[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mam zamiaru.Ale przyszło mi do głowy, że człowiek nie zostaje potężnym magiem mówiąc cały czas prawdę.Ysabell, przeczytaj, co się tam pisze.- Nie możesz wierzyć we wszystko, co tam znajdziesz!-.wybuchnął, wiedząc w drżącej głębi swego serca, że Mort z pewnością może.- przeczytała Ysabell.- Przestań!-.zawołał, starając się ukryć w mrokach umysłu wiedzę, że jeśli nawet nie da się zatrzymać Rzeczywistości, można ją nieco przyhamować.JAK?-.zaintonował Mort ołowianym głosem Śmierci - zaczęła Ysabell.- Dobrze, nie musisz czytać o mnie - burknął zirytowany Mort.- O wszystko masz pretensje.Mam przepraszać za to, że żyję?NIKT NIE UZYSKA WYBACZENIA ZA ŻYCIE.- I nie mów tak do mnie.Dziękuję ci uprzejmie, ale mnie nie przestraszysz - rzekła.Zajrzała do księgi.Pisząca się właśnie linia stwierdzała, że kłamie.- Powiedz jak, magu - zażądał Mort.- Moja magia to wszystko, co mi jeszcze zostało -jęknął Albert.- Nie jest ci tu potrzebna, nędzniku.- Nie dam się nastraszyć, chłopcze.SPÓJRZ MI W TWARZ I POWTÓRZ TO.Mort władczo pstryknął palcami.Ysabell pochyliła się nad księgą.- Albert spojrzał w błękitne lśnienie tych oczu i poczuł, że opuszczają go resztki woli walki - przeczytała.- Zobaczył bowiem nie Śmierć po prostu, ale Śmierć dojrzałą ludzkimi uczuciami zemsty, okrucieństwa i niechęci.Ze straszliwą pewnością zrozumiał, że ma ostatnią szansę, inaczej Mort odeśle go z powrotem w Czas, dopadnie i strąci cieleśnie w Piekielne Wymiary, gdzie stwory grozy kropka kropka kropka kropka kropka - dokończyła.- Dalej są same kropki przez pół strony.- To dlatego, że nawet księga boi się o tym wspominać - szepnął Albert.Spróbował zamknąć oczy, ale obrazy w ciemności pod powiekami były tak wyraźne, że wolał otworzyć je na powrót.Nawet Mort był lepszy od tego.- No dobrze - ustąpił.-Jest takie zaklęcie.Spowalnia czas na niewielkim obszarze.Zapiszę ci je, ale musisz znaleźć maga, żeby je wypowiedział.- Poradzę sobie.Albert oblizał wargi językiem podobnym do wysuszonej ścierki.- Ale jest na to cena - dodał.- Najpierw musisz dopełnić Służby.- Ysabell? - rzucił Mort.Spojrzała na otwartą stronicę.- To prawda - potwierdziła.-Jeśli nie, wszystko się rozsypie a on i tak trafi z powrotem w Czas.Cała trójka obejrzała się na dominujący nad korytarzem wielki zegar.Ostrze wahadła wolno piłowało powietrze, tnąc czas na maleńkie cząstki.Mort jęknął.- Nie zdążę! - szepnął.- Nie dam rady załatwić wszystkiego na czas.- Pan znalazłby dość czasu - zauważył Albert Mort wyrwał z framugi miecz i machnął nim wściekle, choć bezsilnie, w stronę maga.Starzec drgnął.- Zapisz zaklęcie! - polecił chłopiec.- I spiesz się!Zawrócił na pięcie i pomaszerował do gabinetu Śmierci.W rogu stał tam wielki dysk świata, kompletny, z czterema srebrnymi słoniami stojącymi na grzbiecie Wielkiego A’Tuina z brązu, długości ponad dwóch łokci.Wielkie rzeki zaznaczono żyłami nefrytu, pustynie posypano diamentowym pyłem, największe miasta zaś zaznaczono klejnotami.Na przykład Ankh-Morpork było karbunkułem.Mort ustawił dwie klepsydry w przybliżonych miejscach pobytu ich właścicieli i opadł na fotel Śmierci.Przyglądał się, jakby próbował siłą woli zmniejszyć dzielącą je odległość.Fotel trzeszczał cicho, gdy przesuwał się z boku na bok i gniewnie wpatrywał w miniaturę Dysku.Po chwili zjawiła się Ysabell.Podeszła cicho.- Albert zapisał zaklęcie - oświadczyła.- Sprawdziłam w księdze.Nie oszukał nas.Teraz poszedł i zamknął się w pokoju.- Popatrz na nie! To znaczy: spójrz, proszę.- Uspokój się, Mort.- Jak mam być spokojny? Patrz, jedna stoi tam, prawie przy Wielkim Nefie, a ta tutaj, w samym Bes Pelargic.A przecież muszę jeszcze wrócić do Sto Lat.Jakby nie liczyć, to dziesięć tysięcy mil.Nie dam rady!- Z pewnością coś wymyślisz.Pomogę ci.Spojrzał na nią po raz pierwszy i przekonał się, że ma na sobie ciepły płaszcz - ten nieodpowiedni, z futrzanym kołnierzem.- Ty? A co ty możesz poradzić?- Pimpuś bez trudu uniesie dwoje - zapewniła pokornie Ysabell.Machnęła owiniętym w papier pakunkiem.- Przygotowałam dla nas coś do jedzenia.Mogę.otwierać drzwi i w ogóle.Mort zaśmiał się posępnie.TO NIE BĘDZIE POTRZEBNE.- Proszę cię, przestań mówić w ten sposób.- Nie mogę zabierać pasażerów.Będziesz przeszkadzać.Ysabell westchnęła.- A co powiesz na to: udawajmy, że się pokłóciliśmy i wygrałam.Rozumiesz? To nam oszczędzi trudu.Szczerze mówiąc wydaje mi się, że Pimpuś niechętnie pojedzie beze mnie.Przez te lata nakarmiłam go mnóstwem kostek cukru.Więc jak? Jedziemy?***Albert siedział na łóżku i gniewnie wpatrywał się w ścianę.Słyszał stuk podków, nagle urwany, gdy Pimpuś wzniósł się w powietrze.Zamruczał coś pod nosem.Minęło dwadzieścia minut.Emocje przemykały po twarzy starego maga niczym cienie chmur na zboczu.Od czasu do czasu mamrotał do siebie coś w rodzaju „A mówiłem”, czy „Nigdy bym tego nie zrobił”, albo „Trzeba zawiadomić pana”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]