są ludzie z Karmazynowej Gwardii, którzy podburzają Korhivijczyków.W zaułkach nie jest już bezpiecznie.Sytuacja stała się tak zła, że patrole nie wyruszają w sile mniejszej niż dwie drużyny.A teraz dwie trzecie garnizonu odsyłają do domu.W mieście zrobi się bardzo niespokojnie.– Cesarzowa postąpiłaby lekkomyślnie, lekceważąc opinię swych oficerów – stwierdził Torvald.Pierwszy oficer przymrużył powieki.– To prawda.Oddalił się, wrzeszcząc na grupkę marynarzy, którym akurat zabrakło zadań do wykonania.Torvald szarpnął się za brodę, zerknął na Karsę i mrugnął znacząco.– Karmazynowa Gwardia.To bardzo niepokojące wieści.Przynajmniej dla Malazańczyków.Zniknęły kolejne dni.W pewnej chwili Karsa znowu zauważył, że dno wozu pochyliło się pod nim szaleńczo.Stawy Teblora ogarnął ogień, gdy jego ciało przesunęło się, naciągając krępujące kończyny łańcuchy.Przenoszono go wiszącego na kole pasowym umocowanym na poskrzypujących belkach.Obok niego przemknęły liny.Na dole rozległy się głosy.Nad masztami i takielunkiem krążyły mewy.Uczepieni lin marynarze gapili się z góry na Karsę.Koło zaskrzypiało głośno i marynarze skurczyli się nagle.Dno wozu ze wszystkich stron chwyciły dłonie, które powstrzymały jego kołysanie.Koniec bliższy jego nóg opuścił się powoli i Karsa znowu przybrał pozycję pionową.Ujrzał przed sobą śródokręcie i pokład dziobowy ogromnego statku.Roiło się na nim od dokerów i tragarzy, marynarzy i żołnierzy.Wszędzie leżały stosy zapasów, które wnoszono pod pokład przez wielkie luki.Dolna krawędź dna wozu drapnęła o pokład.Rozległy się krzyki i Teblor poczuł, że deski nieco uniesiono, tak że znowu zakołysała się w powietrzu.Potem opuszczono ją ponownie.Tym razem Karsa zarówno usłyszał, jak i poczuł, gdy jej szczyt uderzył o grotmaszt [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •