Home HomeBrooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)Goodkind Terry Pierwsze prawo magii02 Terry Brooks Mroczne WidmoBrooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8Brooks Terry Potomkowie ShannaryBrooks Terry Piesn ShannaryClive Cussler Podniesc Tytanica v 1.1Dusza zaczarowana t. 1 i 2 Rolland RChmielewska Joanna Nawiedzony dom (SCAN dal 730)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Przy­najmniej - co odkrył, przysuwając oba końce do latarni - bibliotekarz nie zabrał żadnego ciekawego kawałka.Bezam sądził, że mał­pa byłaby zdolna do porwania klatki, na której dziewczyna pokazy­wała stanowczo zbyt dużą część odsłoniętej piersi, albo jednej ze scen walki.Ale zniknął tylko fragment pokazujący Synów Pustyni galopujących ze swej górskiej fortecy, rzędem, na identycznych wiel­błądach.- Nie wiem, po co mu to było - mruknął do siebie Bezam.-Widać tylko kupę kamieni.***Victor i Gaspode stali wśród wydm na plaży.- Tutaj była ta chata.- Victor pokazał palcem.- A jeśli się dobrze przyjrzysz, możesz dostrzec taką jakby drogę prowa­dzącą prosto do wzgórza.Ale na tym wzgórzu niczego nie ma, tyl­ko stare drzewa.Gaspode spojrzał na Zatokę Świętego Gaju.- Zafawne, że jest taka okrągła - zauważył.- Też tak myślę - zgodził się Victor.- Słyszałem, że kiedyś fyło miasto tak zepsute, że fogowie zmie­nili je w kałużę roztopionego szkła - oświadczył Gaspode, nie cał­kiem na temat.- Jedyna osofa, która to widziała, zmieniła się w słup soli za dnia i maszynkę do sera nocą.- O rany.Co ci ludzie tam robili?- Nie wiem.Pewnie nic wielkiego.Niewiele trzefa, żefy ziryto­wać fogów.- Ja dobry! Dobry Laddie!Pies nadbiegł przez wydmy niczym smuga, kometa złocistej i pomarańczowej sierści.Wyhamował przed Gaspode i zaczął pod­skakiwać z podnieceniem.Ujadał.- Uciekł i teraz chce, żefym się z nim fawił - wyjaśnił zrezygno­wany Gaspode.- Śmieszne, prawda? Żefyś padł, Laddie!Laddie posłusznie upadł na grzbiet, wyciągając w górę cztery łapy.- Widzisz? Rozumie każde moje słowo - mruczał Gaspode.- Lubi cię - uznał Victor.- Ha - parsknął Gaspode.-Jak psy chcą do czegoś dojść, jeśli tylko skaczą w kółko i wielfią różnych takich, fo dostały porządny ofiad? Co nify mam z tym zrofić?Laddie upuścił patyk przed Gaspode i teraz patrzył na niego wyczekująco.- Chce, żebyś rzucił ten patyk - wyjaśnił Victor.- Po co?- Żeby mógł go przynieść z powrotem.- Jednego nie rozumiem - oświadczył Gaspode, kiedy Victor podniósł patyk i rzucił z całej siły, a Laddie pognał za nim jak strza­ła.- Tego, że podofno pochodzimy od wilków.Przecież taki prze­ciętny wilk to fystrzak, nie? Sprytu w nim po uszy i w ogóle.Mówi­my o szarych łapach mknących przez fezkresną tundrę.Rozu­miesz, o co mi chodzi.Spojrzał tęsknie w stronę dalekich gór.- I nagle, ledwie po paru pokoleniach, mamy słodkiego szczeniaczka z zimnym nosem, flyszczącymi oczami i mózgiem przestra­szonego śledzia.- I ciebie - dodał Victor.Laddie przybiegł z powrotem z chmurze piasku, upuścił mu pod nogi wilgotny patyk.Victor podniósł go i rzucił znowu.Lad­die ruszył w pościg, szczekając z radości.- Nify tak - zgodził się Gaspode, maszerując na krzywych no­gach.- Tylko że ja potrafię o siefie zadfać.To świat, gdzie pies psu jest wilkiem.Myślisz, że ten głupawy kundel przetrwałfy chociaż pięć minut w Ankh-Morpork? Postawiłfy tylko łapę na ulicy, a już fyłfy trzema parami rękawiczek i Chrupkim Smażonym nr 27 w najfliższym klatchiańskim całonocnym farze.Victor znów rzucił patyk.- Powiedz - poprosił - kim był ten sławny Gaspode, po którym dostałeś imię?- Nie słyszałeś o nim?- Nie.- Fył strasznie sławny.- Był psem?- Tak.Wiele lat temu.Żył kiedyś w Ankh-Morpork taki gość, który kopnął w kalendarz, a należał do jednej z tych starych re­ligii, gdzie człowieka po śmierci zakopują w ziemi.Więc go zako­pali, a jego pies.-.imieniem Gaspode.- Tak, więc ten pies fył jego jedynym towarzyszem, a kiedy już go pochowali, położył się na jego grofie i wył, i wył.Parę tygodni.Warczał, jeśli ktoś chciał podejść za flisko.A potem zdechł.Victor znieruchomiał z patykiem w ręku.- To bardzo smutne - stwierdził.Rzucił.Laddie pomknął pod patykiem i zniknął w kępie karło­watych drzew na zboczu.- Owszem.Wszyscy powtarzają, że dowodzi to niewinnej i do­zgonnej miłości psa do pana - stwierdził Gaspode, wypluwając sło­wa, jakby to był popiół.- Ale ty w to nie wierzysz?- Właściwie nie.Uważam, że każdy pies fy tam został i wył, gdyfy mu upuścili na ogon płytę nagrofną.Usłyszeli wściekłe ujadanie.- Nie przejmuj się.Laddie znalazł pewnie jakieś groźne kamie­nie alfo coś w tym rodzaju - powiedział Gaspode.Znalazł Ginger.***Bibliotekarz przemaszerował przez labirynt Biblioteki Niewidocznego Uniwersytetu i zszedł po schodach do półek najwyższego zagrożenia.Prawie wszystkie tomy w Bibliotece były - jako magiczne - uwa­żane za bardziej niebezpieczne od zwykłych książek.Większość przy­kuto do półek łańcuchami, żeby nie trzepotały dookoła.Ale na niższych poziomach.Na niższych poziomach trzymano książki dzikie, książki, któ­rych zachowanie albo zawartość wymagały dla nich całej półki, na­wet całego pokoju.Książki kanibale, które - zostawione obok swych słabszych kuzynów - na drugi dzień stałyby pośród dymiących popiołów, grubsze i bardziej zadowolone z siebie.Książki, których sam spis treści potrafił zmienić nieprzygotowany umysł w szary twaróg.Książki, które nie były po prostu książkami o magii, ale książkami magicznymi.O magii krąży wiele fałszywych poglądów.Ludzie opowiadają o mistycznych harmoniach, kosmicznej równowadze i jednoroż­cach, które jednak wobec prawdziwej magii są tym, czym drewniana kukiełka wobec Royal Shakespeare Company.Prawdziwa magia to dłoń na pile elektrycznej, to iskra rzucona w baryłkę z prochem, tunel podprzestrzenny łączący z sercem gwiazdy, ognisty miecz, który płonie cały, łącznie z rękojeścią.Lepiej żonglować pochodniami w smolnym dole niż zadawać się z prawdzi­wą magią.Lepiej położyć się na drodze tysiąca słoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •