[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A co z wczorajszym wieczorem?Pochyliła głowę do przodu, ułatwiając jego ustom dostęp do całowanego miejsca iszybko skorygowała:- To jest mój drugi najprzyjemniejszy wieczór, jaki kiedykolwiek prze\yłam.Matt uśmiechnął się, ciągle dotykając ustami jej skóry.Delikatnie przygryzł brze\ekjej ucha.Chciał jej.To uczucie eksplodowało w całym jego ciele, dziko przetaczało się przezjego \yły.Nie był w stanie powstrzymać go ani odmówić go sobie.Był poruszony jego siłą.Odwrócił jej twarz ku sobie i znalazł jej usta.Jej wargi poruszały się słodko, najpierwdelikatnie, potem z celową prowokacją.Wsunęła język w jego wargi.Matt przestał panowaćnad sobą.Jego dłoń przekradła się pod jej bluzkę.Otoczył palcami jej pierś.Jęknęła zrozkoszy i słysząc to, przestał się kontrolować.Obrócił ją w ramionach i poło\ył na kocu.Przywarł do niej.Wplótł palce w jej włosy, unieruchamiając jej twarz i pokrywając jąpocałunkami.W pewnym momencie wyczuł chwilę jej zawahania.Gwałtowność jego uczućspowodowała, \e znieruchomiała.To zaskoczyło i jego; ta desperacja, gwałtowna potrzeba,\eby ją posiąść całkowicie, i konieczność uczynienia świadomego wysiłku, \eby opanować touczucie.Pochłonęło go ono tak kompletnie, \e nie zorientował się, \e jej wahanie wynikałonie z obawy przed jego burzliwą namiętnością, ale z jej nie doświadczenia i niepewności.Niewiedziała, w jaki sposób odwzajemnić jego uczucie, jak je stymulować.Nawet gdyby zdałsobie z tego sprawę, nie pokazałby jej właśnie wtedy, jak to robić.Wystarczająco trudnymzadaniem było teraz dla niego spowolnienie jego działania, tak \eby przedłu\yć ich zbli\enie.Wprowadzając ten zamiar w czyn, rozbierał ją powoli dr\ącymi palcami.Całował ją, a\zaczęła wić się gwałtownie w jego ramionach.Przesuwała gorączkowo dłońmi po jegorozgrzanej skórze.Dotyk jej rąk i ust rozpalał go coraz bardziej.Ka\dy delikatny dzwięk, jakiwydawała, powodował wzmo\one pulsowanie jego krwi.Ochryple szeptał gorące, obiecującerozkosz słowa, prowadząc jej emocje coraz wy\ej i wy\ej.Podą\ała za nim, brała w tymprocesie czynny udział, a\ w końcu spowodował, \e wydała z siebie okrzyk, jej ciało wygięłosię wstrząsane wibracjami.Wtedy wypełnił ją całym sobą.Ju\ potem okrył ich obydwoje kocem i le\ał obok niej, spoglądając w usianegwiazdami niebo.Wdychał nostalgiczny zapach wczesnej jesieni.Kochanie się było dla niegow przeszłości aktem wzajemnie odczuwanej rozkoszy.Z Meredith był to akt urzekającopiękny.Subtelny, zadający katusze, owiany magią piękności.Matt czuł się po raz pierwszy w\yciu całkowicie zaspokojony i w zgodzie z samym sobą.Przyszłość wydawała się bardziejni\ kiedykolwiek skomplikowana, a jednocześnie nigdy nie był bardziej pewien siebie, \emo\e ukształtować ją tak, \eby odpowiadała im obojgu.O ile tylko ona da mu szansę i czas,\eby mógł to zrobić.Czas.Desperacko potrzebował więcej czasu, \eby wzmocnić tę dziwną, delikatną więz,która przyciągała ich ku sobie coraz bardziej z ka\dą wspólnie spędzoną godziną.Jeśli tylkoudałoby mu się namówić ją na wspólny wyjazd do Ameryki Południowej, miałby czas, \ebytę więz wzmocnić.Nie rozwiodłaby się wtedy z nim.Wierzył, \e tak by się stało.Zdecydował, \e jutro zadzwoni do Jonathana Sommersa i nie podając przyczyny, spróbujedowiedzieć się, jak będzie tam wyglądać zakwaterowanie i opieka medyczna.Nie chodziłomu o siebie.Meredith i jego dziecko, to było to, co się dla niego liczyło.Jeśli nie mógłby jej zabrać ze sobą.to byłby problem.Nie mógł zmienić decyzji owyjezdzie.Po pierwsze: podpisał kontrakt, poza tym stupięćdziesięciotysięczna premia za tępracę potrzebna mu była, \eby sfinansować następną inwestycję.Tak jak fundament dladrapacza chmur, tak te sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów było fundamentem dla całego jegowielkiego planu.Ta suma musiała na razie wystarczyć, chocia\ wolałby, \eby była większa.Le\ąc koło niej, miał ochotę zostać z nią w Stanach i zapomnieć o tym całymcholernym planie.Tego jednak te\ nie mógł zrobić.Meredith była przyzwyczajona do tego,co najlepsze.Miała do tego prawo i chciał, \eby tak było dalej.Jedyną drogą, \eby jej tozapewnić, był ten wyjazd.Myśl o tym, \e zostawi ją tu, a potem być mo\e straci, bo znu\y ją czekanie na niegolub przestanie wierzyć w jego sukces, doprowadzałaby go normalnie do szaleństwa.Byłojednak coś, co przemawiało na jego korzyść.Była z nim w cią\y.Ich dziecko będzie dla niejwystarczającym powodem, \eby czekać na niego i wierzyć mu.Tę samą cią\ę, którą Meredith przyjmowała jako wielkie nieszczęście, Matt uwa\ałteraz za niespodziewany dar losu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]