[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyszło mi nagle do głowy, że Palla jest sama czymś w rodzaju zatrutego ciastka.- Sam więc widzisz, że dla wszystkich zainteresowanych wszystko się potoczyło jaknajlepiej.Z prawnego i politycznego punktu widzenia sprawa Poplicoli była zakończona.Wsądzie opinii publicznej miała być jednak na wokandzie jeszcze przez długie lata.Niektórzytwierdzili, że dochodzenie senackiej komisji było sfałszowane przez samego cenzora; żeważnych świadków zastraszono, wypędzono z miasta, a nawet zabito; że Poplicola jestmoralnym bankrutem i nie nadaje się na swój urząd, a jego szczęśliwy dom to czysta fikcja.Inni bronili Geliuszów i ripostowali, że wszystkie te zarzuty to kłamstwa rzucaneprzez kilku rozgoryczonych byłych senatorów.Znalezli się nawet tacy, według których całasprawa dowodzi wielkiej mądrości i rozsądku Poplicoli.Słysząc tak poważne zarzutystawiane jego synowi i żonie, niejeden człowiek rzuciłby się szukać na nich zemsty za takieknowania i własnymi rękami wymierzyłby im karę.Poplicola jednak wykazał się niemalnadludzkim opanowaniem, nakazał oficjalne śledztwo i w końcu doczekał się uniewinnieniaswoich najbliższych.Za taką powściągliwość i chłodną konsekwencję w działaniuwychwalano go jako wzór rzymskiej roztropności; Pallę zaś podziwiano jako kobietę, która zdumą i godnością stawiała czoło najokrutniejszym oszczerstwom.CZEREZNIE LUKULLUSAKarierze politycznej Lucjusza Geliusza juniora cała afera praktycznie nie zaszkodziła;przeciwnie, zaczął jeszcze aktywniej działać w senacie iw sądach, nie krył się też ze swojąambicją zostania w przyszłości cenzorem jak jego ojciec.Z rzadka tylko nieudowodnionazbrodnia wracała, by go prześladować - jak wtedy, gdy podczas zajadłej publicznej dysputy zCyceronem użył zwrotu, że podzieli się z nim swoją opinią.Cycero odpowiedział:- Wolę, byś się ze mną dzielił opiniami niż ciastem, Lucjuszu Geliuszu!Kiedy coś już się stanie, klamka zapadła.Fakt dokonany nabiera aury nieuchronności,choćby wcześniej wydawał się niepewny.Zgodzisz się z tym, Gordianusie? - spytał Cycero zzagadkowym uśmiechem.- Nie bardzo wiem, o czym mówisz - odparłem.Szliśmy właśnie przez Forum.Był piękny, wiosenny ranek; białe kłębiaste chmurypiętrzyły się na widnokręgu nad Kapitolem niczym wielka aureola wokół sylwety świątyniJowisza, ale we wszystkich innych kierunkach niebo było niepokalanie błękitne.Od morwporastających strome zbocze Palatynu po naszej lewej stronie niosły się ptasie trele.Nigdziesię nam nie spieszyło; przystanęliśmy na chwilę, by przepuścić grupę wyniosłych westalek,które wyszły z okrągłego budynku swej świątyni i przecięły nam drogę.Jedna z nich łaskawierzuciła spojrzenie Cyceronowi; zauważyłem kątem oka, że skinął jej dyskretnie głową wodpowiedzi.Poznałem ją również - była to jego szwagierka Fabia.Kiedyś, parę lat temu,uratowałem ją od strasznej kary, jaka czeka każdą westalkę, która ośmieli się złamać ślubczystości.Fabia mnie nie widziała albo raczej świadomie unikała mojego wzroku.Tak toczasem bywa z ludzmi, którzy w potrzebie odwołują się do Gordianusa Poszukiwacza: kiedyproblem jest rozwiązany i więcej mnie nie potrzebują, staję się dla nich niewidzialny, jakobłok dymu z kadzielnicy rozwiany podmuchem wiatru i niepozostawiający śladu wzmysłach.Cycero zmęczył się spacerem i zaproponował, abyśmy przysiedli na kamiennej ławieu stóp schodów świątyni Kastora i Polluksa.Wskazał zachęcająco miejsce obok siebie, alepowiedziałem, że raczej postoję.- Co miałeś na myśli, mówiąc o nieuchronności? - spytałem.Cycero chrząknął w zamyśleniu.- Jak to ujął w swojej epopei Enniusz? Już się stało.Tak pewnie chciało Fatum.Czyż mogło stać się inaczej?- Enniusz mówił o zamordowaniu Remusa przez Romulusa, ale oczym, na Hades,mówisz ty?Cycero wzruszył ramionami i zmrużył oczy, jakby szukał w myślach przykładu;podejrzewałem jednak, że ma już gotową wypowiedz i tylko gra na zwłokę, żeby to, copowie, wydało się spontaniczne, a nie z góry ułożone.Cycero jest prawnikiem, a żadenprawnik nie powie niczego wprost, jeżeli może trochę pokluczyć i zaciemnić sprawę.Niebyło sensu go ponaglać.Westchnąłem i zdecydowałem, że chyba lepiej będzie usiąść.- Rozważ, Gordianusie, taką kwestię: zaledwie dziesięć lat temu.powiedzmy, zakonsulatu mojego dobrego przyjaciela Lukullusa.kto mógł przewidzieć z choćbynajmniejszą dozą pewności, jak potoczą się losy Rzymu? Na zachodzie zbuntowany wódzSertoriusz wabił do Iberii malkontentów z senatu i chciał założyć konkurencyjne państwo.Jego klika uzurpowała sobie prawo do reprezentowania prawdziwej rzymskiej republiki i niekryła intencji powrotu do Italii i przejęcia władzy w mieście.Tymczasem na wschodzie wojnaz królem Mitrydatesem przybierała coraz gorszy obrót.Zaczynało wyglądać na to, że atakującjego ziemie w Azji Mniejszej, Rzym ugryzł więcej, niż może połknąć, ikto wie, czy się nieudławi.I w takiej chwili nasi wrogowie zdecydowali się połączyć siły na naszą, tympewniejszą zgubę! Sertoriusz posłał swoją prawą rękę, Marka Wariusza, aby ten objąłdowództwo armii Mitrydatesa.Rzym znalazł się w nożycach, atakowany z obu flank przezrzymskich wodzów! Sytuacja była tym bardziej niepokojąca, że i Sertoriusz, i Wariusz mielitylko po jednym oku.Jeden stracił w boju prawe, drugi lewe.nigdy nie pamiętam, któryktóre.Arystoteles mógł sobie lekceważyć pojęcie koincydencji, ale każdy historyk ci powie,że Fortuna kocha przypadkowe synchroniczności i dziwne paralele.a cóż może byćdziwniejszego od pokonania Rzymu przez dwóch Rzymian posiadających w sumie jedną paręoczu? Muszę ci wyznać, Gordianusie, że w chwilach depresji już myślałem, że Sertoriusz iMitrydates zatriumfują i podzielą świat między siebie.Historia potoczyłaby się wówczasinnym torem, a Rzym byłby dzisiaj zupełnie innym miejscem.- Tak się jednak nie stało - odrzekłem.- Nie.Sertoriusz ze swoją apodyktyczną osobowością tak w końcu zalazł za skóręwłasnym podkomendnym, że go zamordowali.Jego jednooki druh Wariusz okazał się wcalenie tak zdolnym dowódcą i w bitwie morskiej pod Lemnos Lukullus rozgromił jego armię iwziął go do niewoli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]