[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy ty nie byłbyś zaniepokojony, gdyby jakiś facet two-jego pokroju rozpoczął analogiczne działania na korzyść powoda? Byłbym przerażony. Rohr jeszcze nie jest przerażony, ale martwi go ta sytuacja. Często z nim rozmawiasz? Owszem.Wydaje się dużo sympatyczniejszy od ciebie, Fitch.Nie tylko odznaczasię wyszukanymi manierami w kontaktach z kobietą, ale w dodatku nie nagrywa na-szych rozmów i nie wysyła swoich agentów, żeby ganiali za moim samochodem.W ogó-le stroni od podobnych metod. I świetnie umie prawić komplementy, prawda? Zgadza się.Ale ma też bardzo słaby punkt. Jaki? Grubość portfela.Pod tym względem nie może się z tobą równać. Ciekaw jestem, o ile zamierzasz uszczuplić mój portfel. O tym pózniej, Fitch.Na razie muszę kończyć.Po drugiej stronie ulicy stoi jakiśpodejrzany samochód.To pewnie znowu auto twoich błaznów.Odwiesiła słuchawkę.Fitch wziął prysznic i położył się do łóżka, ale nie zdołał zasnąć.O drugiej w nocypojechał do kasyna Lucky Luck , gdzie aż do świtu grał w blackjacka o stawce pięciu-set dolarów za żeton, popijając wyłącznie sprite a.Kiedy o pierwszym brzasku wycho-dził na ulicę, był bogatszy prawie o dwadzieścia tysięcy dolarów.ROZDZIAA 20W pierwszą sobotę listopada temperatura nieoczekiwanie spadła do osiemnastustopni, czyli zrobiło się wyjątkowo zimno jak na wybrzeże ciepłej zatoki leżące w stre-fie klimatu subtropikalnego.Chłodny północny wiatr szarpał gałęziami drzew, na jezd-nie i chodniki sypały się liście.Zwykle jesień przychodziła tu znacznie pózniej i trwałaaż do pierwszych dni nowego roku, kiedy to od razu następowała wiosna.Mieszkańcywybrzeża w ogóle nie znali zimy.Niewielu amatorów joggingu wybiegło tego dnia na ulice, toteż nikt nie zwróciłbaczniejszej uwagi na dużego czarnego chryslera, który skręcił na podjazd przed nowo-czesnym piętrowym domem z cegieł.Było też za wcześnie, by ktoś z sąsiedztwa mógłzauważyć dwóch młodych mężczyzn w identycznych ciemnych garniturach, którzy wy-siedli z samochodu i stanęli przed drzwiami.O tej porze wszyscy zajęci byli własnymisprawami, dopiero gdzieś za godzinę dzieci miały wybiec z domów, a na trawnikach po-jawić się pierwsi mieszkańcy zgrabiający opadłe liście.Hoppy napełniał właśnie wodą ekspres do kawy, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi.Pospiesznie zawiązał pasek podniszczonego szlafroka i przygładził dłońmi zmierzwio-ne włosy.Pomyślał, że to pewnie znowu skauci sprzedający pączki o tak niechrześci-jańskiej porze.Albo też Zwiadkowie Jehowy.Jeśli tak, to tym razem trzeba było ich po-traktować ostro.W ogóle nie chciał mieć do czynienia z wyznawcami żadnych kul-tów! Przyspieszył kroku na myśl, że za chwilę na szczycie schodów może się zjawić całaszóstka nastolatków.Bo oprócz piątki jego dzieci nocował u nich jakiś kolega z liceum,nawet nie pamiętał czyj.Takie rzeczy nie były niczym niezwykłym w piątkowe noce.Otworzył drzwi i ze zdumieniem popatrzył na dwóch młodych mężczyzn o zasę-pionych twarzach, którzy błyskawicznie sięgnęli do wewnętrznych kieszeni marynareki równocześnie okazali mu swoje złote odznaki przytwierdzone do skórzanych okładeklegitymacji służbowych.Był tak osłupiały, że ledwie zdołał wyłowić z ich słów skrót FBI.Omal nie zemdlał. Pan Dupree? zapytał agent Nitchman.218Hoppy zaczerpnął głęboko powietrza. Tak, ale. Chcielibyśmy zadać panu kilka pytań wyjaśnił szybko agent Napier, przybliża-jąc się o krok. W jakiej sprawie? spytał Hoppy przez zaciśnięte gardło.Zerknął między ramionami obcych na drugą stronę ulicy.Nie miał wątpliwości, żepani Mildred Yancy obserwuje ich w pełnym skupieniu. Chodzi o projekt Stillwater Bay, o Jimmy ego Hulla Moke a i tak dalej rzuciłNitchman.Dupree kurczowo zacisnął palce na futrynie. Och, mój Boże. jęknął anemicznie, jakby serce nagle przestało mu pracować,a mięśnie stały się niezdolne do jakiegokolwiek wysiłku. Czy możemy wejść? spytał Napier.Hoppy pochylił głowę i potarł oczy, jakby chciał wybuchnąć płaczem. Nie, proszę.Tylko nie tutaj.Natychmiast pomyślał o dzieciach, które zazwyczaj w wolne dni spały do dziewiątejczy dziesiątej, a nawet do południa, jeśli tylko Millie im na to pozwalała, ale teraz, sły-sząc jakieś głosy przy wejściu, mogły w każdej chwili pojawić się na schodach. W moim biurze wykrztusił błagalnym tonem. Zaczekamy odparł Napier. Proszę się pospieszyć dodał Nitchman. Bardzo dziękuję.Hoppy szybko zatrzasnął drzwi i przekręcił zasuwkę.Ciężko opadł na kanapę w sa-lonie i popatrzył na sufit, który z wolna się obracał zgodnie z ruchem wskazówek ze-gara.Na piętrze panowała jednak cisza, dzieci wciąż spały.Serce waliło mu jak młotemi pomyślał przez chwilę, że gdyby teraz się położył na wznak, pewnie wyzionąłby du-cha.To byłoby całkiem niezłe rozwiązanie.Mógłby po prostu zamknąć oczy i odpłynąć.Dopiero po paru godzinach pierwsze z dzieci zeszłoby na dół i wezwało karetkę.Wszakmiał już pięćdziesiąt trzy lata, a w jego rodzinie, zwłaszcza ze strony matki, często zda-rzały się ataki serca.No i Millie dostałaby sto tysięcy dolarów z ubezpieczeniowej poli-sy na życie.Kiedy sobie uświadomił, że jego serce ani myśli się zatrzymywać, ociężale dzwignąłsię na nogi.Wciąż odczuwając zawroty głowy, podreptał do kuchni i wypił parę łykówkawy.Jeśli wierzyć elektronicznemu zegarowi wbudowanemu w kuchenkę mikrofalo-wą, było dopiero pięć po siódmej.Czwarty listopada.Bez wątpienia najgorszy dzieńw jego życiu! Jak mógł postąpić tak głupio?!Przyszło mu do głowy, żeby zadzwonić do Todda Ringwalda, a jeszcze lepiej do Mi-liarda Putta, jego adwokata.Postanowił jednak zaczekać.Zaczął się nagle krzątać jak219w ukropie, kiedy pomyślał, że powinien wyjść z domu zanim dzieci się obudzą i jak naj-szybciej odjechać z dwoma agentami federalnymi, dopóki nikt z sąsiedztwa nie zwróciłjeszcze na nich uwagi.Poza tym Miliard Putt zajmował się wyłącznie prawami własno-ści gruntów i nieruchomości, zresztą był dosyć miernym adwokatem.A ta historia za-trącała o sprawy kryminalne.Kryminalne! Zrezygnował z kąpieli i ubrał się w ciągu minuty.Kończył już myć zęby,gdy wreszcie odważył się spojrzeć na swoje odbicie w lustrze.Wydawało mu się, że mana twarzy wypisane słowo zdrada , widać to było po jego minie i oczach.Nie potra-fił kłamać.Nie umiał oszukiwać.Był przecież tym samym Hoppym Dupree, człowie-kiem godnym zaufania, oddanym rodzinie, cieszącym się nieposzlakowaną reputacjąi w ogóle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]