[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lucy chciała zamówić butelkę rose.Kelnerka Zesztywniała z oburzenia.- Czerwony po francusku - zagrzmiała - jest rouge !Niezależnie od tego, co to było, wypiliśmy za dużo.Później, na pokładzie Bugenwilli, spięliśmy razem nasze śpiwory i wróciliśmy na plażę Juhu.W pewnej jednak chwili Lucy pocałowała mnie w policzek, szepnęła: „Szaleństwo, kochany”, odwróciła się i wypięła na zbyt odległą przeszłość.Pomyślałem o Mali, mojej niezbyt odległej teraźniejszości, i w ciemnościach zaczerwieniłem się ze wstydu.Następnego dnia żadne z nas nie wspomniało o tym, co prawie się wydarzyło.Bugenwilla w złą porę dotarła do tunelu, w którym obowiązywał ruch jednokierunkowy zmienny.Lucy jednak nie miała ochoty czekać trzy godziny na naszą kolej.Kazała mi iść przodem z latarką wąską ścieżką w tunelu, a sama bardzo powoli prowadziła łódź.Nie miałem pojęcia, co zamierza zrobić, gdybyśmy spotkali kogoś z naprzeciwka, lecz marsz śliską, nierówną ścieżką pochłonął całą moją uwagę.Poza tym byłem jedynym członkiem załogi.Mieliśmy szczęście: w końcu wydostaliśmy się na światło dzienne.Miałem na sobie biały sportowy sweter, który teraz okazał się jaskrawoczerwony, nieodwracalnie upaprany czerwonym błotem ze ścian tunelu.Miałem błoto w butach, we włosach i na twarzy.Kiedy ocierałem pot z czoła, drobina błota wpadła mi do oka.Lucy donośnym krzykiem obwieściła nasz nielegalny sukces.- Nareszcie udało mi się zrobić z ciebie przestępcę! Genialnie! - (W Bombaju byłem bardzo Porządny.) - Widzisz? Opłaca się łamać prawo.Szaleństwo.Kochany.Na wieść o wyczynie Eliota na szosie przypomniałem sobie rose i ten tunel.Nasze przygody na pokładzie Bugenwilli w nocy i za dnia były na swój sposób równie niebezpieczne.Zakazane pieszczoty i podróż po ciemku niezgodnie z kierunkiem ruchu.Lecz my się nie rozbiliśmy, a on nie zginął.Mieliśmy szczęście.Tak myślę.Dlaczego popadamy w obłęd?- Brak równowagi biochemicznej - twierdził Eliot.Uparł się, że to on będzie prowadził w drodze powrotnej z wyprawy do jubileuszowych ognisk.Kiedy dodawał gazu na zakrętach nie oświetlonych wąskich dróg, czułem, że i w moich żyłach poziom różnych substancji biochemicznych skacze ponad normę.Nagle, bez ostrzeżenia, zahamował.Była jasna, księżycowa noc.Na wzgórzu po prawej stronie ujrzeliśmy śpiące owce i cmentarzyk ogrodzony płotem.- Chcę, żeby mnie tu pochowano - oświadczył.- Nie da rady - odpowiedziałem mu z tylnego siedzenia.- Najpierw trzeba umrzeć.- Przestań - wtrąciła się Lucy.- Nie podsuwaj mu pomysłów.Zaczęliśmy się przekomarzać, żeby rozładować sytuację, ale Eliot wiedział, że jego życzenie dotarło do nas.Zadowolony pokiwał głową i dodał gazu.- Jeżeli nas pozabijasz - wydusiłem z siebie - to kto będzie cię wspominał?Po powrocie do Crowley End bez słowa poszedł spać.Lucy zajrzała do niego jakiś czas później i stwierdziła, że zasnął w ubraniu i uśmiechał się przez sen.- Chodź, upijemy się - zaproponowała radośnie i wyciągnęła się na podłodze przed kominkiem.- Czasami myślę, że byłoby znacznie łatwiej, gdybym się nie odsunęła -powiedziała.- Wtedy, na łodzi.Po raz pierwszy Eliot zetknął się ze swoim demonem pod koniec pisania Harmonii sfer.Pokłócił się z Lucy, a ona wyprowadziła się z ich domu dla lalek przy Portugal Place.(Kiedy wróciła, okazało się, że podczas jej nieobecności ani razu nie wystawił butelki na mleko.Kuchnia była zastawiona butelkami, po jednej za każdy dzień, kiedy byli osobno.Siedemdziesiąt zarzutów.)Pewnej nocy, o trzeciej, obudził się z przeczuciem, że na dole kręci się jakieś absolutne zło.