[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Frodo i Sam patrzyli ze wstrętem i zarazem z podziwem na ten znienawidzonykraj.Między sobą a dymiącą górą, a także wszędzie na północy i południu nie widzielinic prócz ruin i martwoty, pustkowia wypalonego i dusznego od dymów.Zastanawialisię, jakim sposobem Władca tego królestwa utrzymuje i żywi swych niewolników orazswoje armie.Bo miał armie wszędzie; gdziekolwiek zwrócili oczy, wzdłuż łańcuchaMorgai i dalej na południu, dostrzegali obozy wojskowe, niektóre pod namiotami, innezabudowane porządnie jak miasteczka.Jeden z największych mieli tuż u swoich stóp.Omilę niespełna oddalony od ściany gór, podobny był do ogromnego gniazda owadów,przecięty regularnymi monotonnymi ulicami, przy których ciągnęły się szeregi bud idługich, niskich, brzydkich domów.Na polach wokół niego panował ożywiony ruch ikrzątały się jakieś postacie; szeroka droga biegła stąd na południo-wschód kugłównemu gościńcowi, prowadzącemu do Morgulu, i ciągnęły po niej spiesznie licznekolumny czarnych, drobnych w oddali figurek.- Wcale mi się to nie podoba rzekł Sam. Sprawa wygląda beznadziejnie, choć zdrugiej strony trzeba się spodziewać, że gdzie tyle wojska, tam muszą być zródła lubstudnie, nie mówiąc już o żywności.Jeśli mnie wzrok nie myli, to nie orkowie, ale ludzie.Hobbici nic nie wiedzieli o rozległych uprawianych przez niewolników polach wpołudniowej części ogromnego państwa, ukrytych za dymiącą górą nad smutnymiciemnymi wodami jeziora Nurnen; nie wiedzieli też o szerokich bitych drogachłączących Mordor z krajami hołdowniczymi na wschodzie i południu, skąd żołdacyCzarnej Wieży sprowadzali całe karawany wozów naładowanych rozmaitym dobrem iłupami, a ponadto coraz to nowe zastępy niewolników.W północnych prowincjachznajdowały się kopalnie i kuznie; tu także ćwiczono pułki do z dawna przygotowywanejwojny; tu Czarny Władca, przesuwając całe armie niby pionki na szachownicy,gromadził swoje siły zbrojne.Pierwsze ich ruchy, pierwsze posunięcia mające na celuwypróbowanie sprawności, trafiły na opór całej linii zachodniej, na północy zarówno, jakna południu.Wycofał się więc je chwilowo i ściągnął nowe armie skupiając je wszystkiew pobliżu Kirith Gorgor, aby stąd rzucić do następnej, odwetowej kampanii.Nawetgdyby działał celowo, nie mógłby lepiej zagrodzić przeciwnikom dostępu do GóryOgnistej.- Co prawda, choćby mieli tam najwspanialsze zapasy jadła i trunków, my tychsmakołyków nie skosztujemy.Nie widzę sposobu, żeby stąd zejść na dół.A zresztąnawet gdybyśmy jakoś zlezli, nie moglibyśmy maszerować przez otwarte pola rojące sięod nieprzyjaciół.- A jednak musimy tego spróbować odparł Frodo. Sytuacja nie jest gorsza, niżprzewidywałem.Nigdy nie miałem nadziei, że się przez ten kraj przedrę.Nie mam jejrównież teraz.Mimo to muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy.W tej chwilinajważniejsze zadanie, to wymigiwać się możliwie jak najdłużej z ich łap.Trzeba więc,jak mi się zdaje, iść dalej na północ i zbadać, jak rzecz wygląda tam, gdzie otwartarównina jest najwęższa.- Domyślam się z góry powiedział Sam. Gdzie równina jest najwęższa, tam ściskorków i ludzi będzie najgorszy.Przekona się pan, panie Frodo.- Z pewnością, jeżeli w ogóle dojdziemy tak daleko odparł Frodo i zawrócił kupółnocy.Wkrótce stwierdzili, że nie sposób iść granią Morgai ani nawet pod nią, bo wyższe stokigór były niedostępne, najeżona skałami i poprzerzynane głębokimi szczelinami.Hobbibi musieli ostatecznie zejść z powrotem tym samym żlebem, którym wspięli sięprzedtem i szukać drogi wzdłuż doliny.Brnęli bezdrożem, nie śmieli bowiemprzeprawiać się na drugą stronę, ku ścieżce pod zachodnimi zboczami.O milę mniejwięcej na północ zobaczyli przyczajoną forteczkę orków, której istnienia w pobliżuprzedtem już się domyślali.Mur i kamienne szałasy otaczały czarny wylot pieczary.Niezauważyli żadnego ruchu, mimo to czołgali się bardzo ostrożnie i nie wychylali zgąszcza cierni, które tu rosły bujnie na obu brzegach wyschłego strumienia.Takposuwali się o następnych parę mil i forteczka orków zniknęła za nimi z pola widzenia.Już zaczęli znów swobodniej oddychać, gdy nagle dobiegły ich uszu chrapliwe, donośnegłosy.W okamgnieniu obaj hobbici dali nura w brunatne karłowate zarośla.Głosyprzybliżały się szybko.Po chwili ukazali się dwaj orkowie.Jeden w obszarpanej burejkurcie, uzbrojony w łuk, drobnej budowy, ciemnoskóry, z szerokimi, rozdętyminozdrzami; niewątpliwie tropiciel.Drugi z roślejszej rasy wojowników, jak podwładniSzagrata, z godłem Oka na hełmie.Ten również miał przez plecy przewieszony łuk, a wręku krótką dzidę z szerokim ostrzem.Jak zwykle kłócili się, a że należeli do dwóchróżnych szczepów, porozumiewali się Wspólną Mową.O niespełna dwadzieścia kroków od kryjówki hobbitów mniejszy ork przystanął.- Dość! warknął. Wracam do domu! wskazał w głąb doliny, ku forteczce. Niemyślę dłużej obijać nosa o kamienie.Powiadam ci, że trop się urwał.Straciłem go przezciebie, dlatego że ci ustąpiłem.Trop prowadzi w góry, nie wzdłuż doliny, ja miałemrację, a nie ty.- Niewielki pożytek z takich pętaków węszycieli odciął się drugi. Więcej warte naszeoczy niż te wasze zasmarkane nochale.- A cóżeś ty wypatrzył tymi swoimi ślepiami? odparł pierwszy. Nawet nie wiesz,czego szukasz.- Czyja to wina? spytał wojownik. Nie moja przecież.Z dowództwa dostałembałamutne rozkazy.Najpierw mówili o wielkim elfie w błyszczącej zbroi, potem okarłowatym człowieczku, a w końcu o bandzie zbuntowanych Uruk-hai czy może owszystkich naraz.- W dowództwie potracili głowy rzekł tropiciel. A niektórzy dowódcy pewnie je stracąnaprawdę, jeżeli potwierdzą się pogłoski, które krążą, że nieprzyjaciel wtargnął doWieży, że setki twoich kamratów poległy i że jeniec uciekł.Skoro tak się sprawiacie, wy,bojowi orkowie, nic dziwnego, że z pola bitwy nadchodzą złe nowiny.- Kto powiedział, że nowiny są złe? ryknął wojownik.- A kto mówi, że są dobre?- To są plotko szerzone przez buntowników! Przestań pyskować, bo cię nożem dzgnę.Zrozumiano?- Zrozumiano, zrozumiano.Pary z gęby nie puszczę, ale co myślę, to myślę.Ciekawe, cowspólnego z tą całą hecą ma tamten mały krętacz.Ten żarłok z łapami jak płetwy.- Nie wiem.Może nic.Ale na pewno coś knuje, bo kręci się i nos wścibia, gdzie nietrzeba.Niech go zaraza udusi! Ledwie nam się z rąk wyśliznął i umknął, natychmiastprzyszedł rozkaz, żeby go żywcem złapać, i to prędko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]