[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widocznie chciał kontrolować wszystkie poczynania wojskowych.Także tych niższego stopnia.– Nie sądzę.– Doskonale – ucieszył się wojewoda.On również musiał mieć powody do spokojnej rozmowy z Zaczykiem.– Zaraz sprowadzę eskortę dla panów.– Burmistrz podszedł do biurka i przywołał dzwonkiem Twardowskiego.– Zorganizujcie transport dla panów na Ostrów Tumski – polecił.– Tak jest, panie Burmistrzu.– Porucznik otworzył drzwi i po krótkim pożegnaniu część delegacji opuściła gabinet.Pozostali oficerowie i urzędnik zasiedli ponownie do stołu.– Panowie – Sobieszczuk podszedł do okna i uchylił je wpuszczając trochę powietrza – proponuję pół godziny przerwy na odświeżenie, potem zapraszam do gabinetu na krótką rozmowę.– Można wiedzieć o czym? – zainteresował się Sawicki.– Jak już wspominałem, chciałbym omówić kilka czysto technicznych kwestii, związanych ze sprawnym przejęciem kontroli nad miastem.Pana ta sprawa nie dotyczy, majorze.Niemniej, jeśli koledzy nie będą mieli nic przeciw, zapraszam do nas.A teraz dziękuję panom za uwagę.Mój adiutant wskaże wam pokoje i udzieli wszelkich wyjaśnień.Odprowadził oficerów do drzwi i już zamykał je za nimi, gdy Sawicki zawrócił.– Jeśli można – powiedział.– Dwa pytanka.– Proszę.– Sobieszczuk, acz z niechęcią, wpuścił go ponownie do gabinetu.– Słucham, majorze.– Obserwowałem pana przez cały czas trwania naszych rozmów i przyznam szczerze, że coś mi się tu nie podoba.– To nie jest pytanie, panie majorze – przerwał mu Burmistrz.– Dobrze, zatem zadam panu pytanie.W co pan gra, panie Sobieszczuk? Bo nie wydaje mi się, żeby wypadek naszego patrolu był taki oczywisty, jak pan to przedstawił.Wprawdzie generał dał się zbyć gładkimi słówkami, ale ja nie jestem tak łatwowierny jak on.W tym mieście dzieje się więcej, niż pan nam mówi.O wiele więcej.– Chce pan coś zasugerować? – odpowiedział pytaniem na pytanie Burmistrz.– Owszem – odparł oficer wywiadu.– Chcę.– Proszę się zatem nie krępować.– Zabiliście naszych ludzi.Nie wiem dlaczego, ale pozostaje dla mnie bezspornym faktem, że ci ludzie nie zginęli w wypadku.– Zgadza się – potwierdził Pan Jan, siadając w swoim fotelu.To krótkie stwierdzenie, jakie padło z ust Burmistrza, zaskoczyło Sawickiego, który już szykował się do kolejnej tyrady.– Słu.Słucham?.– wyjąkał wreszcie, spoglądając na rozpartego wygodnie Sobieszczuka.– Powiedziałem, że ma pan całkowitą rację.Kazałem zabić doktora Piwowskiego i pozostałych.– Dlaczego?– I tak pan nie uwierzy.– Chyba nie dla tego samochodu?– Raczy pan żartować, majorze.Choć z drugiej strony Hummer to nie lada gratka w dzisiejszych czasach.– Jeśli nie zrobił pan tego dla korzyści majątkowych, to.– Długo by mówić.– Mimo wszystko, proszę spróbować.– Dobrze.– Burmistrz wysunął szufladę biurka i wyjął z niej butelkę Obana.– Rocznik 1980, rezerwa.Numerowana.Napije się pan?Sawicki skinął głową.Pan Jan nalał złotawego płynu do dwóch szklaneczek i zaprosił majora gestem na najbliższy fotel.Oficer z ociąganiem zajął wskazane miejsce.– Nadal mi pan nie odpowiedział – mruknął, sięgając po szklankę.– A po co panu ta wiedza?– Żeby uniknąć losu kapitana Piwowskiego.Burmistrz roześmiał się na głos i odchylił na oparcie fotela.– Szczery pan jest, majorze.Szczery aż do bólu.Ale przekonał mnie pan.Odpowiem tak: kazałem ich zabić, gdyż zagrażali moim planom.– Jakim planom?– Odbudowy tego kraju.Pod moim przewodem.– Ha, Wiedziałem! Pan jest szalony! Ma pan obsesję na punkcie rządzenia! Król Jan IV Sobieszczuk się znalazł! – Sawicki jednym haustem opróżnił szklaneczkę i odstawił ją na blat.– Nie ma pan szans na utrzymanie się przy władzy.To my mamy armię, lekarstwa, struktury, dokumentację.A co pan ma? Tych obdartusów? Parę karabinów, granatów, działek? Ludzie pójdą za nami, a o panu za kilka lat nikt nie będzie pamiętał.– Ja to widzę inaczej.– Burmistrz odstawił swoją szklankę, nie tykając zawartości.– Czyli jak?– Tego, niestety, już się pan nie dowie.– Dlaczego?– Bo nie lubię się powtarzać.A jeszcze dzisiaj muszę opowiedzieć tę historię ludziom, którzy na to bardziej zasługują.Mówiąc to, wskazał na pustą szklankę i uśmiechnął się szelmowsko.W ostatnim przebłysku świadomości major próbował wstać z niskiego fotela, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa.– Jan IV Sobieszczuk.Genialne – mruknął Burmistrz, przelewając pozostały alkohol z powrotem do butelki.– Że też sam na to nie wpadłem.* * *Zmierzchało już, gdy w gabinecie pojawili się Anioł i Traczyk.Za nimi, odrobinę spóźniony, wszedł sekretarz wojewody.– Siadajcie, panowie.– Pan Jan wskazał im skórzane fotele w drugiej części sali.– Myślę, że tutaj będzie nam znacznie wygodniej.Usiedli posłusznie, wybierając miejsca na wprost uchylonego okna.Sobieszczuk nie usiadł, podszedł do swojego biurka i wyjął z niego butelkę whisky i cztery szklanki.– Tego pewnie nie mieliście w Bastionie – powiedział, podchodząc do delegatów i pokazując im czarną nalepkę z napisem Glenlivet.– Teraz już dwudziestoletnia.Rolls Royce w swoim gatunku.Najstarsza koncesjonowana.Chyba że wolicie wino?Żołnierze nie wykazali zainteresowania drugą ofertą Burmistrza, ale Henryk owszem.– A co może pan zaproponować? – zapytał.– Chateau Latour, rocznik sześćdziesiąt dwa, znakomity.Może też być Petrus, niestety, z siedemdziesiątego drugiego.– Chateau Latour? Pisany razem? – zainteresował się urzędnik.– Przyznam, że dawno nie miałem okazji spróbować.– Nie ma sprawy.– Pan Jan postawił tacę ze szklankami i whisky na stole i podszedł do stojącej w rogu szafy.Gdy uchylił drzwiczki, można było zobaczyć równe rzędy leżących ukosem butelek.Pewnym ruchem sięgnął na niższą z półek i wyjął jedną, lekko zakurzoną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]