Home HomeCameron Christian Tyran 1 TyranFowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarówChristopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)Œwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq ChristianJacq Christian Œwietlisty kamień 03 Paneb OgnikJoanna Chmielewska (Nie)boszczyk Maz M5HCOKU43TCUXRice Anne Godzina czarownic Tom 1Sapkowski Andrzej narrenturm XQWZ57GOZN73DR2QO7HIUroki zycia Zeromski
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • radius.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .— Nie jest to zajęcie tak ekscytujące, jak ludzie sądzą.Prawdę mówiąc, jest zwykle bardzo nudne.A jednak jest w tym coś, co przyciąga.Dzisiaj odnosi się wrażenie, że nie ma prawdziwych sekretów.My znamy ich tajemnice, oni znają nasze.Ich agenci są naszymi i odwrotnie.W końcu myśl, kto kogo przechytrzy, staje się zmorą.Czasem wydaje mi się, że każda strona zna tajniki drugiej, i że zawiązują rodzaj spisku, aby robić wrażenie, że tak nie jest.— Wiem, co masz na myśli — rzekł Dick.Potem spojrzał na mnie ciekawie.— Pojmuję, czemu wciąż tkwisz w Portlebury.Crowdean jednak leży od niego dobre dziesięć mil.— To, czego szukam, to zaułki.— Zaułki? — Dick wydawał się zaintrygowany.— Albo, dla odmiany, księżyc.Nów, księżyc wschodzący i tak dalej.Rozpocząłem poszukiwania w samym Portlebury.Jest tam pub, który nazywa się „Crescent Moon”.Straciłem w nim masę czasu.Pasowało doskonale.Jest jeszcze „The Moon and Stars”, „The Rising Moon”, „The Jolly Sickle”, „The Cross and the Crescent”* , w małej miejscowości, nazywającej się Seamede.Nic z tego.Zostawiłem więc w spokoju księżyce i zająłem się zaułkami.Jest ich kilka w Portlebury.Lansbury Crescent, Aldridge Crescent, Livermead Crescent, Victoria Crescent.Pochwyciłem oszołomione spojrzenie Dicka i zacząłem się śmiać.— Nie bądź taki ogłupiały, Dick.Zacząłem od czegoś konkretnego.Wyjąłem portfel, wydobyłem kartkę papieru i podałem mu.Był to arkusik hotelowego papieru listowego, na którym nabazgrano prymitywny rysunek.Miał to w portfelu facet od nas.nazwiskiem Hanbury.Był bardzo aktywny w sprawie Larkina.Niezły, całkiem niezły.Został potrącony przez samochód w Londynie.Sprawca uciekł.Nikt nie zanotował numeru.Nie wiem, co to znaczy, ale Hanbury sądził, że to coś ważnego i zanotował czy przerysował.Czy przyszło mu coś do głowy? Może zobaczył coś, albo usłyszał? Jakąś rzecz dotyczącą księżyca lub zaułka, nowiu, numeru 61 i litery W? Po jego śmierci zabrałem to.Nie wiem jeszcze, czego szukam, ale jestem pewny, że coś znajdę.Nie mam pojęcia, co oznacza cyfra 61, ani litera W.Zacząłem działać w okolicy Portlebury.Trzy tygodnie nieprzerwanej i bezowocnej harówki.Na mojej trasie znalazło się Crowdean.I to wszystko.Szczerze mówiąc, nie spodziewam się po tym miasteczku zbyt wiele.Jest tu tylko jeden Zaułek.Właśnie Wilbraham Crescent.Litera W pasuje, prawda? Szedłem przez tę uliczkę i szukałem numeru 61, ale zanim spytałem ciebie, nie trafiłem na żadnego durnia, który potrafiłby mi pomóc.Właśnie tym byłem zajęty — nie umiałem znaleźć numeru 61.— Jak ci mówiłem, mieszka tam miejscowy przedsiębiorca budowlany.— Więc to nie ten, którego szukam.Może mają zagraniczną służącą?— Możliwe.Jeżeli tak, musi być zameldowana.Sprawdzę ci to jutro.— Dzięki.