[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak,właśniezagubionej, jakby nie do końcamogłauwierzyćwto,corozpętała.Ale o tym opowiempóźniej, teraz klucz.Wróciłem po niego.Zaduch w sypialni był jeszczegorszy, niż zapamiętałem, aświetlikowelampkioblepiaływidzialną(irozbitą)głowęniewidzialnego człowieka.Gdywszedłem, poderwały się i zaczęłykrążyć wokół mojej twarzy.Wichruchachwyczuwałosięwyraźną nerwowość.Odegnałemje, ale tym razem zawiódłwpisany w nie program i niezrozumiały komunikatu.Pochyliłem się nad martwą Jainą izdjąłem jej z szyi łańcuszek.Długo trwało, zanim odpiąłemzamek, zupełnie jak wtedy, gdyzapinałem haftki koszuli.Kaira wciąż tkwiła tam, gdzie jązostawiłem.Wyciągnęła rękę poklucz i wzięła go z krótkimskinieniem głowy.Chyba właśnie wtedy przyszło midogłowyokreślenie„bezwzględna”.Kaira była miła idobra (miła i dobra – tak właśniepowiedziała Noora), lecz także wpewiensposóbbezwzględna.Istniały dla niej kwestie ważne iważniejsze, a zdobycie kluczazaliczało się do tych drugich.Ponieważ było oczywiste, żemusimy po niego wrócić, nawetmi nie podziękowała.Ani wtedy, gdy jeszcze była wszoku, ani nigdy później.1Finnen ponownie rozpalił wpiecyku,któryzdążyłjużwystygnąć.Przez okno wdzierałsię świt w kolorze mętnej herbaty.Zapowiadał się kolejny zimny,pochmurny dzień.Kaira spała, w dłoni wciążściskając klucz, którego łańcuszekdlabezpieczeństwaowinęławokółnadgarstka.Chłopakspróbował rozchylić jej palce, awtedy uniosła powieki, patrząc naniegowzrokiemodrazuprzytomnym i czujnym.— Ne chcę ci tego ukraść —powiedziałłagodnie.—Pomyślałem tylko, że tak byłobyci wygodniej.Zamrugała i czujność zniknęła zjej oczu.— Wiem, że nie chcesz ukraśćklucza.Ufam ci.— Tak często to powtarzasz, żeczasem się zastanawiam, czy tynie próbujesz w ten sposób mnąmanipulować.Próbujesz, Kairo?Uniosłasięnałokciachiprzygryzładolnąwargę.Potrząsnęła głową.— Nie wiem, może trochę.Alepoza tym mówię prawdę.Ufam cii tak naprawdę nie mam teraznikogo poza tobą.— Skrzywiłasię jak dziecko, które właśnieuświadomiło sobie, że palnęłogafę.— To też zabrzmiało,jakbymusiłowałatobąmanipulować, prawda?Finnen roześmiał się, krótko i bezprawdziwej wesołości.Bolała gogłowa, a ciało domagało się snu.— Nie musisz stosować takichsztuczek.I tak zrobiłbym dlaciebie wszystko.Większość ludzi obróciłaby takąpropozycję w żart, a potem zuprzejmości o niej zapomniała,uznając,żerozmówcazpewnością już żałuje tego, copowiedział.AlenieKaira.Dziewczyna spojrzała na niego zpowagą.— To niebezpieczne, co mówisz.Mogłabym kazać ci zrobić coś, naco zupełnie nie miałbyś ochoty.— Wiem.Ale mimo wszystkouważam, że warto zaryzykować.— Finnen nie żałował tego, copowiedział, chciałby tylko umiećlepiej to ująć, bo „zrobiłbym dlaciebie wszystko” brzmiało jaktekst z kiepskiej sztuki.— Dlaczego?— Z wielu skomplikowanychpowodów.Samniejestempewien, czy dobrze to rozumiem.Powiedzmy,żezpewnychwzględów wydajesz mi się.właściwą osobą.— Właściwą do czego?— Żeby zapisać się w historii.Ajeśli będę się trzymał ciebie, to i ja się w niej zapiszę.Po chwili pełnej zakłopotaniaciszy Kaira zachichotała krótkim,wymuszonym śmiechem kogoś,kto próbuje docenić niezabawnydowcip.— Czy ktoś ci już kiedyś mówił,że jesteś stuknięty?— Nie, ale zawsze chciałem, żebyktoś mi coś takiego powiedział.Wiesz, szaleństwo jest w cenie,zwłaszcza wśród artystów.— No więc uważam, że jesteśstuknięty.— Uśmiechnęła się razjeszcze, tym razem szczerze ijednocześniejakbytrochęsmutno.— A twoją propozycjęprzyjmuję.2Krzywiąc się, Kaira wciągałaprzez głowę suknię, którą miałana sobie podczas wyprawy ztrojaczkami.Pokąpieliwlodowatej wodzie materiał byłsztywny i wygnieciony, a wdodatku u dołu spódnicy widniałyplamy z błota.Wzięła z łazienki wilgotną gąbkę ispróbowała je zmyć.Przy okazjiodkryła oderwany rąbek i dwaniewielkie rozdarcia.Nie przejęła sięnimi,taksamojakniespecjalnieprzejmowałasiębłotem.— Będę musiała pożyczyć odciebie płaszcz.Mój zrzuciłam wwodzie, żeby nie krępował miruchów, kiedy płynęłam.— Proszę bardzo.— Finnenziewnąłdemonstracyjnieizamieszałłyżkąwmiscerozgotowanejkaszykukurydzianej, która wyglądaławyjątkowonieapetycznie.Najwyższa pora pójść do Hal izdobyć coś świeżego, przemknęłomu przez głowę i myśl tanatychmiast utonęła w sennymodrętwieniu.Oparł policzek orękę i zamknął oczy.Był ranek, spali najwyżej półtorejgodziny, a Kaira uparła się, żebywstać.W dodatku – co napełniłochłopakapodziwemwymieszanym z zazdrością –wcaleniewyglądałanazmęczoną.Widokkogośtryskającego energią o tej porze zawsze wywoływał w nim bunt,którego przejawem była ochota,by usiąść w fotelu i nic nie robićprzez następnych kilka godzin.— Możesz wziąć coś z moichrzeczy, jeśli tej sukni nie da sięwyczyścić—zaproponował.Światło słońca przesączało sięprzez zamknięte powieki, pulsującprzedoczamiintensywnączerwienią.Wcisnął kciuki woczodoły i czerwień stała sięciemniejsza,wniektórychmiejscach niemal czarna.Finnenmiał wrażenie, że jego głowęwypełnia miękka wata.— Albomożesz wrócić do siebie.— Nie zdążę.Za pół godzinymuszę być w Archiwum.— To się trochę spóźnisz, co ztego? — Otworzył oczy iuśmiechnął się, nagle znaczniejmniej senny.— A przy okazjiuspokoiłabyś Dime.Idę o zakład,że on się o ciebie zamartwia,biedaczek.Pilnował się, by w jego tonie nie zabrzmiała złośliwa satysfakcja,ale nie bardzo mu wyszło.To, żezeszłej nocy Kaira przyszła popomoc właśnie do niego, oniczym jeszcze nie świadczyło, boDimemieszkałdalekoodZimowego Ogrodu.Lecz Finnenmógłby się także założyć, żeprzez ostatnich kilkanaście godzinKaira wcale o Dime nie myślała, ato już miało znaczenie.Chwilamilczeniapełnegozakłopotania upewniła go, że trafiłw dziesiątkę.— Wyślę do niego wiadomość zArchiwum—powiedziaławreszcie dziewczyna, wracając dorozczesywania włosów.— Nicmu nie będzie, od odrobinyniepokoju nikt jeszcze nie umarł.Biedaczysko, pomyślał Finnen.Jego radość rozmyła się w litości,ciepłej i doprawionej sporą dawkąprotekcjonalnegopoczuciawyższości.Kaira zdecydowanienie była dziewczyną dla Dime.Innarzecz,czybyłabydziewczyną dla Finnena.Chłopakwcale nie miał pewności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]