Home HomeHobb Skrytobójca 3 Wyprawa SkrytobójcyVerne Juliusz Wyprawa do wnetrza ZiemiAlfred Szklarski Tajemnicza wyprawa Tomka (2)Alfred Szklarski Tajemnicza wyprawa TomkaHobb Robin Wyprawa SkrytobojcyWeber DavÂŚwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq ChristianSalgari Emilio Gora swiatlamamy v jednom kole tlacRobert Ludlum 3. Ultimatum Bourne'a
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kfr.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Pięć­dziesiąt lat temu, kiedy mieszkał nad morzem, Indianie przypły­wali do Guayaąuil z Peru wzdłuż brzegu na dużych tratwach z balsy, przywożąc rybę na sprzedaż.Mieli nieraz parę ton suszo­nej ryby w bambusowych szałasach zbudowanych na środku tratwy, w których mieszkały często żony, dzieci, psy i kury.Trud­no będzie znaleźć teraz, w czasie pory deszczowej, tak wielkie drzewa balsa, jakich używali oni na swe tratwy, gdyż powodzie i trzęsawiska uniemożliwiły — nawet konno — dostęp do plan­tacji balsy w puszczy.Don Federico obiecał jednak zrobić wszyst­ko, co tylko będzie można.Możliwe, że pojedyncze duże drzewa rosną jeszcze dziko w lesie w pobliżu bungalowu, a my przecież nie potrzebujemy ich tak wiele.Pod wieczór deszcz ustał na chwilę, tak że mogliśmy odbyć przechadzkę pod drzewami mango wokół bungalowu.Don Fede­rico miał tu wszystkie możliwe gatunki dzikich storczyków, które zwisały wokół z gałęzi, posadzone w łupinach orzechów kokoso­wych jak w doniczkach.W przeciwieństwie do storczyków cie­plarnianych rzadkie te kwiaty miały cudowny aromat.Herman schylił się, aby wsunąć nos do jednego z kielichów, gdy nagle coś długiego, cienkiego i błyszczącego jak węgorz wychyliło się z li­stowia.Szpicruta Angelo strzeliła niczym błyskawica i wijący się wąż upadł na ziemię.W sekundę później przygwożdżono go do ziemi rozwidlonym kijem, miażdżąc głowę gada.— Jadowity — powiedział Angelo i obnażył dwa zakrzywione jadowite zęby węża, żeby wyjaśnić, o co mu chodzi.Mieliśmy uczucie, że jadowite węże czyhają na nas zewsząd w listowiu.Wśliznęliśmy się do domu ze zdobyczą Angelo, zwisa­jącą na kiju.Herman zasiadł do ściągania skóry z zielonego po­twora, a Don Federico opowiadał nam fantastyczne historie o żmi­jach i boa~dusicielach, grubych jak pnie, gdy nagle zauważyliśmy na ścianie cienie dwóch olbrzymich skorpionów wielkości homarów.Nacierały na siebie wymachując kleszczami w walce na śmierć i życie.Odwłoki ich były uniesione w górę, a zatrute kolce na ogonie były gotowe do zadania przeciwnikowi śmiertelnego ciosu.Był to niesamowity widok i dopiero gdy poruszyliśmy oliw­ną lampą, zauważyliśmy, że to ona rzucała nadnaturalnłe wielkie cienie zwykłych skorpionów wielkości palca, które walczyły na krawędzi komody.— Zostawmy je w spokoju — powiedział Don Federico — je­den zabije drugiego, a zwycięzca będzie trzymał w szachu wszyst­kie karaluchy w domu.Uważajcie tylko, by wasza ochronna siat­ka nad łóżkiem przylegała do niego szczelnie, no i wytrząsajcie ubranie przed włożeniem, a będziecie bezpieczni.Ucięły mnie ona nie raz i jakoś żyję jeszcze — dodał uśmiechając się.Spałem dobrze i tylko gdy jaszczurki i nietoperze szeleściły i trzepotały zbyt blisko mojej poduszki, budziłem się z myślą o jadowitych stworach.Następnego ranka wstaliśmy wcześnie, aby wybrać się na po­szukiwanie drzew balsa.— Lepiej przetrząsnąć ubranie — zauważył Agurto.W tej właśnie chwili skorpion wyskoczył z rękawa jego koszuli i skrył się, w szparze podłogi.Wkrótce po wschodzie słońca Don Federico wysłał swoich ludzi konno we wszystkich kierunkach, by szukali drzew balsa rosną­cych w pobliżu ścieżek.Nasz patrol, składający się z Hermana, Don Federico i mnie, wkrótce odnalazł drogę do wielkiego drze­wa rosnącego na polanie, o którym wiedział nasz gospodarz.Drze­wo piętrzyło się wysoko nad otaczającym lasera i miało dobre trzy stopy średnicy.Polinezyjskim zwyczajem ochrzciliśmy je przed ścięciem, dając mu imię Ku, polinezyjskiego bożka wywodzącego się z Ameryki.Wtedy zamachnęliśmy się toporem i wbiliśmy go w pień drzewa, aż echo rozległo się po lesie.Lecz ścinanie soczy­stej balsy było równie - trudne, jak rąbanie korka tępą siekierą.Topór po prostu odskakiwał od drzewa i po kilku zamachach Her­man musiał mnie zluzować.Siekiera przechodziła co chwila z rąk do rąk, drzazgi leciały, a pot spływał nam z czoła w upale dżungli.W południe Ku stał jak kogut na jednej nodze, drżąc pod na­szymi ciosami.Wkrótce drzewo zachwiało się i runęło ciężko w dół, łamiąc otaczające gałęzie i mniejsze drzewka.Okrzesaliśmy pi?ń i zaczęliśmy obdzierać korę zygzakiem, na indiański sposób, j.;dy nagle Herman wypuścił siekierę i podskoczył w górę jak w polinezyjskirn tańcu, z ręką przyciśniętą do uda.Z nogawki spodni wypadła mu błyszcząca mrówka wielkości skorpiona, z dłu­gim żądłem na odwłoku.Mrówka musiała mieć pancerz twardy jak skorupa homara, nie mogliśmy bowiem w żaden sposób roz­gnieść jej na ziemi obcasem.— Kongo — wyjaśnił Don Federico współczująco.— To małe świństwo jest gorsze od skorpiona, lecz dla zdrowego człowieka nie jest niebezpieczne.Herman był obolały i sztywny przez szereg dni, lecz nie prze­szkodziło mu to galopować z nami konno przez ścieżki leśne w po­szukiwaniu olbrzymich drzew balsa.Czasami słychać było trzask, szum i łomot upadku gdzieś w głębi dziewiczej puszczy.Don Federico kiwał głową z zadowoleniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •