Home HomeHearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej ŒmierciRoger Manvell, Heinrich Fraenkel GoeringGreen Roger Lancelyn Mity SkandynawskieRoger Lancelyn Green Mity SkandynawskieZelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (2)Pratchett Terry MortRushdie Salman Wschod ZachodVincenzi Penny Niebywały skandalRok1794 t. 3 ReymontAsimov Isaac Nagie slonce (SCAN dal 1013)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Na prawo prowadziło niższe i węższe przejście; pasmo biegło właśnie tam.Pol stanął i zawiesił gitarę na pasku.Zaczął grać wolną kołysankę, w którą wlał pulsujące przegubem pragnienie, by ukoić i zaczarować każdego słuchacza.Kilka pasm przypłynęło ku niemu; zobaczył, jak za­czepiły się o gryf gitary i zaczęły pulsować w rytm muzyki.Odwrócił się powoli i, ciągle grając, wszedł w przejście na prawo.Znalazł się w ciemnym korytarzu.Nad głową miał wąski pas nieba biegnący jak niebieski strumyk i roz­dzielający się na kilka odnóg w miejscu, gdzie spoty­kało się kilka korytarzy.Pol stał cicho przez chwilę, brzdąkając i nucąc, pozwalając swym oczom przy­zwyczaić się do słabszego oświetlenia.Zdał sobie spra­wę, że chrząkanie i sapanie ustało, chociaż teraz roz­legał się wokół niego odgłos ciężkiego oddychania.Poszedł naprzód za bladozielonym pasmem.Skrę­cił w prawo, potem w lewo i natychmiast znowu w lewo.Dwa kolejne kroki zaprowadziły go do okrągłej komnaty, gdzie znajdowało się dziesięć roz­mieszczonych w równych odstępach od siebie drzwi.Pol przeszedł przez jedne z nich.Pasmo wiodło przez drzwi znajdujące się bezpo­średnio po prawej stronie, chociaż inna jego część przebiegała przez komnatę i rozwidlała się w kierun­ku dwojga następnych drzwi.Zignorował rozwidlają­ce się pasmo i skręcił w prawo.Nastąpiła seria zakrętów lewo-prawo, lewo-prawo, potem lewo-lewo, prawo-prawo, od których zaczęło mu się kręcić w głowie.Zatrzymał się, by odzyskać kontrolę nad muzyką.Znowu otoczyły go odgłosy ciężkiego oddychania.Wypełniły korytarze, ale teraz towarzyszyła im także silna woń obory.Ponad głową Pola po niebieskim pasie nieba płynęła mała chmur­ka.Zmienił melodię, ale także na leniwą i senną.Szedł dalej.Po pewnym czasie znowu wszedł do okrągłej kom­naty z dziesięcioma drzwiami i przeszedł przez nią, idąc za pasmem.Czuł, że była to ta sama komnata, przez którą przeszedł wcześniej, na ścianach znaj­dowały się bowiem podobne wzory szczelin.Nie było jednak widać, żeby zielone pasmo znikało w drzwiach naprzeciwko.Później, obejrzawszy się zrozumiał, że jadeitowe pasmo kurczyło się lub marszczyło przed nim, w mia­rę jak postępował naprzód.Wtedy właśnie przyszło mu na myśl, że podczas gdy siła znajdująca się w po­szukiwanym przedmiocie ułatwia znalezienie zaklę­cia, które by go do tego przedmiotu zaprowadziło — wyjście z powrotem mogło się okazać nieco trud­niejsze.Pochylił się i kucnął, idąc w dół niskim chodnikiem — byłoby rzeczą potworną dać się tu złapać — póź­niej odwrócił się i wszedł w wąskie przejście.Droga biegła dalej wieloma zakrętami, najczęściej zapętlając się jeszcze.Jak długo? — spytał Pol sam siebie.Na pewno nie muszę przechodzić przez cały ten labirynt.Wkrótce potem zrozumiał, że odgłosy dyszenia nasiliły się i wszedł do długiego, niskiego holu, gdzie znajdował się Minotaur.* * *Mysia Rękawica znowu pochylił się do przodu.Światło w apartamencie Marka paliło się już prawie godzinę, ale złodziej zaobserwował już wcześniej, że błyskające czasem urządzenie w lewym oku mężczy­zny było zdolne do bardzo efektywnego widzenia w nocy.Złodziej był też świadomy niespokojnego usposobienia Maraksona, jego przyzwyczajenia do chodzenia po mieszkaniu oraz do nagłego wypadania i dokonywania niespodziewanych inspekcji urzą­dzeń, fabryk, baraków, laboratoriów, pól.Czy lepiej uznać, że Mark zasnął? Miał dzień pełen zajęć.Ale jest tak wypełniony nerwową energią.W każdej chwili mógł wyjść.Kiedy wyjdzie, zadanie będzie łatwe.W licznych kieszeniach płaszcza Mysia Rękawica miał więcej rzeczy, niż było mu potrzeba.Paczka z siedmioma figurkami znajdowała się tam również.Do pasa przyczepił granaty, z którymi czuł się jeszcze mniej pewnie, ujrzawszy wcześniej ich siłę, a także je­den ze sztyletów.Niósł też paczkę z jedzeniem oraz pistolet, który ukradł.Znowu wychylił się ponad kanałem i głęboko wciągnął chłodne i pełne dymu nocne powietrze.To oczywiste, że im dłużej czekał, tym większe stawało się ryzyko, że zostanie odkryty przez któregoś z kar­łów lub automat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •