[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uwierzysz, jeśli ci powiem, że to, co słyszałeś, jest prawdą, czy też nie? Dlaczego miałbyś to robić? A może chcesz mnie sprawdzić? To o wiele bardziej prawdopodobne.Myślę, że tak.Sprawdzisz, co powiem ja, a co ten drugi!- Slanter! - Jair upomniał gnoma.Czuł złość i rozczarowanie.- To ty nikomu nie wierzysz - stanowczo dodał Edain.Slanter chciał coś odpowiedzieć, ale po chwili namysłu zrezygnował.Przemówił zatem Foraker, cicho, ale wyraźnie.- Jeśli chciałbym cię poddać próbie, to nie przeciwko niemu.Przy stole zapadła cisza.- Kto to jest? - zapytał w końcu Slanter.Brwi Forakera zbiegły się posępnie.- Mwellret.Slanter zesztywniał.- Mwellret? - warknął.- Jaszczur?Powiedział to z taką nienawiścią, że Jair i Edain Elessedil spojrzeli na siebie zaskoczeni.Żaden z nich nigdy nie widział mwellreta.Żaden w ogóle nie słyszał o czymś takim aż do tej pory, a widząc reakcję gnoma, zaczęli się zastanawiać, czy nie byłoby lepiej pozostać w błogiej nieświadomości.- Człowiek z patrolu Radhomma znalazł go na skraju jeziora dzień lub dwa przed oblężeniem.Fale wyniosły go na brzeg - opowiadał Foraker ze wzrokiem utkwionym w Slantera.- Bardziej przypominał martwego niż żywego, kiedy go wyciągnęli.Bełkotał coś, że czarni jeźdźcy wyrzucili go z Ravenshorn.Powiedział, że zna sposób, żeby ich zniszczyć.Patrol przyniósł go tutaj.Przed oblężeniem nie mieli czasu, aby go wyrzucić - przerwał.- Aż do tej pory nie było sposobu, aby sprawdzić, czy to, co mówi, jest prawdą.- Prawda! - Slanter splunął.- Jaszczury nie wiedzą, co to prawda!- Może nadzieja zemsty na tych, którzy jego zdaniem skrzywdzili go, sprawiła, że mówi prawdę.Możemy ofiarować mu tę zemstę; być może dobijemy targu.Pomyśl.Musi znać sekrety Ravenshorn i Graymark.Te góry należały kiedyś do niego.Zamek także.- Nic nie należało do niego! Nigdy! - Slanter gwałtownie poderwał się z krzesła, drżąc z wściekłości.- Zabrali wszystko! Jaszczury! Zbudowali ten zamek na kościach mojego ludu! Uczynili niewolników z plemion gnomów żyjących w tych górach! Posługiwali się czarną magią, tak jak wędrowcy! Czarne diabły! Prędzej sam sobie poderżnę gardło, niż uwierzę w choćby jedno ich słowo!Jair także wstał, próbując interweniować.- Slanter, co ty.- Chwileczkę, Ohmsford - uciął krótko Foraker.Surowe oblicze zwróciło się do Slantera.- Gnomie, nie wierzę mwellretom tak samo jak ty.Ale jeśli ten może nam pomóc, to przyjmiemy tę pomoc.Nasze zadanie jest już wystarczająco trudne.A jeśli się okaże, że mwellret kłamie.no cóż, będziemy wiedzieli, co z nim zrobić.Slanter przez chwilę wpatrywał się w stół przed sobą, nie mówiąc ani słowa, po czym powoli usiadł.- To strata czasu.Idźcie beze mnie.Sam go osądź, Forakerze.Karzeł wzruszył ramionami- Myślałem, że masz dość siedzenia pod kluczem - przerwał karzeł, obserwując ciemne oczy gnoma utkwione w jego własnych.- Poza tym mój osąd jest bezużyteczny.Jesteś jedynym, który może nam w tym pomóc.Przez chwilę nikt się nie odzywał.Slanter uporczywie wpatrywał się w twarz Forakera.- Gdzie jest teraz mwellret? - zapytał w końcu.- W magazynie, który służy mu za celę - odpowiedział Foraker.- Nigdy nie wychodzi, nawet na krótki spacer.Nie lubi powietrza i światła.- Czarny diabeł! - zamruczał gnom w odpowiedzi.Potem westchnął.- No dobra.Ty i ja.- Ci dwaj także, jeśli zechcą.- Foraker wskazał na Jaira i Edaina.- Ja idę - oznajmił natychmiast chłopiec.- I ja - dołączył książę elfów.Foraker wstał i skinął głową.- Zaprowadzę was.XXZeszli z tarasu ogrodów do wnętrza tam i śluz Capaal.Szare światło popołudnia przeszło nagle w mrok, kiedy przemierzali schody i przejścia wijące się głęboko w kamieniu i drewnie.Wokół niewielkich plam zamglonego światła olejnych lamp, zawieszonych na stalowych uchwytach, gromadziły się cienie.Powietrze uwięzione we wnętrzu skały było stęchłe i wilgotne.Poprzez ciszę wypełniającą niższe poziomy zapory przebijał się równomierny zgrzyt wielkich kół i dźwigni.Przed nimi otwierały się kolejno i zamykały coraz to nowe drzwi.Czuli, jakby gdzieś w pobliżu czaiła się ukryta bestia, poruszona dźwiękiem zamków i maszynerii, uwięziona i czekająca, aż wyrwie się na wolność.Na tym poziomie spotkali zaledwie kilku karłów.Leśny ludek, który przeżył Wielkie Wojny, kopiąc podziemne tunele, długo czekał, zanim znowu wynurzył się ze swego więzienia na światło słoneczne.Dlatego też przysięgli sobie, że nigdy tam nie powrócą.Ich odraza do ciemności i zamkniętych przestrzeni była powszechnie znana innym rasom.Z trudem znosili zamkniecie.Zapory i tamy były niezbędne dla ich egzystencji.Sprawą życia lub śmierci było regulowanie przepływu wód Srebrnej Rzeki, która biegła na zachód do ich ojczyzny.Dlatego podjęli to poświęcenie.Lecz nie przebywali tu nigdy dłużej, niż było to konieczne.Po krótkich dyżurach, pozwalających sprawdzić działanie maszynerii, którą zbudowali dla swoich celów, następowały pospieszne wyjścia na świat pełen światła i powietrza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]