Home HomePratchett Terry Œwiat Dysku T. 38 W Północ Się OdziejęIan Stewart, Terry Pratchett, J Nauka swiata DyskuPratchett Terry Swiat Dysku T W Polnoc Sie OdziejeGoodkind Terry Pierwsze prawo magiiTerry Pratchett Mundodisco 25 La VerdadTerry Pratchett Johnny 01 JohFarland DavChmielewska Joanna Dwie trzecieFlawiusz O sztuce wojskowejCarroll Jonathan Kosci ksiezyca (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • styleman.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nikt taki nie istnieje.Morgan otworzył ze zdumienia usta.- Dlaczego w takim razie.?- To szyfr - przerwał mu Hirehone.- Dzięki niemu wiem, czego się ode mnie oczekuje.Sprawdziłem was.Czasem szyfr zostaje złamany.Musiałem się upewnić, czy nie szpiegujecie dla federacji.- Jesteś banitą - rzekł Par.- A ty jesteś Parem Ohmsfordem - odparł tamten.- No, kończcie już jeść.Zaprowadzę was do człowieka, z którym chcecie się spotkać.Dokończywszy posiłku, umyli talerze w starym zlewie i poszli za Hirehone’em do wnętrza kuźni.Było w niej teraz pusto, jeśli nie liczyć jednego robotnika na nocnej służbie krzątającego się przy ziejących ogniem piecach, którym nigdy nie pozwalano ostygnąć.Nie zwrócił na nich uwagi.Przeszli niemal bezgłośnie przez grobową ciszę, czując zapach popiołu i metalu stopionych w siarczany amalgamat; przed oczyma mieli cienie tańczące na ścianach w rytm poruszeń płomieni.Kiedy wymknęli się przez boczne drzwi, pogrążając się w mroku, Morgan szepnął do Hirehone'a:- Pozostawiliśmy konie w stajni o parę mil stąd.- Nie martw się o to - odpowiedział mu tamten również szep­tem.- Tam, dokąd idziecie, nie będziecie potrzebowali koni.Przeszli spokojnie i nie rzucając się w oczy zaułkami Yarfleet, między ciągnącymi się na jego obrzeżach szeregami szałasów i chat, aż wreszcie wyszli z miasta.Następnie ruszyli na pomoc wzdłuż Mermidonu, posuwając się w górę rzeki, tam gdzie wiła się ona u stóp przedgórza Smoczych Zębów.Szli przez resztę nocy, przeprawiając się przez rzekę tuż ponad miejscem złączenia jej północnej i połu­dniowej odnogi, gdzie szereg katarakt rozdzielał jej bieg na kilka mniejszych strumieni.Stan wód był niski o tej porze roku, dzięki czemu mogli się przeprawić bez pomocy łodzi.Mimo to w kilku miejscach woda sięgała karłom do brody, a wszyscy musieli iść z ple­cakami i bronią uniesionymi nad głową.Po drugiej stronie natrafili na szereg gęsto zalesionych wąwozów i jarów, które wrzynały się na głębokość kilku mil w skalne ściany Smoczych Zębów.- To Parma Key - oznajmił w pewnym momencie nie pytany Hirehone.- Bardzo niebezpieczna okolica, jeśli się nie zna drogi.Par wkrótce się przekonał, że.nie było w tym cienia przesady.Parma Key stanowiło nagromadzenie grzbietów górskich i wąwozów, które wznosiły się i opadały gwałtownie pod dławiącym kobiercem drzew i krzewów.Nów nie dawał światła, gwiazdy były przesłonięte koronami drzew i cieniem gór i mała gromadka znajdowała się w nie­mal zupełnej ciemności.Gdy zagłębili się nieco bardziej w las, Hi­rehone polecił im usiąść na ziemi w oczekiwaniu świtu.Nawet przy dziennym świetle przejście wydawało się niemożli­we.W górskich lasach Parma Key panował nieustanny półmrok i mgła, a parowy i wzniesienia górskie przecinały wzdłuż i wszerz całą okolicę.Była tam jednak ścieżka, niewidoczna dla kogoś, kto nie znał jej przedtem, kręta dróżka, którą Hirehone podążał bez wysiłku, lecz która w pozostałych członkach małej gromadki wzbu­dzała niepewność co do kierunku ich marszu.Zbliżało się południe i światło słoneczne sączyło się przez gęste korony drzew wąskimi smugami, które nie były w stanie rozproszyć uporczywej mgły i sprawiały wrażenie, jakby się zabłąkały z zewnętrznego świata w sam środek mroku.Kiedy zatrzymali się na krótki posiłek, Par zapytał przewodnika, jak daleko muszą jeszcze iść.- Niedaleko - odparł Hirehone.- To tam.- Wskazał po­tężny masyw wznoszący się nad Parma Key, w miejscu gdzie las opierał się o urwistą ścianę łańcucha Smoczych Zębów.- Ta skała, Ohmsfordzie, nazywa się Występ.Jest warownią Ruchu.Par patrzył, zastanawiając się.- Czy federacja wie o jej istnieniu? - zapytał.- Wiedzą, że jest gdzieś tutaj - odparł Hirehone.– Nie wie­dzą jednak, gdzie dokładnie, i co ważniejsze, jak do niej dotrzeć.- A tajemniczy wybawca Para, ów wciąż bezimienny przywódca banitów, nie obawia się, że tacy przybysze jak my mogą to zdra­dzić? - sceptycznie zapytał Steff.- Chcąc powtórnie odnaleźć drogę prowadzącą tutaj, musiałbyś najpierw znaleźć drogę powrotną stąd.- Hirehone uśmiechnął się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •