[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak do tej pory byliśmy w końcu zdani na własne siły.Prędzej mnie pioruntrzaśnie, niż poświęcę Liama tylko po to, by uszczęśliwić jakieś szychy zAgencji.Wyślemy do Liama i jednostki pomocniczej ostrzeżenie o ko-nieczności anulowania misji wywiadowczej.Sprowadzimy ich z powrotemdo domu a pózniej.pózniej.zaczniemy się martwić zmianami w czasie,które ewentualnie wywołamy! Dobra?- To przynajmniej jakiś plan.- Sal aprobująco skinęła głową.- Dobra? - powtórzyła Maddy, odwracając się do ekranu komputera.Znak > migał w oknie dialogowym w równych odstępach, dyski twardekomputera szumiały, jakby w cichym zamyśleniu.Wreszcie, po dłuższejchwili, symbol większości przeskoczył kilka pozycji do przodu.> Potwierdzam.- Zwietnie - powiedziała Maddy.- W takim razie wyślij wiadomość napięć minut przed spodziewaną śmiercią Chana.> Potwierdzam.Gdy Bob rozpoczął wysyłanie wiązki z komunikatem, Maddy ponowniezajęła się aktywowaniem okna w magazynie.Postanowiła, że zostawi jeszeroko otwarte przez co najmniej dziesięć minut.Miała nadzieję, że wtym czasie agenci odbiorą wiadomość i zdążą wrócić do magazynku, bezwzględu na to, w którym skrzydle budynku się aktualnie znajdują.Już mia-ła aktywować okno, kiedy na środku ekranu pojawił się komunikat od Bo-ba:> Informacja: wiązka tachionowa wywołała intensywne sprzężenie energiizwrotnej.- Czyli?> Prawdopodobieństwo eksplozji: osiemdziesiąt siedem procent.- Eksplozja? - wychrypiała Maddy.> Potwierdzam.- O mój Boże.- Maddy poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy.- Duża?> Nie jestem w stanie tego określić.Odczyt na ekranie wskazuje duży za-sięg.- O mój Boże, nie myślisz chyba.- Maddy ze strachem spojrzała na Sal.Młodsza dziewczyna nerwowo przełknęła ślinę, ale nic nie powiedziała:nie musiała, jej oczy mówiły wszystko.- Bob, powiedz mi, proszę, że to nie my doprowadziliśmy do eksplozji,nie wiązka tachionów.Kursor Boba migał przez kilka sekund.> Sygnał tachionowy jest najbardziej prawdopodobną przyczyną eksplozji.Cząstki prymarne weszły w reakcję z technologią w instytucie.- Boże, co ja najlepszego zrobiłam!dROZDZIAA 21Nieskazitelna biel, unosząca się w próżni idealnie doskonałej, jednolitejjasności.Liam czuł się, jakby upłynęły całe godziny.Wpatrywał się w ota-czającą próżnię, wisząc w samym jej środku jak w gigantycznej szklancemleka.Zdawało mu się, że upłynęły godziny, choć równie dobrze mogły to byćminuty, sekundy nawet.Zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem nie umarł i nie trafił do otchłanizapowiadającej rychłą wyprawę do krainy wiecznych łowów.Chwilę póz-niej poczuł poruszenie, które wzburzyło otaczającą go gęstą, mleczną za-wiesinę światła.Może zaraz spłynie do niego anioł? Od bieli odcięła się chmura o odrobi-nę ciemniejszym odcieniu: szybowała jak fantom, zataczając coraz mniej-sze koła.Wyglądała znajomo. Gdzieś już to widziałem - pomyślał nieprzytomnie.Chwilę pózniej sobie przypomniał.Tego dnia Foster uratował go z toną-cego Titanica i wybudził trójkę przyszłych agentów z głębokiego snu.Szukacz.W przestrzeni pojawiło się ich więcej, słabe i odległe zarysy frunęły wjego stronę.Zdawały się wyczuwać jego obecność, tak jak rekiny wyczuwa-ją krew.Być może pierwszy z szukaczy dyskretnie dał znać pozostałym, żewłaśnie znalazł łup do podziału. Och, Matko Boska.Zaraz rozszarpią mnie na kawałki!.Najbliższy szukacz pikował już całkiem blisko, niewyrazna chmura sza-rości zaczęła przybierać rozpoznawalne kształty.Liam dostrzegł wyraznezarysy głowy i ramion wyrastających z zagadkowej postaci, która wygląda-ła niemal jak człowiek.Przed jego oczami zmaterializowała się falującatwarz.Piękna.Kobieca.Zaczął się nawet zastanawiać, czy jego pierwsza myśl nie była trafna.Może to raj, a pikujące istoty to anioły eskortujące go do zaświatów.Chwi-lę pózniej dziwnie znajoma twarz kobiety rozciągnęła się i wydłużyła: z jejust wysunął się rząd ostrych jak brzytwa kłów, oczy zamieniły się w zieją-ce pustką oczodoły, które obiecywały jedynie śmierć.Szybowała w jegokierunku.Potem zobaczył inną twarz.Z czubka głowy wyrastała burza włosów,które opadały bezpośrednio na Liama i łaskotały go w nos.Szare oczywpatrywały się w niego uważnie.- Wszystko w porządku, Liamie O Connor?- Beki?- Potwierdzam.Wszystko w porządku? - zapytała beznamiętnie.- Wyda-je się, że eksplozja nie wyrządziła ci żadnej szkody.- Liam poczuł, że jegoramiona, nogi i klatkę piersiową badają silne ręce.- Brak złamań.- Czuję się dobrze.Tylko w głowie mi się kręci.- Jesteś zdezorientowany - powiedziała jednostka, pomagając chłopako-wi usiąść.Spojrzał na czyste, błękitne niebo i oślepiające słońce.Zamrugał podwpływem promieni słonecznych, otoczonych nietypową, bladofioletowąpoświatą, i osłonił oczy ręką.- Jezusie, gdzie jesteśmy? To inny świat?- Zaprzeczam.- Popatrzyła na niego i szybko przybrała naturalniejszyton: - Nie.Jesteśmy dokładnie tam, gdzie byliśmy - wyjaśniła.Ale w jakim czasie? W miejscu komory sferycznej, budynków ośrodka,zraszanych wodą trawników i rabatek wyrosła dżungla.Jeśli to rzeczywiście to samo miejsce, muszą znajdować się w bardzo od-ległej przyszłości lub przeszłości.To już nie dwa tysiące piętnasty rok.- Strumień tachionów wywołał bardzo silną reakcję zwrotną - odrzekłaBeki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]