[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz jesteście w przyszłości, w której nie wróciliście.Jestem w niej od 1941 roku.Nad tą dwutorowością nie radzę się za bardzo zastanawiać, bo szkodzi.Wiem, bo próbowałem.Wracając do tematu.z początku mieszkałem u Seeleyów, tych, których spotkałem pierwszego dnia.Ich syn służył w Royal Navy, więc wszyscy sądzili, że jestem nieco tępawym ewakuowanym.I tak po trochu.podczas wojny ludzie nie zadają zbyt wielu pytań, zwłaszcza gdy chodzi o jednego grubego chłopaka.Seeleyowie byli naprawdę mili.W pewnym sensie.zaadoptowali mnie po tym, jak ich syn został storpedowany.Po paru latach musiałem się jednak wyprowadzić.- Dlaczego? - spytała Kirsty.- Bo wolałem nie spotkać własnych rodziców albo czegoś podobnego.- Wobbler wciąż miał problemy z oddechem.- Historia i tak pełna jest plam, łat, szwów i innych fastryg, po co je zwiększać? Zmiana nazwiska nie była problemem.W czasie wojny giną archiwa, podobnie jak ludzie; można zniknąć i pojawić się gdzieś indziej jako ktoś zupełnie inny.Zwłaszcza w wojsku zaraz po wojnie.- Byłeś w wojsku? - Bigmac omal nie spadł z krzesełka.- Wszyscy byli.To się nazywało National Service.Ja trafiłem do Berlina.A potem wróciłem i trzeba było zacząć zarabiać na życie.Chcesz następnego milkshake’a, Bigmac? Prywatnie odradzam, wiem, z czego są robione.- Mogłeś wynaleźć komputer- zarzucił mu Bigmac.- Tak? A jak ci się wydaje, kto by słuchał w takich sprawach młokosa, który nawet nie był na uniwersytecie? A poza tym.popatrz no na to.- Wobbler ujął plastykowy widelec jednorazowego użytku i popukał nim w blat.- Wyrzucamy ich codziennie miliony.Po pięciu minutach użytkowania lądują w śmieciach, tak?- Tak - odparła Kirsty, obserwująca nieco nerwowo personel, który z kolei w nabożnym skupieniu obserwował Wobblera.Wyglądało to mniej więcej tak, jak w uczciwym klasztorze, do którego wpadł na herbatkę Święty Piotr.- Sto lat temu uznano by je za cudowny owoc ludzkiego geniuszu, a teraz wyrzuca się je, nawet o tym nie myśląc.Dobra, kto wie, jak się je robi?- No.potrzebna jest ropa i.chyba coś o tym pisze w książce do fizyki albo chemii.- Nikt nie wie - stwierdził z satysfakcją Wobbler.- Ja zresztą też.- Nie martwiłabym się tym - odezwała się niespodziewanie Kirsty.- Wzięłabym się za pisanie s.f.: lądowanie na Księżycu, obcy i takie tam.- Ty byś się wzięła i może by cię nawet zaczęli wydawać.- Wobbler ze zmęczoną miną zaczął się macać po kieszeniach płaszcza.- Ja nigdy nie miałem smykałki do słów.No, więc otworzyłem bar hamburgerowy.Johnny rozejrzał się i zaczai się uśmiechać ze zrozumieniem.- Właśnie - przytaknął Wobbler.- W 1952 roku.O barach hamburgerowych wiedziałem wszystko, od tekturowych czapek dla obsługi po skład potraw.Po pierwszym roku miałem trzy, po drugim dziesięć.Teraz parę tysięcy.Konkurencja po prostu nie miała szans, boja wiedziałem, co się sprawdzi, a nawet kiedy.Keczup w odpowiednich naczyniach, urodzinowe przyjęcia dla dzieci, klown Willie Wobbler.- Willie Wobbler? - spytała najwyraźniej będąca pod silnym wrażeniem Kirsty.- To były bardziej niewinne czasy.- Wobbler uśmiechnął się.- A potem zacząłem wprowadzać inne rzeczy: miękki papier toaletowy na początek.To, czego oni tu używali, mogło zastąpić w razie potrzeby papier ścierny, i to nie drobnoziarnisty.A potem miałem już tyle pieniędzy i czasu, że mogłem zacząć słuchać ludzi.Ludzi z pomysłami, ale bez gotówki.Na przykład ktoś ma pomysł, jak zrobić naprawdę mały magnetofon, który można nosić przy sobie, albo urządzenie do nagrywania na taśmę sygnału telewizyjnego, żeby go można było później obejrzeć.Daję takiemu pieniądze i zakładam z nim firmę, żeby to produkować.Przy okazji podsunę jakiś pomysł, na przykład nagrywanie na taką taśmę filmów.- To nieuczciwe! - obruszyła się Kirsty.- To jak.oszustwo.- Dlaczego? - zdziwił się szczerze Wobbler.- Każdy z tych facetów był szczęśliwy jak nie wiem co i jeszcze bardziej zaskoczony, że chciałem ich wysłuchać, bo dotąd wszyscy traktowali ich jak wariatów.Przyznaję, że na tym zarobiłem, ale oni też.- To jesteś milionerem? - olśniło Bigmaca.- Nie, milionerem to byłem w pięćdziesiątym piątym, teraz jestem miliarderem.- Wobbler pstryknął ponownie i do stolika podszedł kierowca w czarnym uniformie, który tymczasem zjawił się w lokalu.- Hickson, czy ja jestem miliarderem?- Wielokrotnym, Sir.- Tak sądziłem.I chyba mam jakąś wyspę.zaraz, jak ona się nazywa.Tasmania.tak, na pewno Tasmania.Wobbler ponownie obmacał kieszenie i z jednej wyjął cienkie srebrne etui, z którego wysypał dwie białe pigułki.Połknął je, popił wodą i skrzywił się, jakby go zęby rozbolały.- Nie ruszyłeś swojego hamburgera ze wszystkim -zauważył bacznie go obserwujący Johnny.- A nie, zamówiłem go, żeby szybciej wytłumaczyć, kim jestem.Nie wolno mi jeść takich rzeczy, bo jestem na ścisłej diecie: żadnego sodu, cholesterolu, cukru czy skrobi.Ta woda nie jest destylowana, więc pewnie też szkodliwa.Kierownik lokalu wreszcie zebrał się na odwagę i nieśmiało podszedł do stolika.- Sir John! To prawdziwy zaszczyt.- Tak, wiem.Dziękuję.Wystarczy, proszę dać mi spokój, rozmawiam z przyjaciółmi.- Wobbler urwał i uśmiechnął się złośliwie.- Frytki są w porządku, Bigmac? A milkshake, Yo-less? Ma właściwą konsystencję?Zapytani spojrzeli odruchowo na kierownika z plakietką „Nazywam się KEITH”.Minę miał niezwykle nabożną.- Eee.dobre - ocenił Bigmac.- Świetne - zawtórował mu Yo-less.Keith omal nie zemdlał.- Zawsze są dobre - dobił go Yo-less.- I mam nadzieję, że zostaną dobre - pomógł mu z entuzjazmem Bigmac.Keith pospiesznie przytaknął.- Generalnie jesteśmy w soboty - poinformował go Bigmac.- Jakby trzeba było jeszcze coś sprawdzić.- Dziękuję, Keith, możesz odejść - pożegnał kierownika Wobbler i mrugnął do Bigmaca, gdy tamten się upłynnił.- Wiem, że nie powinienem, ale to praktycznie jedyna rozrywka, jaka mi została.- Dlaczego przyjechałeś tu akurat dziś? - spytał cicho Johnny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]