— Również jutro będę przeprowadzał rutynowe śledztwo w obu domach sąsiadujących z numerem 19.Czy zauważyli kogoś wchodzącego i takie tam rzeczy.Mógłbym włączyć domy za dziewiętnastką, te, których ogrody stykają się.Mogę cię zabrać, jeśli masz ochotę.Przyjąłem ofertę z wdzięcznością.— Zostanę twoim sierżantem Lambem i będę stenografował.Uzgodniliśmy, że następnego ranka, o dziewiątej trzydzieści, przyjdę na posterunek.Nazajutrz przybyłem punktualnie i zastałem mego przyjaciela dosłownie dygoczącego z furii.Kiedy odprawił nieszczęsnego podwładnego, spytałem delikatnie, co się stało.Przez chwilę Hardcastle nie mógł wypowiedzieć słowa.Wreszcie wykrztusił: — Te przeklęte zegary!— Znowu zegary? Co się zdarzyło?— Jeden zniknął.— Zniknął? Który?— Podróżny, obciągany skórą.Ten z napisem Rosemary w rogu.Gwizdnąłem.— To bardzo dziwne.Jak to się stało?— Ci cholerni idioci… jednym z nich jestem ja sam… — (Dick jest bardzo uczciwym człowiekiem).— Trzeba pamiętać o każdej kropce nad i, w przeciwnym razie wszystko się gmatwa.No więc wczoraj zegary były w bawialni.Skłoniłem pannę Pebmarsh, aby obejrzała je, czy jej czegoś nie przypominają.Nie umiała nam pomóc.Potem zabrano ciało.— No i?— Wyszedłem do furtki, żeby tego dopilnować, następnie wróciłem do domu, rozmawiałem w kuchni z panną Pebmarsh, powiedziałem, że muszę wziąć zegary i wręczyłem jej pokwitowanie.— Pamiętam.Słyszałem to.— Potem zawiadomiłem dziewczynę, że odeślę ją do domu jednym z naszych wozów i poprosiłem ciebie, abyś się tym zajął.— Dałem pannie Pebmarsh kwit, choć ona twierdziła, że nie jest to konieczne, ponieważ zegary nie należą do niej.Potem dołączyłem do ciebie.Kazałem Edwardsowi, by spakował zegary i przyniósł tutaj.Oczywiście oprócz szafkowego i tego z kukułką.I tu popełniłem błąd.Powinienem był wymienić wszystkie cztery zegary.Edwards mówi, że wszedł do bawialni zaraz po tym, jak mu wydałem polecenie.Utrzymuje, że poza domowymi, znajdowały się tam jedynie trzy.— A więc margines czasu był niewielki.To oznacza…— Że mogła zrobić to ta Pebmarsh.Zdążyłaby po moim wyjściu chwycie zegar i pójść z nim prosto do kuchni.— To prawda.Ale po co?— Musimy się dowiedzieć wielu rzeczy.Czy jeszcze ktoś wchodzi w rachubę? Dziewczyna?— Chyba nie.Ja… — przerwałem, przypomniawszy sobie o czymś.— To znaczy, że zrobiła to.Dalej.Kiedy to się stało?— Szliśmy właśnie do samochodu — powiedziałem przygnębiony.— Okazało się, że zostawiła rękawiczki.Zaproponowałem, że przyniosę, ale oświadczyła, że wie, gdzie je rzuciła, a nie ma już oporów przed wejściem do bawialni, skoro zwłoki zostały zabrane.Pobiegła do domu.Była tam tylko moment…— A kiedy wróciła, miała na rękach rękawiczki? Zawahałem się.— Tak, myślę, że miała.— Jasne, że nie — rzekł Dick.— W przeciwnym razie nie zastanawiałbyś się.— Pewnie włożyła je do torebki.— Problem w tym — oświadczył Dick oskarżycielskim tonem — że zakochałeś się w tej dziewczynie.— Nie bądź idiotą — zaprotestowałem.— Zobaczyłem ją pierwszy raz wczoraj po południu i nie było to romantyczne zawarcie znajomości.— Nie byłbym taki pewny — odparł Hardcastle.— Nie co dzień zdarza się młodemu człowiekowi, że dziewczyna rzuca mu się w ramiona, wzywając pomocy w klasyczny, wiktoriański sposób.To sprawia, że mężczyzna czuje się jak bohater i rycerski obrońca.Ale musisz przestać ją ochraniać.To wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •