[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz na co zda się miłość, choćby rwał się do niej!Rzym nie chce cudzoziemki za żonę cezara,Więc musicie się rozstać, i to jutro zarazBERENIKAMam się rozstać.Feniko, słyszysz?!FENIKATak, niestety.Ale w twej duszy wzniosłej znajdziesz dość podniety,Aby mężnie cios przenieść, niespodziany, srogi.BERENIKATyle razy przysięgał mi na swoje bogiI teraz mnie opuszcza.Wierzyć się nie godzi;On tego nie uczyni! O jego cześć chodzi!Ktoś nędzny chciał nieufność w serce moje wsączyć232I ponastawiał sideł, aby nas rozłączyć.Tytus mnie kocha; nie chce, bym padła zabita.Feniko, chodzmy zaraz, sama go zapytam.Chodzmy!ANTIOCHJak to! Przypuszczasz, że ja mógłbym.nieba!BERENIKARzecz jest po twojej myśli.Rzekłeś, jak ci trzeba.Nie wierzę! Lecz jakkolwiek sprawa się potoczy,Byś nie ważył się nigdy widzieć mnie na oczy!do F e n i k iNie opuszczaj mnie teraz w tak wielkiej potrzebie.Robię wszystko, co mogę, aby łudzić siebie.SCENA CZWARTAA n t i o c h, A r s a sANTIOCHCzy ja dobrze słyszałem? Słoważ to prawdziwe?Nie śmiem nigdy oglądać jej na oczy żywe!Dobrze.Byłbym odjechał i tak jeszcze rano,Gdyby mnie wbrew mej woli tutaj nie wstrzymano.A więc w drogę, Arsasie! Nienawiść kochanej,Zamiast ranić śmiertelnie, koi moje rany.Przed chwilą niespokojny i niemal szalonyByłbym jechał miłując, zazdrością się płonił,Rozpaczał; a już teraz nie patrzę tak łzawięI odjadę, zda mi się, obojętny prawie!ARSASSłuszniej niż kiedykolwiek powinieneś zostać.ANTIOCHJa miałbym znowu patrzeć w jej wzgardliwą postać,Ja oziębłość Tytusa brać na swoją głowę!Ja mam ponosić karę, że skrzywdził królowę!Berenika w gwałtownym, niegodnym porywieFałsz mi rzuca do oczu, ach, niesprawiedliwie!Tytus ją kocha mówi; moje imię: zdrada.Niewdzięczna! Mnie obłudę tak okropną zadać!I to kiedy? Gdy cnoty Tytusa wychwalam,Gdy przedstawiam jej mękę mojego rywala,233Gdy, aby ją pocieszyć, maluję w ferworzeJego stałość i miłość, jakiej nie ma może.ARSASZbyt pochopnie się nękasz w niewczesnej godzinie;Pozwól, niech strumień czasu swą drogę przepłynie!Za tydzień czy za miesiąc on przepłynąć musi.Zostań tylko.ANTIOCHNie mogę; już mnie nic nie kusi.Gdybym został, musiałbym znów współczuć z jej bólem;Chcę spokoju; przez dumę także jechać wolę.Im dalej będę od niej, prędzej ujdę smętkom.Tylko mi o niej nie mów ni słowa za prędko.W każdym razie dość jeszcze czasu do wieczora,Dowiesz się, czy nie cierpi zbytnio, czy nie chora.Potem wróć do pałacu, niczego nie skrywaj;Chcę przynajmniej odjechać z pewnością, że żywa.234AKT CZWARTYSCENA PIERWSZABERENIKA samaFenika nie powraca.Chwile nierychliwe,Jakże płyniecie wolno dla mnie niecierpliwej!Miotam się, biegam, mdleję, powstrzymać się nijak,Siły mnie opuszczają, spoczynek zabija.Fenika nie powraca.Już nie mogę dłużej;Ta zwłoka los okrutny dla nieszczęsnej wróży.Fenika w odpowiedzi nie przyniesie słowa;Tytus nie chciał jej słuchać lub przed nią się chowa;Przed moim słusznym gniewem ukrywać się stara.SCENA DRUGAB e r e n i k a, F e n i k aBERENIKAAch, jesteś, jesteś wreszcie.Widziałaś cezara?Co powiedział? Czy przyjdzie?FENIKAWysłuchać mnie raczył.Powiedziałam mu wszystko o twojej rozpaczy.Widziałam, jak na próżno łzy wstrzymywał szlochał.BERENIKAPrzyjdzie?!FENIKAPrzyjdzie na pewno, królowo, bo kocha.Lecz nie może cię widzieć w tak żałosnym stanie;Musisz się uspokoić na jego witanie.Pozwól, że ci poprawię zerwaną zasłonęI włosy, co ci kryją oczy wylęknione,%7łe ślady łez osuszę.Tyle ich płynęło.BERENIKANie! Nie! Niechaj zobaczy swoje własne dzieło!235Co mi po próżnym stroju, jeśli moje serce,Moje łzy, niepokoje w takiej poniewierce!Azy? To mało.Jeżeli strata miłowanej,Zmierć moja rychła, pewna serca mu nie rani,Nie daje mi go znowu! Cóż zrobią twe ręce,Gdy miłość ma wzgardzona nie wzrusza go więcej!FENIKANiesłuszne twe wyrzuty, twoja skarga, wszystko!Słyszę kroki.To cezar z orszakiem; już blisko.Wybiegnij! Po co inni mają patrzeć na cię!Wrócisz rychło; zastaniesz samego w komnacie.SCENA TRZECIAT y t u s, P a u l i n, o r s z a kTYTUSUspokój ją, Paulinie, przemów do niej mile;Zobaczę ją a teraz chcę być sam na chwilę.PAULIN na stronieBoję się ich spotkania.O bóstwa łaskawe,Ocalcie jego honor i cesarstwa sławę!Biegnę do niej.SCENA CZWARTATYTUS samTytusie, co czynić się godzi?Z Berenika masz mówić, śmiałość cię nie zwodzi?Czyś gotów na rozstanie? Znasz ty swoje serce?Czy potrafi być dla niej tak okrutne wielce?W spotkaniu takim stałość jakże mało znaczy!Tu trzeba być, niestety, barbarzyńcą raczej!Czy wytrzymam ten wzrok jej, co w słodyczy błogiejUmiał zawsze wykrywać mego serca drogi?Gdy zobaczę te oczy, których czar mnie pieścił,Dzisiaj wpatrzone we mnie, pełne łez boleści,Czy nie zamilknie we mnie obowiązek smutny,Czy potrafię powiedzieć: Bądz zdrowa okrutny?Ranić serce, co kocha, które sam miłuję?Po cóż ranić? Kto każe? Ja sam rozkazuję.Nazbyt wcześnie cierpieniem tron Rzymowi płacę;Nie słyszę krzyków ludu przed moim pałacem.236Rzym jeszcze nad przepaścią złowrogą nie stanął,Bym ja go miał ratować krwią z duszy wylaną!Nikt nie każe! Myśl własna spętała mnie trwożnaI widzę grozę nieszczęść, które zwalczyć można.Kto wie, czy Bereniki ujęci cnotamiRzymianie jej za swoją nie uznają sami?I wybór mój potwierdzą swym własnym wyborem?Tak, tak.Płoche obawy za rzecz pewną biorę.Gdy Rzym obok praw swoich położy na szalęJej miłość najwierniejszą, łzy, okrutne żale,Pójdzie za mną!.Tytusie, czekaj, otwórz oczy,Zapomniałeś, gdzie jesteś, majak myśli mroczy.Tu nienawiść do królów wrosła w krew i kościI ty jej stąd nie wyrwiesz gwałtem ni miłością.Rzym, przegnawszy precz królów, skazał twą królowę.Wiedziałeś to od dziecka, prawa to nienowe.A potem obowiązek głosem twego luduNie mówił do cię twardo wśród wojennych trudów?Posłyszałeś to samo, choć wśród pochwał dymu,Kiedy tu z Bereniką przybyłeś do Rzymu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]