Home HomeCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Jeffrey Schultz Critical Companion To John Steinbeck, A Literary Reference To His Life And Work (2005)John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)Marsden John Kroniki Ellie 01 Wojna się skończyła, walka wcišż trwaJohn Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwaKos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza hunyShute Nevil Ostatni brzegHobb Robin Czarodziejski Statek t1brantome Żywoty pań swowolnych (2)Brust Steven Vald Taltos 01 Jhereg
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam0012.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Co?- Idziesz czy nie?Jake był zdezorientowany i otępiały; chyba musiał tak siedzieć jakiś czas? Spojrzał na zegarek i ze zdumieniem stwierdził, że pół godziny jego życia po prostu wyparowało.- Dokąd? - zapytał schrypniętym głosem.- Do kuchni - powiedział Nick, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie, po czym spoważniał na twarzy.- Dobrze się czujesz?Jake wstał niepewnie, nie wiedząc, czy zdoła zachować równowagę.- Taak, chyba wszystko w porządku.Po prostu odpłynąłem na chwi­lę.- Po kilku sekundach rozjaśniło mu się w głowie.Podążył za Nickiem i zatrzymał się w foyer.- Co jest w kuchni?Przyjaciel najwyraźniej czuł się nieswojo.- Chciałem spojrzeć na te szczątki, zanim prześlemy je do Chicago.Najlepszym do tego miejscem będzie chyba ta kuchnia - na zaciekawione spojrzenie Jake'a odpowiedział obojętnym wzruszeniem ramion.- Nie przej­muj się.Coś po prostu zauważyłem w tym magazynie.Prawdopodobnie nic takiego, ale pomyślałem, że trzeba to sprawdzić.- Co zauważyłeś? - naciskał Jake, kiedy szli korytarzem.- Powiem ci, jak rzucimy okiem na ten szkielet.- Nick uchylał się od odpowiedzi.- Tak jak mówiłem, prawdopodobnie to nic takiego.Jake zrozumiał, że dalsze indagowanie nie ma sensu.Kuchnia była olbrzymia, jak w eleganckiej restauracji w centrum mia­sta.Sztućce z nierdzewnej stali błyszczały niczym miniaturowe lustra.Mie­dziane garnki i patelnie zwieszały się z sufitu nad błyszczącym sześciopalnikowym piecem.Biało-czarna szachownica płytek na podłodze lśniła nieskazitelną czystością i Jake złapał się na tym, że stąpa ostrożnie, jakby dopiero co ją umyto.Pomarańczowy worek na zwłoki leżał w prawym rogu, ciśnięty tam z sza­cunkiem i dbałością, jaką okazuje się poduszce.- Co to za dom? - zapytał Jake.- Należy do jakiegoś lekarza, kolegi pana Sinclaira - wyjaśnił Thorne.- Pozwolił nam jakiś czas z niego korzystać.- Gdzie on teraz jest?Nick uśmiechnął się wymownie na to pytanie.Najwyraźniej przerabiali je już z Thorne'em.- Wyjechał - asystent Harry'ego mówił z denerwującym, pobłażliwym uśmieszkiem, jakby reagował na żart, który rozumiał tylko on.Każdy jego ruch zdawał się zaprogramowany tak, by trzymać ludzi na krawędzi wytrzy­małości.Tego człowieka należało się obawiać.- A skażenie? - zapytał Jake.- Nie martw się.- Nick machnął ręką.- Mamy tu kombinezony z saraneksu i respiratory.Nie powinno być problemu.- Nie chodzi o nas, tylko o pomieszczenie.Z tej kuchni ktoś będzie ko­rzystał, na miłość boską.- Nie przejmuj się tym - poradził Thorne.- Potrzebny ci pokój, to go używaj.Nasz gospodarz nie będzie miał nic przeciw temu.Jake i Nick spojrzeli po sobie w milczeniu.- Te rzeczy, które, jak mówiliście, będą potrzebne, są w tamtych pu­dłach.- Thorne wskazał palcem.- Potrzebujecie mnie, czy mogę sobie od­począć?Po jego wyjściu Nick ukląkł, aby otworzyć pudła.- Wygląda na to, że wszystko tu jest.- Z największej paczki wyjął dwa białe kombinezony z kapturami i jeden z nich podał Jake'owi.W pudle zo­stało jeszcze dziesięć.- Boże, wystarczy dla całej armii.Jake przesunął materiał między palcami i spojrzał zaciekawiony na Nicka.- Z czego one są?- Z saraneksu.Widzisz, co się dzieje, jak na jakiś czas tracisz kontakt z zawodem? Ten kombinezon to cudo w przypadku skażenia pyłem.Jake przyjrzał się dokładnie.- W dotyku przypomina pampersy - ocenił, chichocząc.Strzepnął kom­binezon i wsadził jedną nogę w nogawkę.Z trudem przebijał się przez zesztywniałe fałdy.Nagle znieruchomiał.- Thorne!Minęło trochę czasu, zanim drągal nadszedł wolnym krokiem.- Sprawdź, co dałoby się dowiedzieć o Carolyn i Travisie, dobra? Thorne przechylił na bok głowę i oparł pięści na biodrach.- A jak, kurwa mać, wyobrażasz sobie, że mam to zrobić? Może za­dzwonić do FBI i zapytać? - potrząsając z niesmakiem głową, odwrócił się i zniknął za drzwiami.- Kutas! - Jake splunął na podłogę.- Ważniak - zakonkludował Nick.- Ale niech cię to nie rusza.Taki już jest.Strój ochronny w przypadku tak niewielkiego ryzyka skażenia nie był zbyt skomplikowany.Ubieranie się przypominało przygotowania do opera­cji chirurgicznej, z tą różnicą, że zamiast masek założyli respiratory podob­ne do maski tlenowej pilota z dodatkiem przejrzystej osłony z lexanu, która tworzyła próżniową przestrzeń wokół całej twarzy od brwi aż po brodę.Zamiast sztucznego zapasu powietrza respiratory wykorzystywały dwa fil­try w kształcie dysku, które miały eliminować wszelkie niepożądane czą­steczki, zanim dotarłyby do nosa czy ust.Nakryli głowy kapturami i włożyli rękawice z lateksu, po czym pode­szli do blatu przeznaczonego najwyraźniej do rąbania mięsa.Mieli badać zwłoki na powierzchni przeznaczonej do przyrządzania potraw.To niemal świętokradztwo! No, ale cóż robić.Pomarańczowy worek leżał pod fluorescencyjnymi lampkami, które nie dawały tyle światła, ile by sobie Nick wymarzył.Musiały jednak wy­starczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •