[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I: „Niech żyją Brytyjczycy!".- Straż graniczna - Tsuji zapewnił o tym swych zwierzchników - zostanie przez te wrzaskliwe Jaja" tak zbita z pantałyku (objaśnienie im znaczenia brytyjskiego slangu zajęło mu nieco czasu), że przeprowadzi Japończyków na Malaje wręcz na przełaj.Tsuji nie sprawował żadnej kontroli nad trzecim lądowiskiem, w Kota Bharu.Trzy okręty desantowe dotarły tam jako pierwsze.Zrzuciły kotwice o północy, tuż obok miasta.Po godzinie i piętnastu minutach eskorta marynarki wojennej podjęła ostrzał wybrzeża.Wojna na Pacyfiku zaczęła się przez pomyłkę, ponieważ na Hawajach była to dopiero godzina 5.45 rano.Nie wskutek błędu dowódców japońskich na Malajach, ponieważ był to czas uzgodniony.Ale tak wielu pilotów na Kido Butai skarżyło się na egipskie ciemności w czasie startu do ataku na Pearl Harbor, że ich wyloty opóźniono.Piloci wraz z załogami przypasywali się do foteli samolotów; na wschód od Kido Butai zaczynało świtać.Na południu zbierały się pasma chmur, a długie, ciężkie fale kołysały sześć lotniskowców w amplitudzie piętnastu stopni.W czasie ćwiczeń, gdy kołysanie przekraczało już pięć stopni - manewry odwoływano.Na maszcie okrętu flagowego Akagi podniesiono flagę Z, dokładną kopię tej, jakiej admirał Togo użył w Cuszimie; na chwilę zapanowała konsternacja.„Z" oznaczało: „Od tej jednej bitwy zależy los narodu.Niech każdy żołnierz uczyni wszystko, na co go stać".Kilku oficerów sztabowych zaprotestowało, ponieważ w minionych latach flaga Z stała się zwykłym sygnałem taktycznym.Marynarze z sąsiedniego lotniskowca Kaga tak się obruszyli na widok flagi Z, że - aby spowodować ściągnięcie jej w dół - wciągnęli swoją własną.Kilka chwil później, z pasa startowego okrętu flagowego z hukiem wystartował pierwszy Zero.Kolejne Zera wylatywały z innych lotniskowców jak wystrzeliwane z katapulty.W ciągu trzydziestu minut wzeszło na wschodzie po lewej olśniewające, olbrzymie słońce.Jeden z pilotów maszyn torpedowych, imieniem Mori, nigdy z powietrza nie widział wschodu słońca.Samoloty będące już wyżej, odcinały się na czerwonym tle czarnymi sylwetkami.Był to widok tak romantyczny, porywający, że Mori nie mógł uwierzyć, iż leci ku najbardziej decydującej z japońskich bitew.Dla innych pilotów był to jedynie cudowny widok, zwiastujący świt nowej ery.Dotknąwszy stopami piachu Singory, Tsuji poczuł ulgę, stwierdził bowiem, że raport Shoga był dokładny.Grunt zdawał się solidny.Ale jego wyśniony plan pękał od samego początku.Ich łącznik na plaży, major udający urzędnika konsulatu, nie przybył.Nie było widać ani dziewczyn z kafejek, ani tancerek, ani autobusów.Tsuji pragnął teraz jedynie dołączyć do innych grup i pomóc im wedrzeć się na Malaje bardziej tradycyjnym sposobem.Żołnierzy, którzy dobili do plaż Kota Bharu, przywitał tak gęsty ogień z bunkrów, że musieli się wycofać w morze i kryć głowy pod wodą.Brytyjskie samoloty nurkowały ku trzem okrętom desantowym a baterie nadbrzeżne zasypywały te bezbronne jednostki gradem pocisków.Dwa stanęły w ogniu, ale ostatnie z grup desantowych wyskoczyły bezpiecznie za burty, i utrzymywane na fali przez kamizelki ratunkowe, powoli posuwały się ku brzegowi.Myśliwce zaczęły ostrzeliwać i bombardować, ale zawzięci najeźdźcy zdołali w końcu wykopać na plaży płytkie rowy.Obrzucili granatami strzelnice bunkrów i linię obrony nieprzyjaciela.Oddział Shoga natknął się pod Patani na inną przeszkodę.Zdawało się zrazu, że wszystko pójdzie jak z płatka.Desant wysadzono na głębokości pięciu stóp, bez żadnych strat.Ale gdy Shogo wyskoczył za burtę, obciążony pełnym bojowym ekwipunkiem, poczuł, że grzęźnie w mule.Uczucie to koszmarne, ponieważ spodziewał się twardego dna.Ale piękny w czasie odpływu, widoczny na brzegu biały piach nie wchodził w wodę.Żołnierz, który niósł obok niego karabin maszynowy, bezskutecznie starał się utrzymać głowę nad jej powierzchnią.Shogo próbował mu pomóc, ale sam tylko zapadał głębiej.Udało mu się wybrnąć i w końcu mógł odetchnąć.Ale cekaemista znikł.Tak jak strzelec idący przed nim.Shogo runął naprzód, siłą rozpaczy wyciągając nogi ze ssącego mułu.Każdy krok był torturą, wszyscy zdani tylko na siebie.Ci, co ocaleli, strawili godzinę, zanim zdołali dobrnąć do białego piasku.Znalazłszy się pod tajskim ostrzałem, Shogo począł szaleńczo wkopywać się w piach, w nim szukając schronienia.Modlił się, by jego pułkownik miał więcej szczęścia.2.Dochodziło południe, gdy Mark dotarł w końcu do schroniska w Seattle, z którego korzystały zarówno trampy, jak i pełniąca tu służbę miejscowa straż.Była to ulubiona „meta" Marka.Odpowiadało mu jej położenie w pobliżu doków i stały dookoła rwetes.Każdy wieczór jawił się niby przedstawienie z udziałem kapeli Sally'ego, mówców związkowych, zbieraniny dziwaków i zelotów zanoszących modły o zbawienie, o potępienie, o bezpieczeństwo socjalne, o faszyzm lub komunizm.Dom Poky'ego odnalazł u zachodniego krańca przytuliska.Farba dawno zeń odpadła, walił się i przekrzywiał na jedną stronę jak kulawiec.Ktoś z pierwszego piętra powiedział mu, że Poky mieszka piętro wyżej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]