[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Masz rację, lady Borenson.Szedłem dziś za tobą.Przyszedłem, bo mój honor tego wymaga.Albo i dyshonor.Chcę cię przeprosić.Postąpiłem podle i jest mi przykro.- Daruj sobie przeprosiny.Boisz się, że powiem mojemu mężowi.Albo królowi.Sir Hoswell obrócił się ku niej i ponownie uniósł broń wysoko.- Mów im, co chcesz.Niech mnie nawet i zabiją za to, co zrobiłem.Ty też możesz mnie terazzabić.Moje życie jest w twoich rękach.Myrrima nie była gotowa, by zastanawiać się nad przebaczeniem.Aż niedobrze się jej zrobiłona tę myśl.Już prędzej wybaczyłaby Rajowi Ahtenowi.- Jak mogę ci zaufać? - spytała.Sir Hoswell wzruszył lekko ramionami.Nie opuszczał broni.- Nigdy wcześniej nie zrobiłem niczego takiego jak to, czego dopuściłem się dwa dni temu.Tobyło głupie i nieprzemyślane.Prostackie zachowanie.Myślałem, że jesteś chętna i że zechcesz mnietak, jak ja chciałem ciebie.Myliłem się.Ale mogę to naprawić - dodał z dużą pewnością siebie.-Moje życie należy do ciebie.Jutro, gdy przyjdzie do walki, stanę obok ciebie i przysięgam, że jakdługo mojego albo twojego życia, będę cię chronił.Myrrima znów wsłuchała się w siebie.Nadal nie słyszała ostrzegawczego głosu Gaborna.Czuła tylko całkiem naturalny strach przed mężczyzną, który próbował ją zgwałcić.Przypuszczała,że mówi szczerze, ale nie chciała ani jego przeprosin, ani żadnych przysług.Właściwie tylko jednopowstrzymywało ją przez zabiciem Hoswella.Myśl, że skoro Gaborn mógł wybaczyć RajowiAhtenowi, to dlaczego ona nie miałaby oszczędzić tego tu drania.Sir Hoswell odszedł.Myrrima stała nieruchomo przez dłuższą chwilę i czekała, aż serce się jej uspokoi.Potem ćwiczyła aż do jasnego świtu.37PO UCZCIEZanim Averan skończyła wyjadać ciepły mózg, skórzasta głowa raubena zrobiła się śliska odposoki.Dziewczynka usadziła się wygodnie na cielsku.%7łołądek miała mile zapełniony, powiekisame opadały.I dobrze, bo do świtu zostało jeszcze kilka godzin.Opadły ją sny.Były to właściwie urywki obrazów, ale wszystkie dotyczyły podziemnegoświata i były przerażająco wyrazne.Ujrzała długi szereg raubenów maszerujących ku powierzchni ziemi.Wcale nie pragnęli tamiść, ale gnała ich jakaś wielka potrzeba.Poszukiwali czegoś.Prowadził ich potężny mag, upiornypotwór zwany Jedynym Prawdziwym Mistrzem.Averan nigdy jeszcze czegoś podobnego nie doświadczyła.Sny nie pojawiały się jako obrazy.Były to raczej zestawy zapachów, wibracje oraz wrażenia powstałe przy odbiorze migotliwej auryotaczającej każdą żywą istotę.Atmosfera panowała w nich ciężka i widmowa, pełne były jakbybłękitnawego blasku podobnego wieczornemu światłu odbijającemu się od zimowej, śnieżnejpokrywy.Tyle że ten blask wydawał się nienaturalny, nazbyt czysty.Raubenowie śpiewali przytym pieśni, prawdziwe arie zapachowe, których ludzkie powonienie nigdy nie zdołałoby docenić.Gdy dziewczynka się obudziła, przez dłuższą chwilę leżała w odrętwieniu, starając sięodtworzyć, czego właściwie szukała we śnie.W końcu sobie przypomniała: chodziło o krewwiernych.Otworzyła oczy.Wiedziała, że to nie były jej własne sny.Ujrzała wspomnienia maga, któregomózg jadła.Pojęła też, że armia raubenów miała przejść niebawem przez tę wioskę.Wciąż ociężała, zaczęła się zastanawiać nad swoją niewesołą sytuacją.- Musimy się stąd wynosić - powiedziała do zielonej, gdy ta zeszła z cielska.- Wielki magnadciąga.Możliwe, że już jest za pózno.- Zeskoczyła na ziemię i zaczęła się szykować do drogi.Ze wszystkich sił próbowała odpędzić od siebie wizje przeszłe na nią od raubena.Potwory niewidziały, tylko wyczuwały drgania i aurę żywych stworzeń, maksymalnie na odległość ćwierć mili.Wszystko, co było blisko, postrzegały bardzo wyraznie, obiekty dalsze jawiły im się zwyklejako niewyrazne, rozmyte
[ Pobierz całość w formacie PDF ]