Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dRobert Jordan Smok OdrodzonyDavOkakura Kakuzo Ksiega Herbaty tlum Konrad TlatFeliks W. Kres Krol Bezmiarow v 1.1
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Idziemy na górę.Ptasiek pokazuje mi wykresy i obliczenia na ten temat.Mówi o wektorach i o środkach działania siły, chce mi objaśnić, ile się da.W pale się nie mieści, że to ten sam Ptasiek, który był ze mną w jednej grupie na algebrze i z ledwością wyciągał tróję.Siedzimy chwilę w Ptaśka pokoju.Każe mi patrzeć na ptaki przez lornetkę.To awiarium, które zbudował pod łóżkiem, jest naprawdę strasznie klawe.Nie mam tylko pojęcia, jak przekabacił swoją starą.Moja obdarłaby mnie ze skóry.Ptasiek każe mi się przypatrzeć, jak ptaki startują i lądują.Upiera się, że ptak wylatuje w powietrze, jeszcze zanim machnie skrzydłami.Ja tam tego nie widzę.Ptasiek ma bystre oko i obserwuje ptaki od dawna.Ja nawet nie bardzo wiem, o czym on mówi.Tego chudego nazwał Alfonso, na moją cześć.Alfonso wygląda jak wściekła jaskółka po głodówce.Mówię Ptaśkowi, że nie mam nic przeciwko nazywaniu kanarka Alfonso, pod warunkiem, że będzie się pisał przez “ph".Jestem jedynym Alfonso przez “f" w okolicy, Ptasiek mówi, że to wszystko jedno, bo to i tak nie jest jego prawdziwe imię, tylko on go tak woła.“To jak on się naprawdę nazywa?" — pytam.Ptasiek mówi, że nie wie.Mówi, że nie zna jeszcze na tyle języka kanarków, żeby go spytać.Na tyle! — mówi coś takiego i nawet okiem nie mrugnie, tylko przewraca te swoje głupie gały.Nie uśmiecha się i wiem, że mówi serio.Trudno powiedzieć o kimś takim jak Ptasiek, czy jest normalny, czy nie.8Nazajutrz rano postanawiam zaryzykować.Otwieram drzwi klatki, w której siedzi Ptasia, wychodzę z awiarium i chowam się w kącie z lornetką.W razie niebezpieczeństwa będę ją mógł w każdej chwili wyratować.Ptasia natychmiast wyskakuje z klatki.Alfonso siedzi na najwyższej poprzeczce.Ptasia zauważa, że wstawiłem świeżą wodę do kąpieli, więc po kilku pytających kwiipach zeskakuje na dół, żeby się wypluskać.Całkowicie ignoruje Alfonsa.Alfonso dalej stoi na górze w pozie wojowniczej.Czekam, kiedy rzuci się w dół.Ptasia spokojnie celebruje rytuał kąpieli, a on ani drgnie — ale też nie spuszcza jej z oka.Czegoś podobnego w ogóle się nie spodziewałem.Ptasia podfruwa na szczyt swojej klatki i zaczyna układać piórka.Alfonso jeszcze chwilę się jej przygląda, po czym pikuje w dół jak bombowiec, łapie kilka ziarenek i wypija łyk wody.Skacze, trzepiąc skrzydłami po wszystkich miejscach, gdzie Ptasia rozchlapała wodę przy kąpieli.Wskakuje na krawędź wanienki, zanurza łebek w wodzie i kręci nim w prawo i w lewo, jakby też zamierzał się wykąpać, ale w końcu zmienia zdanie.Wraca do miseczki z pokarmem i zjada jeszcze kilka ziarenek.Wrzuciłem tam także odrobinę przysmaku, do którego natychmiast się dobiera.Potem wykonuje swój słynny wyskok i po kilku zaledwie machnięciach skrzydłami lokuje się z powrotem pod samym sufitem awiarium.Rozsiada się wygodnie i kilkakrotnie prostuje skrzydła, usiłując przybrać wygląd znudzonego.Z dziesięć razy czyści dziobek o żerdź, żeby pokazać, co to nie on, a potem otwiera szeroko dziób i młynkuje językiem, co jest ptasią wersją płukania gardła.Zadziera ogon i dziobie się parę razy w kuper.Już sam zaczynam się nudzić, szczególnie że spodziewałem się co najmniej próby morderstwa.I wtem, bez żadnego widocznego powodu, Alfonso zaczyna śpiewać.Z początku dość cicho, przez kilka pierwszych taktów śpiew w ogóle nie przybiera na sile, stopniowo jednak wzrasta natężenie i poziom emocjonalny dźwięku.Wyraźnie zaczyna dominować niska, chrypliwa nuta.Alfonso kołysze się równocześnie w tył i w przód na swoich cienkich nogach i drepcze niespokojnie wzdłuż poprzeczki.