[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamierzał, o ile to będzie możliwe, wspiąć się na szczyt i stamtądrozejrzeć w terenie.Nie przyniósł zbyt pocieszających wiadomości. Zaszliśmy zbyt daleko na północ powiedział.Musimy znalezć jakąś dro-gę z powrotem na południe.Gdybyśmy trzymali się tego samego co dotychczaskierunku, znalezlibyśmy się w końcu w Ettendales, daleko na północ od Riven-dell.To kraj trollów, mało mi znany.Może zdołalibyśmy stamtąd zawrócić doRivendell, oznaczałoby to jednak z pewnością wielką zwłokę, bo nie znam drogi,i nie starczyłoby nam prowiantu.Toteż tak czy inaczej musimy odszukać BródBruinen.Przez resztę dnia posuwali się mozolnie po skalistym gruncie.Znalezli przej-ście miedzy dwiema górami, które ich zaprowadziło do dolinki, ciągnącej się kupołudnio-wschodowi, a więc w pożądanym kierunku.Pod wieczór jednak zagro-dził im znowu drogę wysoki grzebień górski; czarna grań jeżyła się na tle niebamnóstwem skalnych zębów, co ją upodabniało do tępej piły.Mieli do wyboruzawrócić albo wspiąć się na ten grzebień.Wybrali drogę pod górę, lecz okazała się niezmiernie trudna.Wkrótce Frodomusiał zsiąść z wierzchowca i mozolić się na własnych nogach.Mimo to nieraztracili nadzieję, czy zdołają wyprowadzić kucyka, a nawet czy sami jakoś dotrądo celu, obciążeni bagażem.Zmrok już niemal zapadł i wszyscy byli do szczętuwyczerpani, kiedy wreszcie stanęli na górze.Wspięli się na wąskie siodło mię-dzy dwoma zębami, a tuż przed nimi zbocze znów opadało stromo.Frodo rzuciłsię na ziemię i leżał, wstrząsany dreszczem.Lewe ramię zwisało martwo; hobbitmiał takie uczucie, jakby lodowate pazury ściskały mu bark i bok.Drzewa i skaływidział nad sobą niewyraznie jak poprzez gęstą mgłę. Nie sposób iść dalej rzekł Merry do Obieżyświata. Boję się, że tenmarsz zaszkodzi Frodowi.Okropnie się o niego niepokoję.Co począć? Czy my-ślisz, że w Rivendell potrafią go uzdrowić, jeżeli w ogóle dostaniemy się tamkiedykolwiek? Zobaczymy odpowiedział przewodnik. Tu, na pustkowiu, nic więcejzrobić nie mogę, niż zrobiłem.Właśnie rana Froda jest główną przyczyną, dlaktórej naglę do pośpiechu.Ale przyznaję, że dziś już dalej nie możemy iść. Co właściwie jest mojemu panu? zapytał Sam zniżając głos i błagalniewpatrując się w Obieżyświata. Rana była niewielka, już się zablizniła.Niewidać nic prócz białej blizny na barku. Froda dotknął oręż Nieprzyjaciela rzekł Obieżyświat. Działa tu jakaśtrucizna albo może zły urok, na który nie znam sposobu.Mimo to nie trać, Samie,nadziei!Noc była zimna na tej wysokości.Podróżni rozpalili ognisko w wykrocie podsękatymi korzeniami sosny, wiszącymi nad pustą jamą; miejsce to wyglądało jak208stary kamieniołom.Siedzieli przytuleni do siebie.Wiatr dął chłodem zza przełę-czy, z dołu słychać było, jak korony sosen jęczą i wzdychają.Frodo leżał w pół-śnie; wyobrażał sobie, że czarne skrzydła bezustannie trzepocą nad nim, a ucze-pieni na skrzydłach prześladowcy właśnie jego wypatrują pośród górskich rozpa-dlin.Zwit wstał jasny i pogodny, powietrze było czyste, a blade, przezrocze świa-tło rozlewało się po spłukanym deszczem niebie.Wędrowcy nabrali otuchy, lecztęsknili do słońca, żeby rozgrzało ich zziębnięte i skostniałe ciała.Ledwie się roz-widniło, przewodnik wziął z sobą Meriadoka i poszedł rozejrzeć się po okolicyze wzniesienia znajdującego się na wschód od przełęczy.Słońce świeciło już nadobre, gdy wrócił z nieco pocieszającymi nowinami.Szli teraz mniej więcej wewłaściwym kierunku.Jeżeli zejdą przeciwległym stokiem w dół, będą mieli gó-ry po lewej ręce.Obieżyświat dostrzegł w pewnej odległości lśnienie GrzmiącejRzeki i wiedział, że gościniec prowadzący do brodu, jakkolwiek stąd niewidocz-ny, przebiega po tamtej stronie grzebienia w pobliżu rzeki. Musimy znów trafić na gościniec rzekł. Nie spodziewajmy się zna-lezć ścieżki przez te góry.Gościniec, choćby nie wiedzieć jakie czekały na nimniebezpieczeństwa, jest dla nas jedyną drogą do brodu.Natychmiast więc po śniadaniu ruszyli znowu.Powoli zlezli południowymstokiem z przełęczy.Zejście okazało się jednak o wiele łatwiejsze, niż przewidy-wali, bo zbocze było od tej strony nie tak strome, i Frodo wkrótce mógł znowudosiąść kucyka.Biedny stary kucyk Billa Ferny okazał niezwykły talent do wy-szukiwania ścieżek i w miarę możności starał się oszczędzić swojemu jezdzcowiwstrząsów.Nastrój całej kompanii znów się poprawił.Nawet Frodo czuł się lepiejw blasku poranka, chociaż od czasu do czasu mgła przesłaniała mu oczy i prze-cierał je ustawicznie ręką.Pippin nieco wyprzedził towarzyszy.Nagle odwracającsię do nich krzyknął: Jest ścieżka!Dogonili go i stwierdzili, że się nie pomylił.Tuż przed nimi wyraznie za-znaczała się ścieżka, która w skrętach wspinała się z położonych niżej lasów kuszczytowi.Miejscami była zatarta i zarośnięta albo zagradzały ją kamienne usy-piska i pnie drzew, musiała wszakże być uczęszczana dawnymi czasy.Zbudowałyją krzepkie ręce i udeptały ciężkie stopy.Tu i ówdzie ścięto lub wyrwano staredrzewo, rozłupano lub odciągnięto na bok olbrzymie głazy, żeby otworzyć przej-ście.Czas jakiś szli tą ścieżką, bo znacznie ułatwiała zejście w dół, lecz posuwalisię bardzo ostrożnie; zaniepokoili się jeszcze bardziej, gdy weszli w ciemny las,a dróżka stała się wyrazniejsza i szersza.Niespodzianie wychylając się z kręgusosen zbiegła stromo w dół i skręciła ostro w lewo, opasując skaliste ramię gó-209ry.Doszedłszy do tego zakrętu zobaczyli plaski odcinek ścieżki pod niewielkimurwiskiem, nad którym pochylały się gałęzie.W kamiennej ścianie widać byłodrzwi krzywo zwisające na jednej olbrzymiej zawiasie.Zatrzymali się pod tymi drzwiami.Stanowiły one wejście do jamy czy skal-nej groty, lecz w mroku nic w jej wnętrzu dostrzec nie mogli.Obieżyświat, Sami Merry pchnęli drzwi wspólnymi siłami i zdołali je szerzej rozewrzeć, a wtedyprzewodnik z Merrym wsunęli się do środka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]