[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zadał sobie pytanie, jak to jest, gdy spogląda się na świat oczyma któregoś z nich.Sam dopiero zaczynał odkrywać w sobie podobne znużenie duszy.Są żołnierzami i zostaną nimi aż po kres swych dni.Żaden z nich nie odważyłby się odejść, by odnaleźć spokój.Troska i opanowanie mogłyby otworzyć to bezpieczne więzienie zimnej kontroli, a tylko ono chroni ich przed obłędem.Sójeczka wspominał kiedyś Paranowi, że po wojnie Podpalacze Mostów przejdą w stan spoczynku, a jeśli ktoś spróbuje im w tym przeszkodzić, nie zawahają się przed użyciem siły.Armie miały swe tradycje, które więcej wiązało z groźnymi prawdami ludzkiego ducha niż z dyscypliną.Rytuały początku, które dotyczyły wszystkich rekrutów, i rytuały końca, formalnego zamknięcia, które było wyrażeniem uznania na wszystkie wyobrażalne sposoby.Były one niezbędne.Pozwalały zachować zdrowe zmysły, poradzić sobie w trudnych sytuacjach.Żołnierzy nie było wolno odesłać bez przewodnictwa, porzucić w nieznanym, obojętnym wobec ich życia otoczeniu.Wspomnienie i uhonorowanie tego co niewysłowione.Kim jednak staje się były żołnierz albo żołnierka? Całe życie będą spoglądali wstecz, wspominali przeszłość, jej okropności, jej żałobę, całe to rozdzierające serce życie? Rytuał pozwala im zawrócić, spojrzeć naprzód.Jest pełną szacunku dłonią przewodnika, kładzioną delikatnie na ramieniu.Parana wypełniał cichy, miarowy szum smutku, fala, która nie wzbierała ani się nie cofała, lecz mimo to była gotowa go zatopić.A gdy znajdą nas Białe Twarze.wszyscy możemy skończyć z poderżniętymi gardłami.Królowo, pomóż mi, zaczynam się zastanawiać, czy to nie byłoby łaską.Królowo, pomóż mi.Quorl zerwał się do lotu z szybkim łopotem skrzydeł.Na modelowanym siodle zasiadał dowódca Czarnych Moranthów.Paran śledził go wzrokiem jeszcze przez pewien czas, czując ucisk w żołądku.Potem zwrócił się w stronę kompanii.– Wstawać, Podpalacze Mostów.Pora na wymarsz.W ciemności kłębiła się przyprawiająca o mdłości mgła.Szybki Ben poczuł, że przedziera się przez nią.Jego wola walczyła z gwałtownym prądem niczym pływak.Po kilku chwilach wycofał swą wrażliwość i wymknął się do innej groty.Nie wyglądała ona wiele lepiej.Ze świata fizycznego do grot przedostawała się jakiegoś rodzaju infekcja, zakażająca wszystkie czarodziejskie ścieżki, których próbował.Ruszył naprzód, powstrzymując wymioty.To śmierdzi Okaleczonym Bogiem.ale nieprzyjaciel, do którego terytorium się zbliżamy, to Pannioński Jasnowidz.Co prawda, łatwo to uznać za samoobronę.To wyjaśniałoby ten zbieg okoliczności.Odkąd jednak wierzę w zbiegi okoliczności? Nie, ta mieszanka zapachów wskazuje na głębiej ukrytą prawdę.Ten ascendentny sukinsyn może sobie być przykuty, a jego kości połamane, wyczuwam jednak jego dłoń szarpiącą za niewidzialne sznurki.Nawet tutaj.Czarodziej rozciągnął wargi w bledziutkim uśmieszku.To godne wyzwanie.Ponownie zmienił groty i zorientował się, że podąża tropem.czegoś.Wyczuwał przed sobą jakąś obecność, która zostawiała za sobą wystygły, dziwnie martwy świat.No cóż, być może nie powinienem czuć się zaskoczony.Ostatecznie dotarłem na granice królestwa Kaptura.Mimo to.Niepokój zastukał w nim niczym krople deszczu o szyby.Stłumił jednak nerwowość.Grota Kaptura opierała się truciźnie skuteczniej niż większość pozostałych, do których się przedostał.Pod nogami miał glinę, wilgotną i lepką.Przez mokasyny czarodzieja sączył się chłód.Z mglistego nieba, które wydawało się bliskie jak sufit, padała blada, bezbarwna poświata.Unosząca się w powietrzu mgiełka była oleista, tak gęsta, że Szybki Ben miał wrażenie, iż idzie tunelem.Zwolnił kroku.Gliniasty grunt nie był już gładki.Pojawiły się w nim głębokie nacięcia, kolumny i tablice znaków.Czarodziej podejrzewał, że to prymitywne pismo, ale.Przykucnął i dotknął znaków dłonią.– Wycięto je niedawno.albo są odporne na upływ czasu.– Poczuł lekkie mrowienie i cofnął dłoń.– To mogą być osłony.Więzi.Szybki Ben ruszył w dalszą drogę, ostrożnie stawiając kroki, by nie nadepnąć na znaki.Ominął rozległe zapadlisko wypełnione malowanymi kamykami.Z pewnością były to złożone Kapturowi ofiary pochodzące z jakiejś świątyni, błogosławieństwa i modlitwy, spisane przez niezliczonych pątników w tysiącu języków.A teraz leżą tu sobie, niezauważane, ignorowane bądź zapomniane.Nawet gryzipiórki umierają.Kapturze, czemu nie zrobisz z nich użytku? Nie każesz im tego posprzątać? Z pewnością skrupulatność musi zajmować wysokie miejsce w hierarchii tych naszych cech, które przeżywają po drugiej stronie bramy śmierci.Nacięcia były coraz grubsze i gęstsze.Czarodziej musiał zwolnić jeszcze bardziej.Trudno mu było znaleźć na glinie wolne miejsce, by stawiać stopy.Czary spętania, szepczące motki mocy, które objawiły się tutaj, w królestwie Kaptura.Kilkanaście kroków przed sobą zauważył mały, wymiętoszony przedmiot, otoczony przez znaki.Gdy Szybki Ben podszedł bliżej, zasępił się mocno.To coś wyglądało jak materiał na podpałkę.patyczki i pęki trawy ułożone na jasnym, okrągłym kamieniu z paleniska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]