Śpiewa wychylony do przodu z maksymalnie wyciągniętą szyją.Skrzydła lekko odstają od korpusu, a brzuszek jest mocno napięty.W sumie robi niesamowite wrażenie.Ale tylko na mnie, na Ptasi ani trochę.Właśnie skończyła czesać ostatnie miękkie piórka na grzbiecie.Alfonso przetrzymuje kolejne dźwięki.Ciągnie i ciągnie na jednej nucie, mało nie spadnie z poprzeczki.Wygląda, jakby w ogóle nie oddychał.Wpadł w istny amok.Nagle leci w dół jak kamień w stronę, gdzie siedzi rozleniwiona Ptasia.Ląduje w odległości mniej więcej stopy od niej, ani na chwilę nie przerywając śpiewu.Ptasia zerka na niego.Alfonso momentalnie rozpoczyna pościg.Ptasia wyskakuje w górę i przelatuje na żerdź, gdzie on przed chwilą siedział.Alfonso natychmiast ląduje tuż przy niej, wyśpiewując jak opętany.Dygoce na całym ciele.Zaczyna się regularna walka powietrzna, jak w I wojnie światowej: gdzie Ptasia nie przycupnie, on ją natychmiast dopada.Udaje mu się nawet raz i drugi skubnąć ją w locie.Wyraźnie widać, że Alfonso ma chęć na gody, ale Ptasia jest równie wyraźnie całkiem nie przygotowana na zaloty ptaka jaskiniowca.Na koniec popełnia błąd i wlatuje do swojej klatki.Alfonso za nią.Następuje taka szamotanina, że wpadam do awiarium i sięgam ręką do klatki, żeby ratować Ptasię.Alfonso zablokował jej drogę wyjścia.Ptasia nie stawia oporu, ale za to sam wściekły tygrys daje mi dziobem solidnie w wierzch dłoni, i to kilka razy.Zamierzałem zamknąć drzwiczki i potrzymać go trochę w klatce, ale ani się obejrzałem, a on już wyleciał i straszy mnie z najwyższej żerdzi z rozpostartymi skrzydłami i rozwartym dziobem.Wychodzę z awiarium i zamykam drzwi, żeby przynajmniej stamtąd nie uciekł.Wypuszczam Ptasię na pokój.Stroszy piórka, rzuca mi pojedynczy kwiip, jeden KiiRiip i kilka piipów, po czym frunie wprost do siatki awiarium.Zaczyna flirtować z Alfonsem.Wie, że teraz jest bezpieczna, i zamierza go trochę podrażnić.Przysiada, Alfonso natychmiast rzuca się w jej stronę, śpiewając na całe gardło, wtedy ona odlatuje kawałek od siatki i wraca, już w inne miejsce.Alfonso leci jej na spotkanie.I tak przez jakieś pięć minut.W końcu Alfonso frunie na swoją najwyższą żerdź.Pewnie się obraził albo zmęczyły go jej przekomarzania.Ptasia zawisa na siatce i posyła mu rozpaczliwy, kategoryczny kwiip.Po chwili Alfonso zaczyna śpiewać normalnym głosem.Słuchamy.Ten Alfonso naprawdę umie śpiewać.Zaraz jednak w jego głosie znów zaczyna narastać niepokój; jakby podniecał go własny śpiew.Tym razem sfruwa na podłogę.Stamtąd kieruje pieśń do góry, w stronę, gdzie Ptasia przylgnęła do siatki.Wygląda teraz jak śpiewak operowy: stoi w powodzi światła na białym piasku, obraca się na prawo i lewo i drepcze drobnymi kroczkami to w przód, to w tył.Po raz pierwszy w życiu widzę, żeby kanarek chodził.Ptasia sfruwa na podłogę na zewnątrz i przygląda mu się przez siatkę.Alfonso, nie przerywając pieśni, drepcze w jej stronę i z bliska raczy ją dźwięcznym tenorem.Ptasia ani drgnie.Alfonso podchodzi tuż-tuż do siatki: nie dzieli ich teraz więcej niż cal odległości.Wyśpiewuje jak opętany.Ptasia patrzy, nasłuchuje i w końcu zaczyna wydawać z siebie ciche, płaczliwe sygnały “nakarm mnie".Przysiada nisko i spiesznie trzepoce skrzydłami, wciskając rozwarty dziobek między pręty.Alfonso przerywa pieśń i patrzy na Ptasię.Widać, że nie bardzo może się połapać, o co jej chodzi.Przekrzywia łebek, zagląda jej do gardła, wsłuchuje się, a potem znów zaczyna śpiewać.Biedna Ptasia.Alfonso kiwa się w tył i w przód, wyciągając przy tym szyję tak, że chwilami dotyka nią podłogi.Głową chwieje tam i z powrotem pod przemożnym ciśnieniem emocji.Kiedy już wreszcie nie może znieść napięcia, rzuca się na pręty awiarium.Wystraszona Ptasia odlatuje w głąb pokoju.Alfonso wspina się w górę po prętach, starając się nie stracić jej z oczu.Ptasia podfruwa do lusterka na komodzie i przegląda się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •