[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Marshadzie zdobył żonę równie wyjątkową jak Pedi Karuse.T'Leen Sena była tajnąagentką, dorównującą najlepszym szpiegom galaktyki.Chociaż była niewielką jak naMardukankę wychuchaną miejską dziewczyną", była bardzo, ale to bardzo niebezpiecznąosobą.Fakt, że zgodziła się wyjść za wędrownego wojownika z plemienia barbarzyńców zepoki kamiennej, mógł być szokiem dla jej rodziny i przyjaciół, nie zaskoczył jednak nikogo,kto znał Denata.Oprócz przygód, bogactwa, sławy i żony, poza którą świata nie widział, Denat zyskał teżprzyjaciela w osobie Poerteny.Między przedstawicielami dwóch zupełnie różnych gatunków,o całkowicie różnym pochodzeniu, coś zaskoczyło.Jedną z przyczyn było wspólnezamiłowanie do hazardu, na dodatek za odpowiednio wysokie stawki.Obaj pokazywalinajróżniejsze gry karciane niczego nie podejrzewającym Mardukanom i całkiem niezle natym wychodzili.Dla Mardukanina oszustwo było nieodłączną częścią każdej gry.- Pytają czy mu ufam - mruczał Poertena, pakując bagaż.- Przecież to Poertena!Musiałem powiedzieć, że tak, ale oni nie mają pojęcia, jaka to zniewaga.Oczywiście, że niemożna mu ufać.- A ja tobie ufam - powiedział Denat.- To znaczy nie w kartach, ale mógłbympowierzyć ci mój nóż, żebyś mnie krył.- No pewnie, ale.Cholera, nie rób z tego takiej szopki.Poza tym to nie to samo.JakJulian wyskoczy z tym dla dobra Imperium", Marciel zgłupieje.- Przynajmniej wyrwiesz się z tej przeklętej planety - zmarkotniał Denat.- Gra w kartyz tymi niedzwiedziami to nuda i cały czas widać niebo.Czy tutaj nigdy nie pada?Na Marduku ciągle padał deszcz i niebo było zachmurzone; to między innymi z tego powodumieszkańcy tej planety mieli warstwę śluzu na skórze.- Jeśli chcesz ze mną jechać, to jedz - powiedział Poertena znad walizy.- Nie kuś mnie - odparł smętnie Denat.- Sena by mnie zabiła, gdybym się bez niejurwał.- Ona jest jednym z najlepszych tajniaków, jakich znam.Mogłaby się nam przydać.- Naprawdę uważasz, że Roger pozwoliłby nam obojgu jechać?Denat wyraznie poweselał.Poertena parsknął śmiechem.- Jakoś trzeba udowodnić, gdzieśmy, kurwa, byli przez ostatnirok, no nie? Dwójka Mardukan to chyba najlepszy jebany dowód,jaki możemy znalezć.- Wzruszył ramionami.- Możemy kupić więcej biletów.Nie wiem, jakbędzie z paszportami, ale coś wymyślimy.Te, co mamy, są całkiem niezłe jak na fałszywki.- Spytaj, proszę - powiedział Denat.- Ja tutaj zwariuję.* * *- No, zaczęło się.- Roger założył kosmyk włosów za ucho.- Możemy zawrócićJuliana, jeśli tylko wiadomość dotrze do niego na czas, ale generalnie kości zostały rzucone.- %7łałujesz? - spytała Despreaux.Jedli obiad w pokoju Rogera, tylko we dwoje.- Trochę - przyznał.- Nawet nie wiesz, jak mi się czasem podobał plan rządu nauchodzstwie".- Och, chyba wiem, ale to nigdy nie wchodziło w grę, prawda?- Prawda - westchnął Roger.- Po prostu nie mogę znieść myśli, że znów narażamwszystkich na niebezpieczeństwo.Kiedy to się skończy?- Nie wiem.- Despreaux wzruszyła ramionami.- Kiedy wygramy?- Kiedy uratujemy matkę i dorwiemy Nowy Madryt.- Nigdy nie nazywał NowegoMadrytu ojcem.- I Adoulę.Może wtedy wszystko się uspokoi.Aha, i replikator.I jeśliHelmut zaszachuje Wielką Flotę.I jeśli nikt ze spisku Adouli nie przejmie części marynarki inie ucieknie z powrotem do Sektora Strzelca.Jeśli, jeśli, jeśli.- Musisz przestać się tym przejmować.