Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dScience Fiction (32) listopad 2003Thinking and DestinyJeffrey Archer Co Do Grosza 2Jacek Dabala Najwieksza przyjemnosc swiata
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Argentyńczycy bynajmniej nie zamierzali łowić ryb.Żywili natomiast nadzieję, że uda im się upolować wielkiego białego rekina, tego samego, który trzydzieści lat później miał połknąć Mary Hepburn, Kapitana von Kleista i Mandaraxa.Ximenez dojrzał na błotnistym brzegu rzeki wydeptane litery SOS.Wylądował na wodzie, a potem wykolebał się swoim samolotem na brzeg jak kaczka.Powitał go tam osiemdziesięcioletni rzymskokatolicki ksiądz — ojciec Bernard Fitzgerald, który ostatnie pół wieku spędził wśród Kanka-bonów.Razem z nim było jeszcze sześć dziewczynek, ostatnich Kanka-bonek.To właśnie oni wydeptali litery na błotnistym brzegu rzeki.Ojciec Fitzgerald, nawiasem mówiąc, posiadał wspólnego prapradziadka z Johnem F.Kennedym, pierwszym mężem pani Onassis i trzydziestym piątym prezydentem Stanów Zjednoczonych.Gdyby ojciec Fitzgerald spłodził z jakąś Indianką dziecko, czego nie uczynił — każdy spośród żyjących dziś ludzi mógłby utrzymywać, iż w jego żyłach płynie błękitna irlandzka krew, choć dzisiaj nikt w ogóle nie zawraca sobie głowy podobnymi sprawami.Niemal zaraz po ukończeniu dziewiątego miesiąca życia ludzie zapominają nawet, kto jest ich matką.Dziewczynki ćwiczyły z ojcem Fitzgeraldem chóralny śpiew, kiedy cała reszta plemienia została zasprayowana środkami owadobójczymi.Niektóre spośród ofiar jeszcze dogorywały, więc stary ksiądz postanowił z nimi zostać.Niemniej jednak chciał, aby Ximenez zabrał dziewczynki gdzieś, gdzie ktoś mógłby się nimi zaopiekować.I tak oto w ciągu zaledwie pięciu godzin dzieci te przeniosły się z epoki kamiennej w epokę elektroniki; ze słodkowodnych bagien dżungli do słonawych moczarów Guayaquil.Dziewczynki posługiwały się wyłącznie kanka-bońskim, językiem zrozumiałym jedynie dla kilku konających w dżungli ich krewniaków oraz, jak się miało okazać, dla pewnego niechlujnego starca z Guayaquil.Ximenez mieszkał w Quito, a w Guayaquil nie posiadał żadnego własnego kąta, gdzie mógłby ulokować dziewczynki.Wynajmował pokój w hotelu „El Dorado”, ten sam, w którym później zamieszkała Selena MacIntosh i jej pies.Za radą policji umieścił więc dzieci w sierocińcu tuż obok śródmiejskiej katedry.Prowadzące przytułek zakonnice z radością wzięły na siebie odpowiedzialność za małe Kanka-bonki.Wciąż jeszcze było u nich dosyć jedzenia dla wszystkich.Ximenez powrócił do hotelu i opowiedział całą historię barmanowi, Jesůsowi Ortizowi, temu samemu człowiekowi, który później odciął wszystkie hotelowe telefony od zewnętrznego świata.Ximenez był zatem jednym z lotników, którzy wnieśli niemały wkład w przyszłość ludzkości.Innym był Amerykanin o nazwisku Paul W.Tibbets.To właśnie Tibbets v czasie II wojny światowej spuścił na matkę Hisako Hiroguchi bombę atomową.Przypuszczalnie ludzie posiadaliby takie futra, jakie mają dzisiaj, nawet gdyby Tibbets nie spuścił tej bomby.Z pewnością jednak dzięki niemu stało się to możliwe dużo szybciej.Sierociniec ogłosił, że potrzebuje kogoś władającego Kanka-bońskim, kto mógłby służyć jako tłumacz.Zgłosił się pewien stary pijaczyna, drobny złodziejaszek, czystej rasy biały, który był — co zdumiewające — dziadkiem dziewczynki o najjaśniejszej skórze.Jako chłopak szwendał się po dżungli w poszukiwaniu wartościowych minerałów spędził trzy lata wśród Kanka-bonów.To on wprowadził ojca Fitzgeralda do plemienia, zaraz po tym jak ksiądz przybył z Irlandii.Sam pochodził z wyśmienitego rodu i nazywał się Domingo Quezeda.Jego ojciec był szefem katedry filozofii Centralnego Uniwersytetu w Quito.Gdyby tylko współcześni ludzie mieli do tego skłonności, mogliby uważać się za potomków długiej linii arystokratycznych hiszpańskich intelektualistów.Kiedy byłem chłopcem w Cohoes i nie mogłem w życiu naszej małej rodziny znaleźć niczego, z czego można być dumnym, matka powiedziała mi, że w moich żyłach płynie krew francuskiej szlachty.Gdyby nie Rewolucja, mówiła matka, żyłbym prawdopodobnie w jakimś chateau królującym nad rozległą posiadłością.Poza tym, twierdziła, byłem dzięki niej spokrewniony w jakiś sposób z Carterem Braxtonem, jednym z sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości.Z racji płynącej w mych żyłach krwi powinienem, mówiła matka, nosić głowę wysoko w górze.Pomyślałem, że to wspaniale.Postanowiłem zatem przeszkodzić piszącemu na maszynie ojcu i zapytać go, co dziedziczę po jego rodzinie.Nie miałem wówczas pojęcia, czym jest sperma, więc przez kilka lat nie potrafiłem zrozumieć jego odpowiedzi.— Chłopcze — powiedział ojciec — pochodzisz z długiej linii stanowczych, zaradnych mikroskopijnych kijanek, z których każda wygrała swój wyścig.Stary Quezeda, śmierdzący niczym wojenne pobojowisko, powiedział dziewczynkom, że powinny słuchać się tylko jego, co zresztą łatwo było im przyjąć, jako że był dziadkiem jednej z nich i jedyną w ogóle osobą, która mogła się z nimi dogadać.Musiały wierzyć we wszystko, co mówił.Nie stać ich było na sceptycyzm, ponieważ ich nowe środowisko nie miało nic wspólnego z dżunglą.Z dżungli wyniosły wiele prawd, których gotowe były bronić dumnie i nieustępliwie, lecz żadna z tych prawd nijak nie pasowała do rzeczywistości Guayaquil; żadna, z wyjątkiem jednej klasycznej, fatalnej wiary rozpowszechnionej milion lat temu na terenie wielkich miast: Krewni nigdy nie chcą cię skrzywdzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •