[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc z szacunkiem proszę, żeby mnieprzeniesiono i natychmiast przysłano zastępstwo.Z wyrazami uszanowaniaHannes HockertKiedy faks już poszedł, Hannes wziął płaszcz i wyszedł z budynku.Po-jechał metrem na Times Square, a potem ruszył energicznie Eight Ave-nue i z szorstką obojętnością urodzonego nowojorczyka mijał oferty,kuszące przechodnia, by zajrzał do jakiegoś peep-show.Zdumiewające,pomyślał, jak szvbko człowiek się adaptuje.Kierował się do karate dojo, sali przy West Side, mieszczącej się nadrugim piętrze nad opuszczonym sklepem.%7ładen szyld jej nie reklamo-wał; adresu tego miejsca nie było nawet w książce telefonicznej.Kiedy już dotarł na górę, jak zawsze poczuł, że za tym progiem znaj-duje się inny świat.Strych był jasny, przewiewny, wysoki i funkcjonalny, miasto utrzy-mywały na dystans ekrany shoji zakrywające okna.Drewniana, polakie-rowana podłoga lśniła jak lustro.Połowę jej powierzchni zakrywały ma-ty.Na trzech z nich pary zawodników ćwiczyły pchnięcia, zwody i paro-wanie ciosów, a ich krzyki i sapnięcia mieszały się z odgłosami zderzają-cych się ciał.W przeciwieństwie do większości dojos w tym mieście, tutaj gościenie byli mile widziani i to właśnie od samego początku wzbudziło apro-batę Hannesa.Jego zdaniem wschodnie sztuki walki nie należały dosportów widowiskowych, nie powinno się ich także traktować lekko.Owe uroczyste rytuały wymagały zaangażowania na całe życie; Hannesdoprowadzał je do perfekcji z niemal religijnym zapałem.Koniecznabyła przy nich koncentracja wszystkich zdolności ćwiczącego - świetnaforma fizyczna, głębokie zaangażowanie emocjonalne, wielka inteligen-cja, ostra jak brzytwa czujność, wyczucie czasu i szybkość.Nagrodą była pewność, nieustraszona, nieugięta postawa i rozwaga.Plus potężna świadomość, że ciało gotowe jest dać z siebie wszystko, wkażdej chwili, wszędzie.A chociaż stałe ćwiczenie pomagało osiągnąć perfekcję, było czymśdużo więcej niż tylko utrzymywaniem stanu gotowości bojowej.Treningfizyczny i psychiczny oczyszczał umysł i leczył duszę.I tak działo się z każdym, kto tu przychodził.%7ładen z tych ludzi niebył początkujący.%7ładen nie popisywał się niepotrzebnie.W ten czy innysposób budM droga walki, była ich drogą życia.- A, pan Hockert! - powitał Hannesa uprzejmym ukłonem drobny,siwowłosy Japończyk, ubrany w tradycyjny, luzny, biały, bawełnianystrój z czarnym pasem.- Dzień dobry, sensei - odpowiedział Hannes, kłaniając się jeszczeniżej, by okazać swój szacunek.Yoshihura Fujikawa, założyciel dojo, nie wyglądał groznie, ale miałnajwyższej klasy czarny pas w karate i był również mistrzem w kick-boxingu, Jun Fan, w dżudo i dżudżitsu.- Jeżeli życzy pan sobie, to jestem wolny i mogę pana osobiście tre-nować.- Wielce byłbym zaszczycony, sensei - odpowiedział pokornie Han-nes, kłaniając się ponownie.- Ale dzisiaj przyszedłem tutaj, żeby pozbyćsię agresji.Sensei popatrzył mu uważnie w oczy i skinął głową.- Hai.A więc najlepiej będzie, jeżeli potrenuje pan sam.Hannes przeszedł do szatni i przebrał się w taki sam biały strój, jakinosił sensei.On również miał czarny pas.Kiedy wszedł z powrotem dodojo, wybrał sobie pustą matę.Najpierw rozgrzewka.Skręcał głowę na boki, rozciągał szyję i ręce w przód, w tył i na boki.Podnosił i opuszczał ramiona.Pilnował się, żeby o niczym nie zapomnieć- nogi, kręgosłup, kostki, kolana.Nie istniały nieważne ścięgna, nie za-niedbał żadnej części ciała.W końcu, w dwadzieścia minut pózniej, rzucił się na wyimaginowa-nego przeciwnika; dzisiaj był nim Charley Ferraro.Walił w niego wyso-kimi kopniakami - od przodu, od tyłu, z boków.Przeszedł do błyska-wicznych uderzeń, rozbijał powietrze na proch rozmigotanymi dłońmi ipięściami, wspierał ciosy całą mocą bioder, zbierając siły przed ewentu-alnym zderzeniem z nieprzyjacielem.Nie minęło wiele czasu, a był już w szczytowej formie; jedna stopamocno zakotwiczona, tors w idealnej równowadze.Skupiwszy się namięśniach, przekazywał im przerażającą moc, jego umysł i ciało zmieniłysię w jedną wspaniałą maszynę.W końcu wprowadził się w niszczyciel-ską furię płynnych kopnięć i ciosów, okręcał się na jednej nodze, wyrzu-cał wysoko drugą.W myśli widział Charleya, który, oszołomiony, zataczasię w urywanym tańcu śmierci, aż wreszcie pada martwy.Wreszcie Hannes zamarł w bezruchu, kilkakrotnie głęboko zaczerp-nął powietrza, a potem odwrócił się i udał do szatni.- Panie Hockert! - zawołał cicho Fujikawa.Hannes podszedł do niego.- Tak, sensei?Twarz Japończyka była bez wyrazu.- Obserwowałem pana.Nigdy jeszcze nie widziałem pana w tak zna-komitej formie.- Dziękuję, sensei.- Ukłonił się mistrzowi.- Proszę mi powiedzieć - zapytał Fujikawa - czy tyle zabójczych cio-sów było naprawdę konieczne?Hannes spuścił oczy.- Pozwoliłem, by mnie poniosło.- Tak było.Musiał pan walczyć z prawdziwym wrogiem.- Tak, sensei.- Jedno słowo ostrzeżenia, panie Hockert.Proszę nie zapominać, conapisał Sun Tzu. Najwyższy poziom umiejętności pokazuje się, ujarz-miając przeciwnika bez walki.Tak więc wszystko przewyższa atak nastrategię wroga.- Nie zapomnę o tym, sensei - obiecał cicho Hannes.Kiedy wrócił z dojo do pracy, zignorował rywala, który siedział z no-gami niedbale opartymi na biurku, odgryzając wielkie kęsy z błyszczące-go czerwonego jabłka.- Przyszedł do ciebie faks - odezwał się Charley.Hannes podszedł do swego biurka i rozwinął zrolowany papier.Wia-domość pochodziła od jego bezpośredniego przełożonego.Była krótka irzeczowa:24 marca '95 18:55 INTERPOL PARIS STR 01FACSIMILE WIADOMOZCIDO: Hannesa Hockerta, w Nowym JorkuOD: Christophe'a BoutillieraOtrzymano pański list z prośbą o natychmiastowe przesunięcie doinnej pracy.Prośba rozpatrzona negatywnie.C.BoutillierPo twarzy Hannesa niczego nie można było poznać.Zaniósł faks doszafki na dokumenty i schował go porządnie do właściwej teczki.Charleyprzyglądał mu się uważnie.- Zmieszne, nie? - powiedział.- Wygląda na to, że obydwaj próbowa-liśmy zrobić to samo tego samego dnia.I żadnemu się nie udało.Hockert się nie odezwał.- Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani.Hannes wzruszył ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]