Home HomePullman Philip Mroczne materie 1 Zorza północna (Złoty Kompas)Farmer Philip Jose Œwiat Rzeki 04 Czarodziejski labiryntPullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompasPullman Philip Mroczne materie 03 Bursztynowa lunetaWylie Jonathan Słudzy Arki Tom 3 Magiczne DzieckoJohn Fowles MagUroki zycia ZeromskiKnaak Richard A WarCraft Dzien SmokaSekty I N R R Jako Problem TeolMoorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • urodze-zycie.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    . Witaj, Mayerson  powiedział mężczyzna i uśmiechnął się; błysnęły sta-lowe zęby. Palmer Eldritch  rzekł Barney.Obrócił się do Emily. Widziałaś jegozdjęcia w wideogazetach; to ten niemożliwie sławny przemysłowiec.130 Rzecz jasna od razu poznał Eldritcha. Chciał mnie pan widzieć?  spytał z wahaniem; to wszystko było jakieśdziwne, jakby już kiedyś się zdarzyło, tylko nieco inaczej. Chciałbym chwilę porozmawiać z pani mężem  powiedział Eldritch doEmily dziwnie łagodnym głosem; skinął ręką i Barney wyszedł na korytarz.Drzwi zamknęły się za jego plecami.Eldritch miał ponury wyraz twarzy; jużsię nie uśmiechał, a kiedy przemówił, jego głos nie był już łagodny. Mayerson, zle wykorzystuje pan swój czas.Nic pan nie robi tylko powta-rza przeszłość.Po co więc mam sprzedawać panu Chew-Z? Jest pan zboczony;jeszcze nigdy nie zetknąłem się z takim przypadkiem.Dam panu jeszcze dziesięćminut i zabiorę pana z powrotem do Chicken Pox Prospect, gdzie jest pańskiemiejsce.A więc niech pan zdecyduje, czego do cholery pan chce i czy w ogólecoś pan rozumie. Czym, do diabła  rzekł Barney  jest Chew-Z?Palmer Eldritch podniósł sztuczne ramię i pchnął go z potworną siłą; Barneyzaczął się przewracać. Hej  rzekł słabo, próbując walczyć, opierać się straszliwemu naciskowi. Co.I nagle leżał jak długi, na plecach.W głowie mu szumiało i dzwoniło; z trudemzdołał otworzyć oczy i zogniskować wzrok na otoczeniu.Budził się; odkrył, że mana sobie piżamę, ale nie swoją; nigdy takiej nie miał.Czyżby znalazł się w czyimśmieszkadle i miał na sobie cudzą piżamę? Jakiegoś mężczyzny.W panice spojrzał na łóżko.Obok, w pościeli.Obok, okryta aż po nagie, gładkie ramiona, spała nieznajoma dziewczyna.Lekko oddychała przez usta; puch jej włosów był biały jak bawełna. Spóznię się  powiedział.Jego głos był ochrypły i zniekształcony, prawie nierozpoznawalny. Nie, nie  mruknęła dziewczyna nie otwierając oczu. Rozluznij się.Dojedziemy stąd do pracy w. ziewnęła i otworzyła oczy .piętnaścieminut.Uśmiechnęła się do Barneya; jego zmieszanie rozbawiło ją. Zawsze to mówisz, każdego ranka.Idz przypilnuj kawy.Muszę się napićkawy. Pewnie  powiedział i wygramolił się z łóżka. Króliczku  powiedziała drwiąco dziewczyna. Jesteś taki wystraszony.Boisz się o mnie, o swoją pracę.i wciąż się spieszysz. Mój Boże  rzekł. Zrezygnowałem ze wszystkiego. Ze wszystkiego? Z Emily.Popatrzył na dziewczynę, Roni jakąś tam, i jej sypialnię. A teraz nie mam nic  powiedział.131  No, wspaniale  powiedziała Roni z gryzącą ironią. Może teraz ja cipowiem coś miłego, żebyś i ty dobrze się poczuł. I zrobiłem to właśnie teraz  rzekł Barney. Nie przed laty.Na chwilęprzed przyjściem Palmera Eldritcha. Jak Palmer Eldritch mógł gdzieś  przyjść ? Leży w szpitalnym łóżkugdzieś koło Jupitera lub Saturna; ONZ zabrało go tam, kiedy wydostali go zeszczątków jego statku. Mówiła z pogardą, ale w jej głosie słychać było cieka-wość. Palmer Eldritch właśnie mi się pokazał  odparł wymijająco.Muszę wrócić do Emily, pomyślał.Wyśliznął się z łóżka, schylił i podniósłszyswoje rzeczy chwiejnie pognał do łazienki.Zatrzasnął za sobą drzwi, po czympośpiesznie ogolił się i ubrał.Wychodząc z łazienki powiedział dziewczynie, która wciąż leżała w łóżku: Muszę iść.Nie złość się; muszę to zrobić.W chwilę pózniej, nie zjadłszy śniadania, zjechał na parter i stanął pod osłonąprzeciwcieplną, rozglądając się za taksówką.Taksówka  ładny i błyszczący nowy model  przeniosła go niemalw mgnieniu oka pod mieszkalnię Emily; machinalnie zapłacił, wpadł do środkai po kilku sekundach jechał na górę.Wydawało się, że czas zatrzymał się w miej-scu, że wszystko zamarło w oczekiwaniu na niego; był jedynym ruchomym obiek-tem w świecie przedmiotów.Stanął przed jej drzwiami i zadzwonił.Drzwi otworzyły się ukazując stojącego za nimi człowieka. Tak?Mężczyzna był ciemnowłosy, dość przystojny: miał gęste brwi i starannieuczesane, nieco kręcone włosy; w dłoni trzymał poranną gazetę.W głębi miesz-kania Barney dostrzegł stół z talerzami po śniadaniu. Pan.pan jest Richard Hnatt  rzekł Barney. Tak  odparł tamten, uważnie przyglądając się Mayersonowi. Czy japana znam?Pojawiła się Emily, ubrana w szary golf i poplamione dżinsy. Wielkie nieba.To Barney  powiedziała do Hnatta. Mój były.Wchodz.Szeroko otworzyła drzwi i Barney wszedł do środka.Emily najwyrazniej ucie-szyła się z jego wizyty. Miło mi pana poznać  rzekł Hnatt neutralnym tonem.Zaczął wyciągać rękę do Barneya, ale nagle zmienił zamiar. Kawy? Dzięki  odrzekł Barney sadowiąc się na wolnym krześle. Słuchaj powiedział do Emily; nie mógł czekać, musiał to powiedzieć teraz, nawet w obec-ności Hnatta. Popełniłem błąd rozwodząc się z tobą.Chciałbym cię ponowniepoślubić.Na starych zasadach.132 Emily uśmiechnęła się z zadowoleniem, tak samo jak kiedyś, zupełnie rozbro-jona, poszła po filiżankę i spodek dla niego, nie odpowiadając.Zastanawiał się,czy w ogóle odpowie; byłoby jej łatwiej  zgodnie z jej leniwą naturą  po pro-stu skwitować to uśmiechem.Chryste, pomyślał i wbił wzrok w przestrzeń.Hnattusiadł naprzeciw niego i powiedział: My jesteśmy małżeństwem.Myślał pan może, że po prostu mieszkamyrazem?Twarz mu pociemniała, ale zdawał się panować nad sobą. Małżeństwa się rozwodzą  rzekł Barney, nie do Hnatta, lecz do Emily. Wyjdziesz za mnie?Wstał i zrobił kilka niepewnych kroków w jej kierunku; odwróciła się i spo-kojnie podała mu filiżankę i spodek. Och, nie  powiedziała, wciąż uśmiechnięta; w oczach miała współczucie.Rozumiała co czuje, że to nie był z jego strony tylko impuls.Jednak odpo-wiedz brzmiała wciąż  nie i wiedział, że zawsze taka będzie; nie dlatego, żetak postanowiła  dla niej po prostu nie istniała rzeczywistość zawierająca jegoosobę.Wykreśliłem ją kiedyś, myślał, wykreśliłem z życia wiedząc doskonale corobię, i oto rezultat, a teraz  jak mówią  widzę, że chleb rzucony w wodęwraca z nią, aby mnie udusić; nasiąknięty wodą chleb, który utkwi mi w gardlenie dając się połknąć ani wypluć.To dokładnie to, na co zasłużyłem, powiedziałsobie; to ja stworzyłem tę sytuację.Wróciwszy do stołu ponownie siadł na krześle; tępo spoglądał na jej dłonie,gdy nalewała mu kawę do filiżanki.One należały kiedyś do mojej żony, powie-dział sobie.I zrezygnowałem z nich.Obsesja samozniszczenia; pragnąłem swojejśmierci.To jedyne zadowalające wyjaśnienie.Czyżbym był tak głupi? Nie; głu-pota nie wyjaśnia tak potwornego, tak całkowitego. Jak ci leci, Barney?  spytała Emily. O, po prostu świetnie, do diabła. Głos mu drżał. Słyszałam, że mieszkasz z bardzo ładną małą rudowłosą  powiedziałaEmily.Usiadła na swoim miejscu i znów zabrała się do jedzenia. To już przeszłość  rzekł Barney. Zapomniana. A więc z kim?  zapytała tonem towarzyskiej konwersacji.Rozmawia ze mną, jakbym był starym kumplem albo sąsiadem z przeciwka,pomyślał Barney.Szaleństwo! Jak mogła.jak mogła uważać go za kogoś obce-go? To niemożliwe.Udaje, próbuje w ten sposób coś ukryć.Na głos powiedział: Obawiasz się, że jeśli znów się ze mną zwiążesz, to.znów cię odepchnę.Kto raz się sparzył, ten na zimne dmucha.Nie zrobię tego; nigdy już bym tego niezrobił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •