[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie dawajcie mu pić!Teppic usiadł gwałtownie; wielkie dzwony biły głośno, a gorące i ciężkie fajerwerki wybuchały pod czaszką.Głowy w hełmach zwróciły się ku sobie.- Bogowie.Wielbłądy musiały mu zrobić coś strasznego -mruknęła jedna z nich.Teppic wstał chwiejnie i zataczając się, poczłapał po piasku do Ty Drania, który usiłował rozwiązać skomplikowane równania, jakie pozwolą mu stanąć na nogach.Wywiesił język i nie czuł się dobrze.Nieszczęśliwy wielbłąd nie jest wstydliwą istotą.Nie wysiaduje samotnie w barach nad drinkami.Nie dzwoni do starych przyjaciół, żeby się im wypłakać.Nie wpada w depresję, nie pisuje długich, smętnych poematów o Życiu i jakie jest okrutne, kiedy ogląda sieje z pustego mieszkania.Nie wie nawet, co to jest zgryzota.Wielbłąd ma tylko parę płuc jak miechy i głos jak stado osłów rżniętych piłą łańcuchową.Teppic szedł mimo ryku.Ty Draniu podniósł głowę i kręcił nią w jedną i w drugą stronę, wykonując triangulację.Przewracał dziko oczami, aż zdawało się, że patrzy na Teppica przez nozdrza.Splunął.Próbował splunąć.Teppic chwycił uprząż i szarpnął mocno.- No już, ty draniu - powiedział.- Tam jest woda.Czujesz ją.Musisz tylko wymyślić, jak się tam dostać.Odwrócił się do żołnierzy.Przyglądali mu się z wyrazem zdumienia, z wyjątkiem tych, którzy nie zdjęli hełmów i przyglądali mu się z wyrazem metalicznego szału bojowego.Teppic wyrwał któremuś bukłak, wyjął korek i wylał wodę na piasek, tuż przed drgającym nosem wielbłąda.- Tam jest rzeka - syknął.- Wiesz, gdzie to jest, musisz tylko tam dojść.Żołnierze rozejrzeli się nerwowo.Podobnie jak kilku Tsortian, którzy podeszli, żeby zobaczyć, co się dzieje.Ty Draniu stanął na drżących nogach i zaczął obracać się wkoło.Teppic ściskał uprząż.niech d równe 4, myślał desperacko Ty Draniu.Niech a-d równe 90.Niech nie-d równe 45.- Potrzebny mi kij! - zawołał Teppic, mijając sierżanta.- One nigdy niczego nie rozumieją, dopóki nie przyłoży im się kijem! Dla wielbłąda to jak interpunkcja!- Miecz może być?-Nie!Sierżant zawahał się i podał Teppicowi włócznię.Chłopiec chwycił ją za grot, odzyskał równowagę, po czym z rozmachu uderzył w bok wielbłąda, wznosząc chmurę kurzu i sierści.Ty Draniu znieruchomiał.Uszy obróciły mu się jak anteny radarowe.Potem, gdy Teppic chwycił go za sierść i podciągnął się na grzbiet, ruszył truchtem.Myśl fraktalami.- Hej, jedziesz prosto na.- zaczai sierżant.Zapadła cisza.I trwała bardzo długo.Sierżant poruszył się niepewnie.Potem spojrzał za skałę, na Tsortian, i pochwycił wzrok ich dowódcy.Z tym niepotrzebującym słów zrozumieniem, cechującym wszystkich centurionów i sierżantów, ruszyli ku sobie wzdłuż skały, aż zatrzymali się przy ledwie widocznym pęknięciu.Tsortiański sierżant przejechał po nim dłonią.- Można by przypuszczać, że zostanie tu, no wiecie, wielbłądzia sierść albo co.- powiedział.- Albo krew - dodał Efebianin.- To pewnie jedno z tych, no, niewytłumaczalnych zdarzeń.- Aha.No tak, to by się zgadzało.Obaj wpatrywali się w kamień.- Jak miraż - podpowiedział uprzejmie Tsortianin.- Jeden z nich.no tak.- Zdawało mi się też, że słyszałem mewę.- To przecież bez sensu.Nie spotyka się ich tutaj.Tsortianin odchrząknął grzecznie i zerknął na swoich ludzi.Przysunął się bliżej.- Przypuszczam, że reszta waszych wojsk będzie tu pewnie już wkrótce - powiedział.Efebianin zrobił pół kroku do przodu, a kiedy się odezwał, mówił półgębkiem, gdy oczy najwyraźniej zajęte były oglądaniem kamieni.- Zgadza się - potwierdził.- Wasi też, jeśli wolno spytać?- Tak.I myślę, że będziemy musieli was zmasakrować, jeśli nasi zjawią się tu pierwsi.- Wcale się nie dziwię.U nas podobnie.Ale nie ma na to rady.- Tak to już bywa - zgodził się Tsortianin.Efebianin pokiwał głową.- Zabawny ten świat, jeśli się nad nim zastanowić.- Trafiliście w sedno, nie ma co.- Sierżant poluzował napierśnik, zadowolony, że przez chwilę może odpocząć w cieniu.- Jak z racjami po waszej stronie? - zapytał.- Och, wiecie, jak to jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]