[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co?- Idziesz czy nie?Jake był zdezorientowany i otępiały; chyba musiał tak siedzieć jakiś czas? Spojrzał na zegarek i ze zdumieniem stwierdził, że pół godziny jego życia po prostu wyparowało.- Dokąd? - zapytał schrypniętym głosem.- Do kuchni - powiedział Nick, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie, po czym spoważniał na twarzy.- Dobrze się czujesz?Jake wstał niepewnie, nie wiedząc, czy zdoła zachować równowagę.- Taak, chyba wszystko w porządku.Po prostu odpłynąłem na chwilę.- Po kilku sekundach rozjaśniło mu się w głowie.Podążył za Nickiem i zatrzymał się w foyer.- Co jest w kuchni?Przyjaciel najwyraźniej czuł się nieswojo.- Chciałem spojrzeć na te szczątki, zanim prześlemy je do Chicago.Najlepszym do tego miejscem będzie chyba ta kuchnia - na zaciekawione spojrzenie Jake'a odpowiedział obojętnym wzruszeniem ramion.- Nie przejmuj się.Coś po prostu zauważyłem w tym magazynie.Prawdopodobnie nic takiego, ale pomyślałem, że trzeba to sprawdzić.- Co zauważyłeś? - naciskał Jake, kiedy szli korytarzem.- Powiem ci, jak rzucimy okiem na ten szkielet.- Nick uchylał się od odpowiedzi.- Tak jak mówiłem, prawdopodobnie to nic takiego.Jake zrozumiał, że dalsze indagowanie nie ma sensu.Kuchnia była olbrzymia, jak w eleganckiej restauracji w centrum miasta.Sztućce z nierdzewnej stali błyszczały niczym miniaturowe lustra.Miedziane garnki i patelnie zwieszały się z sufitu nad błyszczącym sześciopalnikowym piecem.Biało-czarna szachownica płytek na podłodze lśniła nieskazitelną czystością i Jake złapał się na tym, że stąpa ostrożnie, jakby dopiero co ją umyto.Pomarańczowy worek na zwłoki leżał w prawym rogu, ciśnięty tam z szacunkiem i dbałością, jaką okazuje się poduszce.- Co to za dom? - zapytał Jake.- Należy do jakiegoś lekarza, kolegi pana Sinclaira - wyjaśnił Thorne.- Pozwolił nam jakiś czas z niego korzystać.- Gdzie on teraz jest?Nick uśmiechnął się wymownie na to pytanie.Najwyraźniej przerabiali je już z Thorne'em.- Wyjechał - asystent Harry'ego mówił z denerwującym, pobłażliwym uśmieszkiem, jakby reagował na żart, który rozumiał tylko on.Każdy jego ruch zdawał się zaprogramowany tak, by trzymać ludzi na krawędzi wytrzymałości.Tego człowieka należało się obawiać.- A skażenie? - zapytał Jake.- Nie martw się.- Nick machnął ręką.- Mamy tu kombinezony z saraneksu i respiratory.Nie powinno być problemu.- Nie chodzi o nas, tylko o pomieszczenie.Z tej kuchni ktoś będzie korzystał, na miłość boską.- Nie przejmuj się tym - poradził Thorne.- Potrzebny ci pokój, to go używaj.Nasz gospodarz nie będzie miał nic przeciw temu.Jake i Nick spojrzeli po sobie w milczeniu.- Te rzeczy, które, jak mówiliście, będą potrzebne, są w tamtych pudłach.- Thorne wskazał palcem.- Potrzebujecie mnie, czy mogę sobie odpocząć?Po jego wyjściu Nick ukląkł, aby otworzyć pudła.- Wygląda na to, że wszystko tu jest.- Z największej paczki wyjął dwa białe kombinezony z kapturami i jeden z nich podał Jake'owi.W pudle zostało jeszcze dziesięć.- Boże, wystarczy dla całej armii.Jake przesunął materiał między palcami i spojrzał zaciekawiony na Nicka.- Z czego one są?- Z saraneksu.Widzisz, co się dzieje, jak na jakiś czas tracisz kontakt z zawodem? Ten kombinezon to cudo w przypadku skażenia pyłem.Jake przyjrzał się dokładnie.- W dotyku przypomina pampersy - ocenił, chichocząc.Strzepnął kombinezon i wsadził jedną nogę w nogawkę.Z trudem przebijał się przez zesztywniałe fałdy.Nagle znieruchomiał.- Thorne!Minęło trochę czasu, zanim drągal nadszedł wolnym krokiem.- Sprawdź, co dałoby się dowiedzieć o Carolyn i Travisie, dobra? Thorne przechylił na bok głowę i oparł pięści na biodrach.- A jak, kurwa mać, wyobrażasz sobie, że mam to zrobić? Może zadzwonić do FBI i zapytać? - potrząsając z niesmakiem głową, odwrócił się i zniknął za drzwiami.- Kutas! - Jake splunął na podłogę.- Ważniak - zakonkludował Nick.- Ale niech cię to nie rusza.Taki już jest.Strój ochronny w przypadku tak niewielkiego ryzyka skażenia nie był zbyt skomplikowany.Ubieranie się przypominało przygotowania do operacji chirurgicznej, z tą różnicą, że zamiast masek założyli respiratory podobne do maski tlenowej pilota z dodatkiem przejrzystej osłony z lexanu, która tworzyła próżniową przestrzeń wokół całej twarzy od brwi aż po brodę.Zamiast sztucznego zapasu powietrza respiratory wykorzystywały dwa filtry w kształcie dysku, które miały eliminować wszelkie niepożądane cząsteczki, zanim dotarłyby do nosa czy ust.Nakryli głowy kapturami i włożyli rękawice z lateksu, po czym podeszli do blatu przeznaczonego najwyraźniej do rąbania mięsa.Mieli badać zwłoki na powierzchni przeznaczonej do przyrządzania potraw.To niemal świętokradztwo! No, ale cóż robić.Pomarańczowy worek leżał pod fluorescencyjnymi lampkami, które nie dawały tyle światła, ile by sobie Nick wymarzył.Musiały jednak wystarczyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]