(Przypomniałem sobie o tym przeczuciu, kiedy Lucy opowiadała mi o swoim przebudzeniu w Crowley End i przeświadczeniu, że Eliot nie żyje.)Sięgnął po scyzoryk i zszedł na dół, golusieńki (jak potem Lucy), żeby sprawdzić, co się dzieje.Nie było prądu.W miarę jak zbliżał się do kuchni, czuł, że ogarnia go arktyczny chłód i stwierdził, że ma erekcję.Nagle wszystkie lampy zwariowały, zapalały się i gasły na zmianę.Eliot skrzyżował ramiona i krzyknął: Apage me, Satanas! Zostaw mnie, Szatanie.- I wszystko wróciło do normy - opowiadał mi.- Niżej pasa też.Flak.- Niczego nie zobaczyłeś.- Byłem nieco rozczarowany.- Żadnych rogów ani kopytek.Eliot wcale nie był takim superrealistą, za jakiego chciał uchodzić.Jego fascynacja czarną magią nie wynikała z pobudek czysto naukowych.Jego inteligencja jednak kazała mi zaufać jego ocenie.- Po prostu mam otwarty umysł - powiedział.- Więcej jest rzeczy w niebie i na ziemi, Horatio.i tak dalej.- Pomysł błyskawicznej sprzedaży domu, i to ze stratą, wyjaśnił w sposób nader rzeczowy.Stanowiliśmy dziwną parę przyjaciół: ja lubiłem upał, on wolał mrok i wilgoć.Ja nosiłem wąsy i włosy do ramion, on tweedy i sztruksy.Mnie zajmował teatr amatorski, problemy rasowe i antywojenne protesty; on spędzał weekendy w lepszym towarzystwie, zabijając zwierzęta i ptaki.- To najlepsza rozrywka dla mężczyzny.- podpuszczał mnie - wykańczanie naszych futrzastych i pierzastych przyjaciół, porządkowanie łańcucha pokarmowego.Kapitalne.W 1970 roku, dzień po tym, jak Edward Heath wygrał wybory - „Sklepikarz twórcą rządu” pisała wtedy jedna z gazet - wydał przyjęcie, które rozczarowało tylko mnie.Czy wiadomo, co sprawia, że ludzie zostają przyjaciółmi? Sposób poruszania się? A może to, jak fałszują, śpiewając?Wiem jednak, o co chodziło w naszym wypadku.Czarna magia.Nie miłość i nie czekolada: Sztuki Tajemne.To, że nie mogę usunąć go z pamięci, powinienem zapewne przypisać świadomości, że mało brakowało, a sam bym wpadł w potrzask tych kuszących tajemnic, które Eliota Crane’a doprowadziły do obłędu.Pentagramy, illuminati, Maharishi, Gandalf: nekromancja stanowiła część naszego zeitgeist, odrębnego języka kontrkultury.To przez Eliota poznałem tajemnice Wielkiej Piramidy, Złotego Podziału i Spirali; on zapoznał mnie z Mesmera teorią magnetyzmu zwierzęcego („Ciała niebieskie, ziemia i wszystkie ciała ożywione wzajemnie na siebie oddziałują.Reakcje te są przenoszone przez rozproszony, niezrównanie delikatny, uniwersalny fluid, który podlega nie znanym nam jeszcze prawom mechaniki”.) oraz czterema transami japońskiego spirytualizmu: muchu, czyli ekstazą, shissi, konsui-jotai, czyli komą; saimin-jotai - stanem hipnotycznym; oraz mugen no kyo - kiedy duch porzuca ciało, by rozpocząć wędrówkę w krainie tajemnic.Dzięki niemu poznałem ciekawych ludzi, lub przynajmniej ich umysły: G.I.Gurdżijewa, autora Opowieści Belzebuba, guru między innymi Aldousa Huxley’a, Katherine Mansfield i J.B.Priestleya; oraz radżę Rammohana Raja i jego Brahma Samadź, odważną próbę syntezy myśli hinduskiej i angielskiej.W ramach tej nieformalnej edukacji zgłębiałem tajniki numerologii i chiromancji, a także wykułem na pamięć indiańskie zaklęcie, by fruwać.Nauczyłem się wymawiać słowa przywołujące diabła oraz rysować znak, który powstrzyma bestię 666.Guru nie mieli dla mnie większego znaczenia, kiedy jeszcze mieszkałem w Indiach, skąd pochodzi to słowo.Dopiero Eliot stał się kimś takim, do czego przyznaję się ze wstydem.Tłumaczy się to jako „mistyczny nauczyciel”, a wymawia g’ruu.Czytelniku: nie zdałem tego egzaminu.Nigdy nie doznałem muchu (nie wspominając o mugen no kyo), nigdy nie odważyłem się rzucić piekielnego zaklęcia ani skoczyć ze skały, żeby pofruwać, niczym terminator jakiegoś indiańskiego brujo z plemienia Yaqui.Przeżyłem.Eliot i ja wprawialiśmy się nawzajem w stan hipnozy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]