[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sąsiedzi zaczęli snuć różne domysły na temat dziwnych mieszkańców,którzy przyjeżdżają i wyjeżdżają o dość niezwykłych porach.Samochody różnych ma-rek pojawiały się nieraz w środku nocy, by zaraz wyruszyć z powrotem, a ludzi na pro-wincji ciekawi życie bliznich.W końcu policja urządziła najazd, zgarnęli trochę gotów-ki i aresztowali trzech mężczyzn, w tym jednego, którego zidentyfikowali. I co, nigdzie was to nie doprowadziło? Właściwie nie.Aresztowani nie chcieli mówić, mieli dobrych obrońców i chociażdostali długie wyroki, w półtora roku byli na wolności.Bardzo sprytnie to załatwiono. Zdaje się, że czytałem coś na ten temat.Jeden z oskarżonych wyparował ze spa-cerniaka, gdzie pilnowało go dwóch strażników. Tak właśnie było.Ucieczkę świetnie przygotowano i wydano na to bajońskiesumy.Uważamy jednak, że ten, kto odpowiadał za pracę drobnych płotek, zrozumiałponiewczasie swój błąd.Po prostu zbyt długo korzystali z jednego domu i w ten sposóbściągnęli na siebie uwagę okolicznych mieszkańców.I być może ktoś potem wykombi-nował, że lepiej mieć nawet trzydzieści domów, ale w różnych miejscach.Jacyś ludzie na przykład matka z córką albo emerytowany wojskowy z żoną przychodzą i ku-pują dom.Mili, spokojni mieszkańcy zabierają się do remontu, angażują miejscowych110hydraulików i innych fachowców, potem sprowadzają z Londynu dekoratorów wnętrzi tak dalej.Po paru latach pod byle pretekstem wystawiają dom na sprzedaż i wynosząsię za granicę.I tak się to odbywa.Wszystko w naturalny sposób, milutko i przyjem-nie.Wprawdzie podczas ich zamieszkiwania dom służył do dość niezwykłych celów,ale coś takiego nikomu nie przyjdzie do głowy.Odwiedzali ich przyjaciele, nie za czę-sto, od czasu do czasu.Pewnego wieczora odbyło się większe przyjęcie może roczni-ca ślubu, może urodziny.Brało w nim udział kilka par w średnim i bardziej podeszłymwieku.Przyjechało dużo samochodów& Powiedzmy, że w ciągu pół roku miało miej-sce pięć poważnych rabunków, ale gotówka za każdym razem spływała nie do jedne-go, tylko do pięciu różnych domów w pięciu różnych częściach kraju.To zaledwie przy-puszczenie, drogi Tommy, na razie wciąż nad nim pracujemy.A gdyby ta twoja starusz-ka podarowała komuś obraz z wizerunkiem któregoś z tych właśnie domów? Gdybytwoja żona gdzieś go rozpoznała i udała się na przeszpiegi? Komuś mogłoby się to niespodobać i wtedy& To bardzo daleko idące. O tak, zgadzam się z tobą.Ale żyjemy w bardzo daleko idących czasach, a w na-szym szczególnym światku zdarzają się niewiarygodne rzeczy.2Tommy na nieco miękkich nogach wysiadł z czwartej tego dnia taksówki i obrzuciłaprobującym spojrzeniem najbliższą okolicę.Znajdował się w małym cul-de-sac* wci-śniętym skromnie pod jedną z wypukłości Hampstead Heath i zabudowanym z takzwanym artystycznym rozmachem.Każdy dom różnił się diametralnie od swego sąsia-da, a ten konkretny składał się z dużej pracowni ze świetlikami w dachu i doczepionejdo niej z jednej strony (niczym narośl na dziąśle) przybudówki z trzema sypialniami.Do pracowni prowadziły z zewnątrz drabinowe schody, pomalowane na jaskrawozie-lony kolor.Tommy otworzył furtkę, ścieżką dotarł do drzwi i nie zauważywszy dzwon-ka, posłużył się kołatką.Nie doczekał się odpowiedzi, więc po chwili zapukał ponownie,tym razem nieco energiczniej.Drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że o mało co nie upadł.W progu stała kobie-ta na pierwszy rzut oka najzwyczajniejsza w świecie.Miała okrągłą, płaską jak nale-śnik twarz z ogromnymi oczami, z których każde miało inny kolor jedno było zielo-ne, drugie zaś piwne.Nad wyniosłym czołem sterczał dziki gąszcz włosów.Nosiła fio-letowy kombinezon, pokryty plamami z gliny, ale dłoń przytrzymująca drzwi była nie-zwykłej wprost piękności.*Zaułek111 Och mruknęła. O co chodzi? Jestem zajęta. Pani Boscowan? Tak.Czego pan chce? Nazywam się Beresford.Czy mógłbym z panią zamienić kilka słów? Sama nie wiem.A musi pan? Czy może chodzi o jakiś obraz? Zerknęła na pa-kunek pod pachą Tommy ego. Owszem, sprawa dotyczy jednego z obrazów pani męża. Chce pan go sprzedać? Mam ich tu całe mnóstwo, nie zamierzam więcej kupować.Proszę go zanieść do którejś z galerii czy gdzieś.Zaczynają go teraz kupować.Nie wy-gląda pan na takiego, który musi sprzedawać. Ach, nie, nie chcę niczego sprzedawać.Tommy emu wyjątkowo ciężko szła ta rozmowa.Oczy kobiety, chociaż tak się od sie-bie różniły, były bardzo piękne i patrzyły teraz ponad jego ramieniem w stronę ulicyz wyrazem szczególnego zainteresowania czymś odległym. Proszę rzekł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]