[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozgrzana jeszcze snem, w cienkiej nocnej koszuli, rozchylonej na piersiach, z grubym ciemnym warkoczem spuszczonym na plecy, przyglądała się mężowi ukradkiem, przejęta nagłym pragnieniem pogodzenia się.Tak, kochała go bardzo! A oto, świadoma jego bliskości, poczuła ogromną ochotę przytulić się do niego i powiedzieć mu to.Tak bardzo lubi kształt jego głowy, prostą linię nosa, tę dziwną subtelność, która - choć Edward posiadał ją także, mimo że w słabszym stopniu - zdawała się odróżniać go od reszty jego rodziny.I nie tylko od jego rodziny, pomyślała, lecz w ogóle od wszystkich.Właśnie ta subtelność uczuć była czymś wyjątkowym.Jakie to szczęście, że Frank należy do niej, a ona do niego.Gdy się teraz odwrócił i spojrzał na nią, uśmiechnęła się z zakłopotaniem, wyczekując żarliwie odwzajemnienia tego uśmiechu.- Znów piękny poranek - powiedziała zachęcająco.- Tak, dosyć ładny - odrzekł.Wyraz jej twarzy zmienił się, nie z powodu jego słów, lecz tonu, który wskazywał na obojętność wobec pogody i niej samej, wskazywał wyraźnie, że Frank uporczywie trwa w zawziętości.Łucja nie dała jednak poznać, że czuje się dotknięta.Wczoraj wieczorem było jej nieprzyjemnie, że tak stanowczo musiała określić swoje stanowisko.Ale postępowanie takie było usprawiedliwione.Teraz jednak nie chce zaczynać tej sprawy na nowo.Wystarczy, że powiedziała.Niech ich wzajemny stosunek będzie chwilowo oficjalny, oficjalność ta ustąpi szybko, tym szybciej, że zamierza zrobić mu dziś niespodziankę.Czekała parę chwil, zadając sobie pytanie, czy też zechce przynieść jej filiżankę herbaty, co zdarzało się czasem w niedzielę - bowiem surowe wychowanie Netty nie pozwalało jej wchodzić do sypialni małżonków - ale Frank nie zdradzał jednak najmniejszej chęci w tym kierunku.Widząc to, nagłym ruchem wysunęła nogi za krawędź łóżka.W tej chwili przemówił do niej.- Nie potrzebujesz jeszcze wstawać - zaprotestował z dąsem.- Jeszcze wcześnie.- Już czas, Franku - odparła energicznie.- Mam mnóstwo roboty.Nie zapominaj, że dziś wieczorem przyjdzie Lennox.Ziewnął, patrząc ponuro, jak się ubiera, następnie zauważył:- Gdy odłożę sobie okrągłą sumkę, nigdy nie wstanę przed dziesiątą!- Ale na razie jeszcze nie odłożyłeś - powiedziała, zwrócona do niego plecami, szybko zwijając włosy: nie bardzo lubiła tę jego skłonność do lenistwa.- Ale na pewno odłożę.W najbliższych dniach, o ile mnie wcześniej nie dobijesz.- Franku, nie mów w ten sposób - jego skłonność do żartów sprawiała jej tego ranka dziwny ból, ale szybko się opanowała i rzekła spokojnie: - Poczekaj tylko, a dowiesz się, co wieczorem powiem Lennoxowi.Tymczasem.- urwała, wychodząc z pokoju, a jej spojrzenie zdawało się mówić: Wstań i chodź na mszę ze mną i z Piotrusiem.Znów się naburmuszył: widoczne było, że nie z przekonania chodził regularnie do kościoła, lecz pod jej wpływem, który zapewne uznał na nowo.Czy ja już nigdy nie zaznam spokoju - myślał leniwie.I chyba na to się zanosiło, gdyż zaledwie znowu się położył, drzwi otworzyły się i wszedł Piotruś.Chwilę badawczo przyglądał się ojcu sondując jego humor, a potem skorzystał z przywileju niedzielnego poranka i wwindował się na szerokie łóżko.- Tatusiu, zabawa! - zakomenderował natychmiast.- Chcę się bawić!Frank spojrzał na syna żałośnie.- Bajkę? - spytał, gdyż była to forma zabawy najmniej wyczerpująca.- Nie, ja chcę się bawić! W króla zamku!Moore jęknął, kochał swego syna, nawet go bardzo kochał, tak, był pewien, że go bardzo kocha.Ale być ojcem, który musi zabawiać swe dziecko! On? Zwłaszcza dziś, po tej nieprzyjemnej historii z Łucją poprzedniego wieczoru, po tej głupiej scenie bez najmniejszego powodu.A cóż znaczą znowu te przygotowania do wizyty Lennoxa?Łucja była dobrą kobietą, uznawał jej wartość, kochał ją nieskończenie więcej niż syna.Czasem bywała jednak uparta i chciała nad nim przewodzić, doprowadzało go to do pasji.Robić z niego takiego głupca.Nie, na to on nie pozwoli, tym razem nie.Położy temu kres raz na zawsze: zajmie stanowisko należne głowie rodziny.- No, tatusiu, prędko - nalegał Piotruś.- Król zamku.- Dobrze już, dobrze - niecierpliwie powiedział Frank, dotknięty podświadomą aluzją ukrytą w tych słowach.- Jeszcze ty mnie będziesz irytować.Zaczęła się tradycyjna zabawa: podniesienie ojcowskich kolan, przy akompaniamencie liturgicznych śpiewów i nagłych, przerażających osunięć, wybuchy śmiechu, fruwanie krótkiej nocnej koszulki w niebieskie i czerwone prążki i żartobliwe wymierzanie chłosty.Ta ostatnia scena była dla Piotrusia tak zabawna, że śmiał się do łez.Frank natomiast jak zwykle nie potrafił przejąć się wesołym nastrojem tej chwili, szybko się zmęczył i, używając jego własnych słów, "zarządził przerwę".Tymczasem poczuli silny zapach smażonego boczku.Wkrótce, pod energicznymi uderzeniami Netty, zabrzmiał wysoki dźwięk gongu.- Zeskocz, chłopcze - rzekł Frank - i ubierz się.- Następnie, po ostatnim ziewnięciu, sam wstał, włożył ubranie - niedługo to trwało - i po paru minutach schodził na dół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]