Home HomeCaine Rachel Czas Wygnania 03 NiewidzialnaCaine Rachel Czas Wygnania 02 NieznanaSCARROW, Alex TIME RIDERS 2 Czas drapieżnikówPhilip K. Dick Czas poza czasem (2)Grisham John Czas zabijaniaAlvarez Julia Czas MotyliCharlotte Link Czas burzSzkola turystyki gorskiej Zygmunt Skibicki (2)Kazantzakis Nikos Grek ZorbaBahdaj Adam Trzecia granica (SCAN dal 803)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gotmax.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .ale po chwili poniosło go i dalej już wrzeszczał: - Nie wiesz, którą masz lewą nogę!? Nie uczyli cię tego w twoim zasranym Ohio?! Odpowiadać!!Bronsky stropił się i nawet jakby skurczył, przygnieciony krzykiem tamtego.Przy Towlersie wyglądał jak kurczak, jak wystraszony, pieprzony chicken boy.- Melduję, że od dziecka miałem z tym kłopoty.- zaczął nieśmiało, ale sierżant przerwał mu:- Teraz już nie jesteś dzieckiem, pamiętaj.Bronsky.bo jak cię ścignę, to pożałujesz!- Tak jest! Ale to naprawdę z dzieciństwa.Na złość rodzicom celowo myliłem sobie strony, aż mi tak zostało.Towlers skamieniał.Z takim dzieciuchem me miał jeszcze nigdy do czynienia.Mylił sobie strony! Dobre sobie!- Dobrze, żeś sobie nie pomylił, którędy się je, a którędy sra!Reszta żołnierzy ryknęła śmiechem.Towlers popatrzył na nich.- Było się śmiać? - zapytał.- Nie?Pluton zaszemrał i ucichł.Towlers zwrócił się znowu do Bronsky'ego:- Co ty mi za pierdoły opowiadasz? Jesteś w armii Stanów Zjednoczonych, a nie w przedszkolu, i masz wiedzieć, którą ręką trzeba się złapać za kutasa, żeby się wyszczać na wroga! Zrozumiano? A może ty tam nic nie masz, co, Bronsky?Żołnierze znów się roześmieli, ale nie zareagował na to.Z dwuszeregu posypały się więc docinki i wyjaśnienia:- My go nazywamy "Mańkut", on nawet pierdzi na opak!- Cisza! - ryknął Towlers.- No, więc?- Melduję, że mam - wystękał zgnębiony Bronsky.- Melduję, że mam, panie sierżancie - poprawił Towlers.- Tak.- Co: tak?- Melduję, że mam, panie sierżancie!- To dobrze - zawyrokował Towlers.- Wstąp!Udając sprężysty krok, Bronsky ruszył do szeregu.Towlers przymknął oczy, żeby tego nie widzieć.Gdy je otworzył, wszystko było jak przedtem - pas wisiał na nim za nisko, M-16 włóczył się niemal lufą po ziemi, a kieszeń jakimś cudem była znowu odpięta.- Po zajęciach zgłosisz się, Bronsky.do lekarza.I podnieś pas, bo ci jaja urwie! A teraz za te śmiechy i rozmowy bez rozkazu poganiacie sobie trochę.Plutooon!Wśród szurania i podzwaniania rynsztunku żołnierze wyprostowali się i stanęli na baczność.Tak, teraz jeszcze jako tako wyglądali.- W prawo zwrot! Biegiem - marsz!Żołnierze zdjęli broń z pozycji ,,na pas" i oparli na prawych przedramionach, ściskając kolby pod pachą.Ruszyli wolnym truchtem, hełmy podskakiwały miarowo w gorącym powietrzu.Towlers zdjął z głowy czapkę, wytarł spocone czoło i poszedł za nimi.Bronsky leżał na łóżku z założonymi pod głową rękoma i gapił się w sufit.Na korytarzu, za otwartymi drzwiami sali, reszta kompanii wrzeszczała, otaczając automaty do gry i usiłując ocyganić podajniki z coca-colą.Co chwilę włączały się sygnały alarmu, jakimi automaty protestowały przeciwko ograbianiu.Przeszkadzało mu to w skupieniu się, ale nie chciało mu się wstać i zamknąć drzwi.Gdy już jednak prawie zdecydował się, do sali wpadł podniecony dyżurny.- Ej, Bronsky! - krzyknął.- Wstawaj! Masz się zaraz zameldować u starego!Bronsky spodziewał się tego.Wstał powoli, obciągnął mundur, wziął czapkę i ruszył do drzwi.- Zapnij sobie kieszeń - poradził mu dyżurny, gdy go mijał.Machinalnie zapiął guzik kieszeni i mijając dyżurkę wyszedł z koszarowca.Przeszedł w skos plac apelowy i dotarł do budynku sztabu.Było już prawie ciemno, więc na korytarzach paliły się jarzeniówki.W ich świetle żołnierze młodszego rocznika pastowali podłogę.Bronsky minął ich i stanął przed drzwiami gabinetu komendanta.Odetchnął głęboko i zapukał.Rozległo się stłumione "wejść" i Bronsky nacisnął klamkę.- Kadet Bronsky melduje się na rozkaz! - wyrecytował bez zająknięcia, zapominając zdjąć czapkę i zastygł na baczność.- Spocznij! - powiedział komendant.- Czapka!Bronsky pośpiesznie chwycił furażerkę i umieścił ją pod lewą dłonią na biodrze.Popatrzył na starego.Komendant był starszym mężczyzna w stopniu pułkownika, o dobrotliwym wyrazie twarzy, jednak legenda jednostki głosiła, że to nie byle jaki drań tak dla swoich, jak i obcych.Wszyscy - i kadra, i żołnierze - nazywali go "Rekinem".W Wietnamie dawał komunistom nieźle do wiwatu, a wycofanie się stamtąd do Ameryki uznał za zdradę polityków i swoja osobistą tragedię.Jednak jak u większości ludzi wszystko u niego zależało od nastroju.Dzisiaj najwyraźniej czuł się dobrze.- Siadaj, Bronsky - polecił.- Wezwałem cię, bo przyszły wyniki twoich badań.- Tak jest! - powiedział Bronsky, bo nic innego nie przyszło mu do głowy, i usiadł sztywno na fotelu przed biurkiem komendanta.Ten szeleścił przez chwilę papierami, aż z westchnieniem ulgi znalazł ten właściwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •