Home HomeTrylogia NarkomanskaGibson William NeuromancerHoward Robert E. Conan Droga do tronuBlake, William Complete Poetry And ProseTan Amy Corka Nastawiacza Kosci (SCAN dFrancoise Sagan Witaj smutkuBear Greg Koncert NieskonczonosciJohn Toland Bogowie wojny t.1Ossendowski F. A. Lenin (2)Asimov Isaac Pozytronowy Czlowiek
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kava.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Proszę, powiedz, że przyjdziesz - powiedziała Enid z miną pełnąniecierpliwego wyczekiwania.Sabrina przypomniała sobie, jak to ona błagała Enid, by opuściłaciepłe łoże Ranalda i stawiała czoła śnieżnej nocy.Tamtej nocy teżuciekała przed Morganem.Lecz on był na tyle głupi, by podążyć za nią.Teraz nie popełniłby już tego błędu.Uśmiechając się blado, pogłaskała włosy kuzynki i pomyślała o tym,jak bardzo Enid się dla niej poświęciła.- Oczywiście, że przyjdę.Może tym samym wynagrodzę ci to, żebyłam taką samolubną bestią.- Odchyliła kołdrę w stronę kuzynki.-Wskakuj tutaj, nim twoje dziecko zacznie kichać.Enid posłuchała.Zdjęła zabłocone pantofle i wskoczyła do łóżka,trzęsąc całą jego konstrukcją.Następnego wieczora Sabrina zaczynała już żałować swojej decyzji,gdy Philip zawiózł jej wózek na puste miejsce przy ścianie auli, w którejodbywał się bal.Ciekawskie spojrzenia przeszywały jej skórę niczymmaleńkie strzałki.Tego wieczora pierwszy raz pokazała się publicznie odczasu kłótni z Morganem, która zgorszyła całe społeczeństwo.Nie chcącrzucać się w oczy założyła tylko białą, gładka sukienkę, a warkocze nagłowie uplotła w skromny diadem.Pomyślała, że powinna była założyć też maskę, ale uśmiechnęła się dosiebie smutno.Przecież maska wcale nie sprawiłaby, że byłaby mniejrozpoznawalna.Żaden z gości nie był wprowadzony do auli niczymserwis do herbaty.Ciepły, wiosenny deszcz za oknem przestawał już padać, ale dało sięjeszcze usłyszeć niski grzmot zapowiadający kolejną burzę.Lampywiszące na ścianach przecinały mrok długiej, wysokiej auli czyniącatmosferę na balu bardziej tajemniczą.Philip ustawił jej wózek niezwykle teatralnym gestem.Spojrzał348na nią, wypowiadając każde słowo z bolesną dokładnością, jak gdybyjej niemoc sprawiła, że była głucha i głupia.- Czy tu jest panience wygodnie? Czuję się za panienkę od-powiedzialny.Po ślubie moim i Enid, mam nadzieję, że panienka będzietraktowała mnie jak brata.Enid na szczęście wybawiła ją od konieczności odpowiadania,pojawiając się tuż obok Philipa z kryształowym kielichem ponczu iserwetką pełną ciasta.Podnosiła już ciasto do ust.Gdy Philip nagle jąszarpnął.- Myślę, że już wystarczy kochanie.- Obdarzył ją protekcjonalnymuśmiechem.- Chcesz chyba zmieścić się w suknię ślubna po urodzeniunaszego małego.Oczy Enid zapłonęły pod maską.Nagle drzwi na dalekim końcu auliotworzyły się, wpuszczając podmuch wiatru i pikantny zapachzbliżającego się deszczu.Enid wzdychając z niepokojem, upuściła chusteczkę.- O jejku! Nie zdołam jej sięgnąć.Czy byłbyś Philipie tak miły i.Philip schylił się, by podnieść płócienny skrawek.Nim zdążył sięwyprostować, Enid już nie było.Poganiana przez Sabrinę, szła wkierunku stojącego w drzwiach ciemnookiego, diabelsko przystojnegonieznajomego w masce.- Proszę - powiedział Philip, wręczając jej chusteczkę.- Gdzie ona siędo jasnej cholery podziała? - obrócił się, by przeczesać wzrokiemkłębiący się tłum.Sabrinie było jej go nawet przez chwilę żal, gdyzobaczyła jego zawiedziona minę.Jednakże to nie powstrzymało jejprzed wskazaniem mu pulchnej dziewczyny w masce z piór, która dozłudzenia przypominała Enid.- Tam jest! Jak się pośpieszysz, może zdołasz złapać ją jeszcze przedpierwszym tańcem.Szarpnął swoją pelerynę i popędził za dziewczyną.Sabrina odetchnęłaz ulgą, widząc, że nikt nie spieszy, by zająć jego miejsce.W ciekawskichspojrzeniach dostrzegła nutkę strachu.Może wszyscy myśleli, że nie jesttylko kaleką, ale że jest tez niebezpieczna.Cieszyła się, że ja ignorują.Ichlitość napawała ją odrazą.Przypominała jej tylko, jak wiele kosztowała jąduma.349Tłum był bardzo młody i żywiołowy.Orkiestra grała wesołegokadryla, wiejski taniec, tak bardzo kontrastujący z wyrafinowanymistrojami i maskami wysadzanymi klejnotami.Sabrina bezwiednie tupałanogą, wyczuwając rytm melodii, tak jak nauczył ją Fergus.Świeży podmuch wiatru zachwiał świtałem lamp.Zarówno jej stopy,jak i serce zamarły, gdy zobaczyła sylwetkę złotego giganta na tleciemniejącego nieba.Z jej serca ulotniła się nadzieja.Myliła się.Morgan jednak po niąprzyszedł.Jednak nadzieja znów wypełniła jej serca, gdy u boku swojegomęża zobaczyła zamaskowaną piękność.350Rozdział 29Twarz Morgana wyglądała, jakby była wyrzeźbiona z polerowanegomarmuru.Była absolutnie obojętna, absolutnie piękna, niezdradzającażadnych ludzkich cech, jak uśmiech czy nawet grymas niezadowolenia.Chciała go nienawidzić, chciała żywić urazę do tej wysokiej,długonogiej piękności przylegającej do jego ramienia.Ale czy to nie byłowłaśnie tym, czego dla niego pragnęła? Kobiety, która mogła o własnychsiłach wejść do pokoju, która mogła tańczyć i dać mu to wszystko, czegoona nie była w stanie mu dać?Sabrina mogła tylko patrzeć, zmrożona głodem tak silnym, że odbierałjej dech w piersiach.Ich spojrzenia spotkały się.Sabrinie wydawało się przez moment, żewidzi na jego twarzy gniew.Ale może tylko światło tak się ułożyło.Orkiestra zaczęła grać, a towarzyszka Morgana pociągnęła go, byzatańczył z nią menueta.Morgan po cichu przeklął swoją własna głupotę.Powinien był opuścićLondyn już tydzień temu.Z doskonałą gracją wykonywał wszystkie krokiskomplikowanego tańca, a kłębiące się w jego głowie myśli skrył podobojętną miną, która zadziałała nawet lepiej niż balowa maska.Byłgłupcem, pozwalając Ranaldowi namówić się na pozostanie na jeszczejedną noc, podczas gdy nawet błagania Elizabeth Cameron trafiały wpróżnię.Był aż nadto świadomy spojrzeń, które wędrowały między nim aSabriną.Tłum ślinił się na samą myśl o nowym skandalu.Szukałwzrokiem Ranalda, pragnąc niczego więcej tylko udusić kuzyna zakolejna zdradę.Ranald błagał go o pomoc w jego niecnym planie,przysięgając na honor MacDonnellów, że nie będzie tam Sabriny.Morgan parsknął pod nosem.Honor MacDonnellów! Tez mi coś!351Co za żart! Angus uczył go od małego, że te dwa słowa się wzajemniewykluczają.Nie spodziewał się zobaczyć Sabriny siedzącej wygodnie jakksiężniczka na tronie pośród rozentuzjazmowanego tłumu.Spojrzał nanią ukradkiem.Moja księżniczka, pomyślał, walcząc z własnązaborczością.Jej ręce, otulone skromną bielą, i diadem z warkoczyożywiały w niej tę małą dziewczynkę, która tak odważnie i niemądrzeoddała mu swoje serce.Ale ona nie była już małą dziewczynką.Terazbyła kobietą.W jej oczach tliła się bezradność.Był zmuszony oderwać od niej wzrok, obracając się w tańcu.Dlaczego na miłość boska nie wyjechał wcześniej? Cały tydzień zajęłomu przekonanie Dougala, że na dobre przestał przejmować się Sabriną.Cały czas prześladował go obraz bolesnej nagany w oczach Elizabeth.- Wyglądasz na wściekłego mój panie - wykrzyknęła jego partnerka.Jej rzęsy trzepotały pod wysadzaną klejnotami maską.Jej głos zniżył siędo dwuznacznego pomruku.- Może powinniśmy byli zostać u mnie iświętować tylko we dwoje?Morgan chciał spędzić swoją ostatnią noc w Londynie, oddając siępijackiej rozpuście.Z wielu zaproszeń, jakie otrzymał, specjalnie wybrałwłaśnie tę młodą, owdowiałą wicehrabinę mając nadzieję, że posągowablond piękność będzie idealnym antidotum na ciemną, baśniową urodęSabriny.Starał się nie myśleć o tym jak o cudzołóstwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •