Home HomeBrooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)Goodkind Terry Pierwsze prawo magii02 Terry Brooks Mroczne WidmoBrooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8Brooks Terry Potomkowie ShannaryBrooks Terry Piesn ShannaryCervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don KichotLumley Brian Nekroskop II (2)Przedksiezycowi Anna Kantoch (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Nie dawajcie mu pić!Teppic usiadł gwałtownie; wielkie dzwony biły głośno, a gorą­ce i ciężkie fajerwerki wybuchały pod czaszką.Głowy w hełmach zwróciły się ku sobie.- Bogowie.Wielbłądy musiały mu zrobić coś strasznego -mruknęła jedna z nich.Teppic wstał chwiejnie i zataczając się, poczłapał po piasku do Ty Drania, który usiłował rozwiązać skomplikowane równania, ja­kie pozwolą mu stanąć na nogach.Wywiesił język i nie czuł się do­brze.Nieszczęśliwy wielbłąd nie jest wstydliwą istotą.Nie wysiaduje sa­motnie w barach nad drinkami.Nie dzwoni do starych przyjaciół, żeby się im wypłakać.Nie wpada w depresję, nie pisuje długich, smętnych poematów o Życiu i jakie jest okrutne, kiedy ogląda sieje z pustego mieszkania.Nie wie nawet, co to jest zgryzota.Wielbłąd ma tylko parę płuc jak miechy i głos jak stado osłów rżniętych piłą łańcuchową.Teppic szedł mimo ryku.Ty Draniu podniósł głowę i kręcił nią w jedną i w drugą stronę, wykonując triangulację.Przewra­cał dziko oczami, aż zdawało się, że patrzy na Teppica przez noz­drza.Splunął.Próbował splunąć.Teppic chwycił uprząż i szarpnął mocno.- No już, ty draniu - powiedział.- Tam jest woda.Czujesz ją.Musisz tylko wymyślić, jak się tam dostać.Odwrócił się do żołnierzy.Przyglądali mu się z wyrazem zdu­mienia, z wyjątkiem tych, którzy nie zdjęli hełmów i przyglądali mu się z wyrazem metalicznego szału bojowego.Teppic wyrwał któremuś bukłak, wyjął korek i wylał wodę na piasek, tuż przed drgającym nosem wielbłąda.- Tam jest rzeka - syknął.- Wiesz, gdzie to jest, musisz tylko tam dojść.Żołnierze rozejrzeli się nerwowo.Podobnie jak kilku Tsortian, którzy podeszli, żeby zobaczyć, co się dzieje.Ty Draniu stanął na drżących nogach i zaczął obracać się wko­ło.Teppic ściskał uprząż.niech d równe 4, myślał desperacko Ty Draniu.Niech a-d równe 90.Niech nie-d równe 45.- Potrzebny mi kij! - zawołał Teppic, mijając sierżanta.- One nigdy niczego nie rozumieją, dopóki nie przyłoży im się kijem! Dla wielbłąda to jak interpunkcja!- Miecz może być?-Nie!Sierżant zawahał się i podał Teppicowi włócznię.Chłopiec chwycił ją za grot, odzyskał równowagę, po czym z roz­machu uderzył w bok wielbłąda, wznosząc chmurę kurzu i sierści.Ty Draniu znieruchomiał.Uszy obróciły mu się jak anteny ra­darowe.Potem, gdy Teppic chwycił go za sierść i podciągnął się na grzbiet, ruszył truchtem.Myśl fraktalami.- Hej, jedziesz prosto na.- zaczai sierżant.Zapadła cisza.I trwała bardzo długo.Sierżant poruszył się niepewnie.Potem spojrzał za skałę, na Tsortian, i pochwycił wzrok ich dowódcy.Z tym niepotrzebującym słów zrozumieniem, cechującym wszystkich centurionów i sierżan­tów, ruszyli ku sobie wzdłuż skały, aż zatrzymali się przy ledwie wi­docznym pęknięciu.Tsortiański sierżant przejechał po nim dłonią.- Można by przypuszczać, że zostanie tu, no wiecie, wielbłądzia sierść albo co.- powiedział.- Albo krew - dodał Efebianin.- To pewnie jedno z tych, no, niewytłumaczalnych zdarzeń.- Aha.No tak, to by się zgadzało.Obaj wpatrywali się w kamień.- Jak miraż - podpowiedział uprzejmie Tsortianin.- Jeden z nich.no tak.- Zdawało mi się też, że słyszałem mewę.- To przecież bez sensu.Nie spotyka się ich tutaj.Tsortianin odchrząknął grzecznie i zerknął na swoich ludzi.Przysunął się bliżej.- Przypuszczam, że reszta waszych wojsk będzie tu pewnie już wkrótce - powiedział.Efebianin zrobił pół kroku do przodu, a kiedy się odezwał, mó­wił półgębkiem, gdy oczy najwyraźniej zajęte były oglądaniem ka­mieni.- Zgadza się - potwierdził.- Wasi też, jeśli wolno spytać?- Tak.I myślę, że będziemy musieli was zmasakrować, jeśli na­si zjawią się tu pierwsi.- Wcale się nie dziwię.U nas podobnie.Ale nie ma na to rady.- Tak to już bywa - zgodził się Tsortianin.Efebianin pokiwał głową.- Zabawny ten świat, jeśli się nad nim zastanowić.- Trafiliście w sedno, nie ma co.- Sierżant poluzował napier­śnik, zadowolony, że przez chwilę może odpocząć w cieniu.- Jak z racjami po waszej stronie? - zapytał.- Och, wiecie, jak to jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •