[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dałabym życie za niego.Gdy odchodziłam, zapytał mnie, czy mam do niego żal.To mnie rozśmieszyło.Żal za to szczęście, które mi dał!.Wolnym krokiem, wyczerpana i ociężała, wróciłam przez las do domu.Prosiłam Cyryla, aby mnie nie odprowadzał.To by było zbyt niebezpieczne.Obawiałam się, że na mojej twarzy, w podkrążonych oczach, w nabrzmiałych wargach i w drżeniu całego ciała można będzie wyczytać ślady niedawnej rozkoszy.Przed domem, na leżaku, siedziała Anna i czytała.Przygotowałam sobie szereg świetnych wykrętów na wytłumaczenie mojej nieobecności, ale Anna nie zapytała mnie o nic.Ona nie pytała nigdy.Siadłam więc obok niej w milczeniu, bo przypomniałam sobie, żeśmy się niedawno posprzeczały.Nie poruszałam się, z półprzymkniętymi oczami wsłuchiwałam się w rytm mego oddechu i obserwowałam drżenie palców.Chwilami, na wspomnienie ciała Cyryla, na wspomnienia niektórych momentów tego popołudnia, krew odpływała mi z serca.Wzięłam ze stołu papierosa i potarłam zapałkę o pudełko.Zgasła.Zapaliłam drugą ostrożnie, bo nie było wiatru, tylko drżała mi ręka.I ta zgasła, gdy przytknęłam ją do papierosa.Zaklęłam pod nosem i wyjęłam trzecią.I wtedy, nie wiem dlaczego, ta zapałka nabrała w moich oczach specjalnego znaczenia.Może dlatego; że Anna, wyrwana nagle ze swojej obojętności, patrzyła na mnie uważnie, bez uśmiechu.W tym momencie przestał istnieć czas i wszystko dookoła – istniała tylko ta zapałka, palce, w których ją trzymałam, szare pudełeczko i wzrok Anny.Serce zaczęło mi bić dziko i ciężko, zacisnęłam palce na zapałce, zapaliła się, lecz gdy pochyliłam ku niej szybkim ruchem twarz, zgasła w zetknięciu z papierosem.Upuściłam na ziemię pudełko i zamknęłam oczy.Czułam na sobie ciężki, pytający wzrok Anny.Modliłam się w duchu, aby coś się stało, aby skończyło się to oczekiwanie.Poczułam ręce Anny unoszące moją twarz.Zacisnęłam powieki w strachu, że dojrzy moje spojrzenie i łzy.Płakałam, bo byłam zmęczona, niezręczna i szczęśliwa.I wtedy, jakby zrezygnowała ze wszystkich pytań, Anna ruchem kojącym, zapewniającym, że nie wie o niczym, pogładziła mnie po twarzy.Potem włożyła mi w usta zapalonego papierosa i pogrążyła się znów w swojej lekturze.Nadałam temu jej gestowi symboliczny sens, próbowałam mu taki sens nadać.Ale dziś, gdy mi czasem zabraknie zapałek, odżywa we mnie wspomnienie tej dziwnej chwili, moich gestów tak zupełnie nie wyrażających tego, co przeżywałam, ciężar spojrzenia Anny i ta pustka wokół mnie, ta ogromna pustka.5Epizod, o którym wspomniałam, nie miał jednak pozostać bez następstw.Jak niektórzy ludzie bardzo powściągliwi w reakcjach i bardzo pewni siebie, Anna nie uznawała kompromisów.A jednak ta twarda ręka gładząca moją twarz, ten czuły gest był pewnym ustępstwem.Anna domyśliła się czegoś, mogła skłonić mnie do wyznania wszystkiego, ale w ostatniej chwili zwyciężyło w niej uczucie litości lub może obojętność.Gdyż opieka nade mną była dla niej równie uciążliwa jak tolerowanie moich słabości.Jedynie poczucie obowiązku skłaniano ją do przyjęcia roli opiekunki i wychowawczyni, poślubiając ojca zobowiązała się tym samym do troski o mnie.Wolałabym, żeby jej wieczne niezadowolenie ze mnie, jeżeli mogę tak to nazwać, miało swoje źródło w jakimś bardziej powierzchownym uczuciu albo w tym, że ją denerwowałam; szybciej by się wtedy do tego przyzwyczaiła.Przyzwyczajamy się łatwiej do czyichś wad, gdy nie czujemy się w obowiązku ich zwalczać.Za pół roku zmęczyłaby się mną i okazywałaby mi tylko coś w rodzaju życzliwej pobłażliwości, a właśnie tego byłoby mi trzeba.Ale to nie nastąpi.Anna będzie się czuła za mnie odpowiedzialna i w pewnym sensie będzie odpowiedzialna, gdyż mój charakter nie był jeszcze zupełnie uformowany i w dodatku byłam uparta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]