Home HomeHobb Skrytobójca 3 Wyprawa SkrytobójcyAlfred Szklarski Tajemnicza wyprawa Tomka (2)Thor Heyerdahl Wyprawa Kon TikiAlfred Szklarski Tajemnicza wyprawa TomkaHobb Robin Wyprawa SkrytobojcyTolkien J R R Wladca Pierscieni T 1 WyprawaEschbach Andreas Bilion dolarówBahdaj Adam Trzecia granica (SCAN dal 803)Card Orson Scott Uczen AlvinClavell James Krol szczurow (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam0012.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Niebo jest spokojne; obłoki, uniesione pod samo sklepienie, wydają się nieruchome i zacierają się w intensywnym promieniowaniu.A zatem trzeba szukać gdzie indziej przyczyny owego zjawiska.Lustruję horyzont, czysty i całkowicie wolny od mgły.Wygląd jego nic a nic się nie zmienił.Ale jeżeli ten szum spowodowany jest jakimś silnym spadem, kataraktą, jeżeli cały ten ocean pędzi w dół do niżej położonego basenu, jeżeli te odgłosy wywołuje spadająca masa wodna, powinien powstać gwałtowniejszy prąd i jego wzrastająca szybkość mogłaby być miernikiem grożącego nam niebezpieczeństwa.Badam prąd wody.Nie ma go wcale.Rzucam pustą butelkę – stoi w miejscu.Około czwartej po południu Hans wstaje i wdrapuje się na szczyt masztu.Stąd wzrok jego przebiega olbrzymi łuk, który ocean zakreśla przed nami i zatrzymuje się nagle na jakimś punkcie.Wprawdzie twarz przewodnika nie wyraża zdumienia, ale oczy utkwione ma w jednym miejscu.– Musiał coś zobaczyć – stwierdza wuj.– Chyba tak.Hans schodzi, po czym wyciąga rękę w kierunku południowym.– Der nere! – mówi.– Tam? – pyta wuj.Chwyta lunetę i patrzy uważnie przez chwilę, która wydaje mi się wiekiem.– Tak, tak! – woła.– Co wuj widzi?– Olbrzymi słup wody unoszący się nad falami.– Może znów jakiś potwór morski?– Wszystko możliwe.– Weźmy kurs bardziej na zachód; wiemy przecież jakie niebezpieczeństwo grozi przy spotkaniu z takimi bestiami.– Nie, nie zmienimy kierunku – odpowiada profesor.Odwracam się do Hansa.Trzyma drążek sterowy z niewzruszonym spokojem.Jeśli z odległości dzielącej nas od tego zwierzęcia – a wynoszącej co najmniej dwanaście mil – można dojrzeć słup wody wyrzucony z jego tryskawek, musi on być doprawdy niesamowitych rozmiarów.Ratowanie się ucieczką byłoby, oczywiście, zachowaniem elementarnych zasad ostrożności, ale nie po to przybyliśmy tutaj, żeby tych zasad przestrzegać.A więc suniemy naprzód.W miarę jak podpływamy, słup wody zwiększa się.Jakiż kolos byłby w stanie wchłonąć taką ilość wody i wypuszczać ją bez przerwy?O ósmej wieczorem dzielą nas od niego zaledwie dwie mile.Olbrzymie, czarniawe, potworne cielsko rozpościera się na wodzie niczym wysepka.Czy to skutkiem złudzenia, czy też przestrachu wydaje mi się, że ma przeszło tysiąc sążni! Cóż to może być za wieloryb, którego istnienia nie przewidział ani Cuvier, ani niemiecki przyrodnik Blumenbach? Jest nieruchomy, jak gdyby spał kamiennym snem; rzekłbyś, iż woda nie może go unieść i fale przelewają się przez jego boki.Słup wody, wyrzucony na wysokość pięciuset stóp, spada z ogłuszającym hukiem.Pędzimy jak opętani ku tej potężnej masie, której sto wielorybów dziennie nie starczyłoby za pożywienie.Ogarnia mnie przerażenie.Nie chcę podpłynąć bliżej!.Gotów jestem przeciąć podnośnicę masztu.Wściekam się na profesora, który nie raczy mi nawet odpowiedzieć.Nagle Hans wstaje, wskazuje ów groźny punkt.– Holme! – oświadcza.– Wyspa! – woła wuj.– Wyspa?! – powtarzam za nim, wzruszając ramionami.– Oczywiście – potwierdza profesor wybuchając głośnym śmiechem.– A ten słup wody?– Gejsir – wyjaśnia Hans.– Niewątpliwie, gejzer – mówi wuj – i to podobny do islandzkich.Z początku nie chcę uznać mego kompromitującego błędu.Jak to, pomylić wyspę z morskim potworem?! Ale teraz wszystko jest jasne i muszę przyznać się do omyłki.Mamy oto przed sobą naturalne zjawisko i nic poza tym.W miarę jak zbliżamy się, słup wody przybiera imponujące rozmiary.Wysepka do złudzenia przypomina olbrzymiego wieloryba, którego głowa wystaje na dziesięć sążni ponad fale.Na jednym z krańców wysepki dumnie wzbija się gejzer – słowo to Islandczycy wymawiają „gejsir”, co oznacza „złość”.Od czasu do czasu rozlega się głośny huk i ogromny wodotrysk, w napadzie coraz większego gniewu, potrząsa swoim pióropuszem z pary, sięgającym aż po najniższe warstwy obłoków.Jest całkowicie samotny.Nie otaczają go ani gazy wulkaniczne, ani gorące źródła, i cała potęga podziemnych sił skupia się tylko w nim.Promienie elektrycznego światła łączą się z tym olśniewającym snopem, a każda jego kropla mieni się wszystkimi kolorami tęczy.– Przybijmy do wyspy, – rozkazuje profesor.Ale trzeba starannie ominąć tę trąbę wodną, która zatopiłaby tratwę w oka mgnieniu.Hans, zgrabnie manewrując, podwozi nas na kraniec wyspy.Wyskakuję na skałę, wuj zręcznie skacze w ślad za mną, myśliwy zaś pozostaje na swoim posterunku jako ten, któremu obce jest uczucie ciekawości.Stąpamy po granicie pokrytym martwicą krzemionkową; rozpalony grunt drga pod naszymi stopami jak ściany kotła, w którym kłębi się przegrzana para.Dochodzimy do niewielkiego głównego basenu, z którego wytryskuje gejzer.Zanurzam termometr w prąd wrzącej wody – wskazuje sto sześćdziesiąt trzy stopnie powyżej zera.A zatem ta woda pochodzi z gorejącego ogniska, co jawnie przeczy teoriom profesora Lidenbrocka! Nie mogę powstrzymać się, żeby nie zwrócić mu na to uwagi.– Czegóż to dowodzi? Jakiejś rozbieżności z moją hipotezą? – pyta.– Niczego, absolutnie niczego – mówię oschłym tonem, widząc, że mam do czynienia z nieprzepartym uporem.Niemniej muszę przyznać, że dotychczas jesteśmy dziwnie uprzywilejowani przez los i że – z niewyjaśnionej przyczyny – podróż nasza odbywa się w niezwykle sprzyjających warunkach, jeśli chodzi o temperaturę; ale wydaje mi się więcej niż pewne, że nie dziś, to jutro dojdziemy do stref, gdzie wewnętrzne gorąco osiąga maksymalne granice i przekracza skale wszelkich termometrów.Zobaczymy! To ulubione powiedzonko profesora, który ochrzciwszy wulkaniczną wysepkę moim imieniem, daje znak do odpłynięcia.Kilka minut podziwiam jeszcze gejzer.Dostrzegam, że fontanna bije nierówno, niekiedy siła wytrysku jest słabsza, po chwili wzmaga się na nowo, co zapewne przypisać należy zmianom ciśnienia par nagromadzonych w naturalnym zbiorniku.Wreszcie odbijamy i okrążamy niezwykle urwiste skały na południowym brzegu wyspy.Hans skorzystał z przerwy w podróży i doprowadził tratwę do porządku.Przed wyruszeniem w drogę przeprowadzam kilka obserwacji celem obliczenia przebytej odległości i notuję te dane w dzienniku.Od Portu Grety dzieli nas już dwieście siedemdziesiąt mil i znajdujemy się obecnie pod Anglią, o sześćset dwadzieścia mil od Islandii.Rozdział XXXVPiątek, 21 sierpnia.Nazajutrz wspaniały gejzer zniknął z pola widzenia.Wiatr, nieco chłodniejszy, szybko oddalił nas od Wyspy Aksela [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •