[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaś dla zgłębienia ich charakterów potrzebował bardziej neutralnego gruntu.Ellie w końcu była gotowa pojechać w jakiekolwiek miejsce, które z Jossem uzgodni specjalny asystent pani Prezydent.Udział innych astronomów nie był przewidziany, bo Prezydent wyraźnie życzyła sobie, by Ellie była sama.Ellie oczekiwała też dnia - wciąż odległego o parę dobrych tygodni - kiedy poleci do Paryża na spotkanie Światowego Konsorcjum Wiadomości.Już ustalali z Vaygayem program skompletowania pełnego pakietu danych.Odbiór sygnałów w ośrodkach astronomicznych szedł pełną parą i już nie było ani jednej szczeliny w sieci detekcyjnej oplatającej kulę ziemską.Nagle ze zdziwieniem stwierdziła, że zupełnie nie ma na nic czasu.Jeszcze niedawno przysięgała sobie, że zadzwoni do matki i że odbędą wreszcie długą rozmowę.A także - że będzie grzeczna i cierpliwa dla ludzi, obojętnie jaką prowokację jeszcze jej zgotują.Co dzień do Argusa przychodziły stosy papieru: dokumentów, wydruków komputerowych, poczty z gratulacjami lub krytyką ze strony kolegów, z religijnymi przestrogami, z pseudonaukowymi spekulacjami, którymi dzielono się z Ellie w wielkiej tajemnicy, nie brakło też korespondencji od wielbicieli z całego świata.Od miesięcy nie miała w rękach „Magazynu Astrofizycznego”, choć była pierwszym autorem najnowszej pracy naukowej, która z pewnością stanowiła najdziwniejszy tekst, jaki kiedykolwiek opublikowało to szacowne pismo.Sygnał z Vegi był tak mocny, że wielu radioamatorów znudzonych zabawami w eterze, zaczęło konstruować swe własne radioteleskopiki i analizatory sygnału.Na wczesnym etapie światowej sieci detekcyjnej udało im się dostarczyć Argusowi paru użytecznych danych - odtąd Ellie zasypywana była listami wyrażającymi niezachwiane przekonanie, iż specjaliści SETI zawdzięczają im masę ważnych informacji.Czy nie powinna odpowiedzieć choćby paru słowami zachęty? Albo czy nie za mało uwagi poświęca astronomom pracującym nad innymi programami - na przykład, kwazarowcom? Cóż, zamiast tego większość czasu po prostu spędzała z der Heerem.Bo czyż nie było jej obowiązkiem wprowadzić Naukowego Doradcę Prezydenta w Projekt Argus tak szczegółowo, jak tego oczekiwał? Nikt nie zaprzeczy, że Prezydent powinna być dokładnie i umiejętnie informowana.A swoją drogą - dobrze zrobiłoby przywódcom innych krajów, gdyby byli tak szeroko zorientowani w sprawach dotyczących Vegi, jak prezydent Stanów Zjednoczonych.Akurat ten prezydent - choć niewykształcony w naukach ścisłych - polubił szczerze tę dziedzinę i chciał popierać ją nie tylko dla praktycznych korzyści, ale - przynajmniej w jakimś stopniu - dla samej radości poznania.Ta cecha już wcześniej wyróżniła paru amerykańskich przywódców - jak James Madison, czy John Quincy Adams.Mimo to zdumiewające było, że der Heer tyle czasu może spędzać w Argusie.Co dzień godzinę lub dwie poświęcał na zaszyfrowaną w wysokim paśmie radiokomunikację z Waszyngtonem, a konkretnie ze znajdującym się w Oki Executive Office Building, swym Biurem do Spraw Nauki i Technologii.Jednak resztę czasu po prostu.był w pobliżu.Zajrzał czasem do stacji komputerów, czasem obejrzał jakiś pojedynczy teleskop.Niekiedy chodził z nim asystent z Waszyngtonu, częściej jednak był sam.Widziała go przez uchylone drzwi do biura, które mu urządzili w mniej uczęszczanym pokoju: z nogami na biurku czytał jakiś raport albo prowadził rozmowy przez telefon.Przyjaźnie machał jej dłonią i wracał do swych zajęć.Czasem słyszała, że mówi z Drumlinem lub Valerianem, choć równie często odbywał rozmowy z młodszymi technikami albo z paniami w sekretariacie, gdzie więcej niż raz zdarzało się jej dowiedzieć, że jest „czarujący”.Do niej zresztą der Heer miał równie wiele spraw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]