[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pożar został ugaszony po niespełna piętnastu minutach.Konstrukcja domu ucierpiała w niewielkim stopniu, ale zniszczeniu uległ taras i wnętrze salonu.Pan Ippolito nie doznał żadnych obrażeń.– Wygląda na to, że miał podniecający wieczór – powiedział z uśmiechem Stone.– A ty, co robiłeś wczoraj wieczorem? – zapytał Rick.– Byłem na mieście, wypiłem parę drinków i zjadłem kolację.– Gdzie?– Nie pamiętam dokładnie.Zapomniałeś, że jestem tu obcy? Topografia tego miasta przyprawia mnie o ból głowy.– Tak, układ ulic może dać się przybyszowi we znaki – przytaknął Rick i umieścił koguta na dachu samochodu.Jechali ze sporą prędkością drogą szybkiego ruchu, wyprzedzając liczne o tej porze pojazdy.Co jakiś czas Rick włączał syrenę.– Dokąd jedziemy?– Do Long Beach.– Po co?– Jestem przesądny i wolę nic nie mówić.Bądź wyrozumiały.W pół godziny potem stanęli obok karetki pogotowia, wysiedli z samochodu i ruszyli w głąb pirsu, przy którym stały rybackie łodzie.Grupa policjantów, umundurowanych i po cywilnemu, kręciła się koło małego trawlera, przycumowanego rufą do nabrzeża.– Cześć, Rick – powiedział jeden z nich, ściskając mu dłoń.– Nie przypuszczałem, że wystawiasz czasami nosa z komendy.– Chciałem pooddychać trochę morskim powietrzem – odparł Rick.– Co tu macie?Funkcjonariusz wskazał ręką łódź, na której dnie widać było jakiś kształt przykryty nieprzemakalnym płótnem.Rick dał Stone’owi znak, aby poszedł za nim, a potem zeskoczył do łodzi i uniósł płótno.– Chciałbym, żebyś potwierdził mój domysł – powiedział.– Ten drugi, to Manny, tak?Stone powiódł wzrokiem po dwóch ciałach.Na dnie łodzi leżeli Vincent Mancuso i Manny, obaj bez życia, mokrzy i przywiązani do ciężkiej kotwicy.– Miałeś dobre przeczucie – powiedział.– Kiedy przyszła wiadomość, poczułem od razu, że coś wisi w powietrzu.– Rick odwrócił się do mężczyzny w cywilu, który zapisywał coś w notesie.– Czy oni stracili życie w wodzie?Mężczyzna pokręcił przecząco głową.– Obaj dostali po kulce, tuż za prawym uchem.Mały kaliber, bardzo precyzyjna robota.To, że w ogóle znaleźli się na powierzchni, graniczy z cudem.Trawler zahaczył ich siecią w kanale między tym miastem i Cataliną.– Dzięki – powiedział Rick i odwrócił się do Stone’a.– Myślę, że zobaczyliśmy już to, co nas interesowało.Stone wyszedł za nim po trapie na nabrzeże i obaj wrócili wolnym krokiem do samochodu.– Kto śmie twierdzić, że na świecie nie ma sprawiedliwości? – zauważył Rick.– Jak w idyllicznym poemacie, no nie? – zgodził się z nim Stone.– Teraz nie ma już nic, co by mogło połączyć twoją małą kąpiel w morzu z panem Ippolitem.– Oprócz mnie samego.– Tak, rzeczywiście.Nosisz tę zabawkę, którą dostałeś ode mnie?– Zacząłem dziś rano.– Dobry pomysł.Jeżeli temu panu nadal będą się przydarzać takie rzeczy jak zatopienie łodzi i pożar we własnym domu, to.– Tak, mógłbym jej potrzebować.– Jak myślisz, czy on wie, że ty żyjesz?– Nie, jeśli nie powiedział mu tego Vance Calder.Ale nie wierzę, żeby Vance mógł to zrobić.– Więc rozmawiałeś z Calderem?– Tak.Zadzwoniłem do niego wczoraj, a potem wpadłem do niego do domu.Wydaje mi się, że był gotów porozmawiać ze mną szczerze, ale kiedy tam dotarłem, właśnie wyjeżdżał od niego David Sturmack.– Czy Sturmack cię widział?Stone pokręcił przecząco głową.– Miał zmartwioną minę i był zajęty prowadzeniem samochodu.– A co Calder miał ci do powiedzenia?– Migał się.Praktycznie biorąc, musiałem siłą wedrzeć się do jego domu.Mają jego żonę, a on jest przerażony, że mogą zrobić jej coś złego.– I boi się gazet?– Tak, bezustannie.Ale jest przekonany, że jeśli zrobi to, czego od niego żądają, oddadzą mu Arrington i wszystko wróci do normy.– Co za głupota.– Ty i ja nie mamy co do tego wątpliwości, ale on myśli co innego.– Czego oni mogą od niego chcieć? Chodzi im o pieniądze?– Nie wiem.Ale czy jest coś innego, co największy amerykański gwiazdor filmowy mógłby zrobić dla Ippolita i Sturmacka, a czego oni nie mogliby zapewnić sobie sami?– A czy myślisz, że Regenstein też jest w to zamieszany?– Był w domu Vance’a przedwczoraj wieczorem i kłócił się z nim.– Przedwczoraj wieczorem? Skąd o tym wiesz?– Odprowadziłem Vance’owi samochód Arrington.Byłem tam, kiedy oni przyjechali.A potem zajrzałem do jego pokoju przez okno.– Powiedziałeś: oni?– Regenstein i jeszcze jakiś facet, koło czterdziestki, rudy, wyglądał na Irlandczyka.– Mógł to być Billy O’Hara, były policjant, a obecnie szef ochrony Centurion Studios – powiedział Rick, marszcząc brwi.– Może Regenstein nie macza w tym palców, a Calder wykorzystuje O’Harę jako pośrednika, żeby uwolnić Arrington.– Pokręcone to, całkiem jak w filmowym scenariuszu.– Co to za gość, ten O’Hara?– Był całkiem przyzwoitym policjantem, bardzo ambitnym, miał dryg do zwracania na siebie uwagi.Wkurzył się, kiedy jego koledzy zostali porucznikami, a jego pominięto.Wtedy zdaje się przeniósł się do Centuriona.Mogło to być z pięć, sześć lat temu.Gdyby siedział na dupie, pewnie miałby już u nas niezłe stanowisko.– Czy jest to człowiek, który mógł wziąć udział w porwaniu?Rick pokręcił z niedowierzaniem głową.– Moim zdaniem nie, ale to tylko przypuszczenie.Nie znałem go aż tak dobrze.Zaczął służyć w policji później niż ja.– Zdaje się, że nie czynimy wielkich postępów, no nie?– Och, sam nie wiem.Robimy to i owo, a zawsze może wyskoczyć coś nowego.Chodzi mi po głowie ten Calder.Znasz go, jak myślisz, czego by trzeba, żeby przeciągnąć go na naszą stronę?– Obawiam się, że może nawet śmierci Arrington.Jezu, myślę, że tylko tego.Jego sekretarka zrobiła mi raz wykład na temat gwiazdorów filmowych.Wynikało z niego, że myślą wyłącznie o własnej karierze.Niczego tak nie kochają
[ Pobierz całość w formacie PDF ]