- Despreaux uśmiechnęła krzywo, widzącspojrzenie, jakim ją obrzucił.- Wiem, wiem! Aatwo powiedzieć, ale to nie zmienia faktu, żeto dobra rada.- Chyba nie - zgodził się Roger.- Z drugiej strony nie ma sensu dawać komuś rad,których ten ktoś nie może posłuchać.- To prawda.A więc martwmy się tylko o rzeczy, na które mamy wpływ.Czy sąjakieś wieści o frachtowcu?- Sreeetoth powiedział, że to potrwa jeszcze ze dwa dni.Nie mieli odpowiedniegostatku w układzie.Przylatuje z Seranos.Wszystko inne jest gotowe, więc możemy tylkoczekać.- Co będziemy robić, żeby się nie nudzić?Despreaux znów się uśmiechnęła, ale tym razem w żadnym wypadku nie krzywo.* * *Załoga zwerbowana na frachtowiec nie znała prawdziwej tożsamości jego pasażerów-skompletowano ją w kosmicznych barach wokół Układu Seranos, jednego z pogranicznychsystemów Sojuszu Alphańskiego, leżącego przy granicy z Raiden-Winterhowe - ale wszyscyczuli, że coś jest nie tak.Nikt, niezależnie od tego, jak byłby bogaty i ekscentryczny, nieczarterował frachtowca i nie ładował na niego barbarzyńców, żywych zwierząt o wyjątkowopodłym usposobieniu i żywności, która nie pokrywa kosztów podróży.Członkowie załogi,którzy mieli w swoich życiorysach różne niechlubne momenty, doszli do wniosku, że to napewno jakieś zwykłe nielegalne przedsięwzięcie, prawdopodobnie przemyt, chociaż niewiedzieli, co tak naprawdę jest przemycane.Wiedzieli za to, że dostaną przemytnicze stawki,a to wystarczyło.Od granicy przestrzeni Imperium dzieliło ich dwanaście dni podróży, apierwszy przystanek był w Układzie Carsta, w regionie należącym do barona Sandhurta.Zamierzali zatrzymać się tam na krótko, tylko po to, by przejść odprawę celną, ale i tak nerwymieli napięte jak postronki. Wejście" było najbardziej niebezpiecznym momentem każdejtajnej operacji; w każdej chwili coś mogło pójść nie tak.Wszystkich Mardukan nauczono, comają mówić: zatrudnił ich ziemianin i lecą na Starą Ziemię, aby pracować w restauracjach.Tak, niektórzy z nich byli na ojczystej planecie żołnierzami, ale wojny były coraz rzadsze,przez co nie mogli znalezć zajęcia.Tak, część z nich była kucharzami.Chce pan spróbowaćpieczystego z atul?Roger czekał już przy śluzie, kiedy prom przybił do burty statku.Stał z rękami założonymi zaplecami i szeroko rozstawionymi nogami.Nie był spokojny; całkowity spokój natychmiast bygo zdradził, gdyż na cle każdy się denerwuje.Nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć -znajdą członka załogi z kontrabandą albo zajdą zmiany w jakimś mało znanym przepisie,które oznaczają konfiskatę części ładunku.Beach była o wiele spokojniejsza; przecież jest tylko wynajętym kapitanem, prawda? A pozatym już wiele razy była na cle.Jeśli coś będzie nie tak, to trudno, w końcu to nie jej pieniądze.Najgorsze, co się może zdarzyć, to że ktoś jej to zapamięta, ale takie rzeczy w końcu już sięzdarzały, prawda? I tak pozostanie kapitanem, jak nie na tym statku, to na innym.To przecieżtylko cło.Wewnętrzne wrota śluzy rozsunęły się, ukazując młodego, średniego wzrostu mężczyznę ociemnych włosach i lekko skośnych oczach.Miał na sobie obcisły skafander środowiskowy,pod pachą trzymał hełm.- Porucznik Weller? - Roger wyciągnął rękę.- Augustuc Chang.To ja czarteruję tenstatek.To jest kapitan Beach, skipper.Za Wellerem weszło czterech kolejnych celników, starszych od porucznika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]