[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zdołał też przeciąć sztywnej skóry.- Ten olbrzym drwi z nas! - zawołał w końcu i z wściekłością okrążył dąb, i rąbnął Skrymira młotem w głowę.Olbrzym poruszył się, ziewnął i szepnął sennie:- Jakiś wielki liść spadł mi na głowę! Co tu robisz, Thorze? Chyba skończyliście już kolację i układacie się do snu?- Właśnie chcemy się kłaść - warknął Thor i kiedy Skrymir znowu zaczął chrapać, poprowadził Lokego i Thjalfego do drugiego dębu, który znajdował się w niewielkim oddaleniu, i tam, głodni i niezadowoleni, próbowali zażyć spoczynku.Północ nadeszła, ale Thor wciąż jeszcze nie mógł zasnąć.Olbrzym Skrymir przewrócił się na wznak i chrapał tak, aż drzewa chwiały się jak w czasie szalejącej burzy.- Uciszę tego potwora! - mruknął Thor.- Nie mogliśmy jeść, powinniśmy przynajmniej trochę pospać!Pobiegł na miejsce, gdzie leżał Skrymir, mocno zaparł się nogami, zakręcił Mjollnirem nad głową i uderzył olbrzyma w czubek czaszki z taką siłą, że obuch młota niemal całkiem się zapadł.- Cóż to znowu się dzieje? - zapytał olbrzym i usiadł.- Przeklęty dąb! Żołądź spadła prosto na moją głowę! A może to ty mnie obudziłeś, Thorze, wiadomością o grożącym nam niebezpieczeństwie?- Nie wiem nic o żadnym niebezpieczeństwie - odpowiedział Thor.- Już prawie północ, obudziłem się właśnie i chciałem trochę rozprostować nogi.Skrymir mruknął coś i znowu zasnął, ale Thor, zgrzytając zębami z wściekłości, usiadł z miotem w rękach i medytował, jak zadać jeszcze jeden cios, żeby położyć kres życiu olbrzyma.“Jeśli go porządnie walnę - myślał - nie ujrzy już więcej światła dnia!"O pierwszym brzasku Thor zdecydował, że nadeszła odpowiednia chwila.Skrymir zdawał się spać zdrowo, a leżał w taki sposób, że Thor z łatwością mógł trafić go w skroń.Ruszył więc na niego wywijając Mjollnirem z całej siły i wymierzył mu miażdżący cios.Skrymir usiadł gwałtownie i zaczął rozcierać sobie głowę.- Ach, te ptaki na dębie! - zawołał.- Jeden z nich zrzucił mi gałązkę na czoło! A, Thor! Już się zbudziliście.To dobrze, bo przed nami długa droga, jeżeli mamy stanąć w Utgardzie przed nocą.Szli cały dzień przez góry, ale późnym popołudniem Skrymir zatrzyma! się i powiedział do Thora:- Muszę pozostawić was tutaj i iść na północ.Jeżeli skręcicie na wschód, dojdziecie do Utgardu przed wieczorem.Ale zanim się rozstaniemy, chciałbym udzielić wam pewnej rady.Słyszałem, jak rozmawialiście ze sobą i powiedzieliście, że znacie olbrzymów mniejszych niż ja.Pozwólcie, że was i-ostrzegę: w zamku Utgard spotkacie kilku o wiele wyższych ode mnie.Więc kiedy tam się znajdziecie, uważajcie, aby się nie przechwalać, bo poddani Utgardalokego nie zechcą słuchać cierpliwie przechwałek takich maleństw jak wy.A tak naprawdę, to radziłbym wam zawrócić, póki pora, i znaleźć się jak najszybciej w domu.Powiedziawszy to, Skrymir przerzucił torbę przez ramię i poszedł ku śnieżnym górom bielejącym daleko na północy.Ani Thor, ani Loki, ani Thjalfi nie żałowali, że odszedł.Nie zawrócili jednakże, ale wędrowali na wschód, a gdy zapadała noc, stanęli przed zamkiem tak wysokim, że aż karki ich bolały, gdy spoglądali na jego szczyt.W bramie znajdowała się żelazna krata, która była opuszczona.Natężali siły, aby ją otworzyć, ale nadaremnie.Na szczęście wkrótce okazało się, że są dostatecznie mali, by móc się prześliznąć między żelaznymi sztabami.Ujrzeli ogromne dworzyszcze, którego drzwi były szeroko rozwarte, i a wszedłszy przez nie zobaczyli olbrzymów siedzących na ławach pod ścianami.W końcu sali przy wysokim stole na podwyższeniu siedział władca J olbrzymów, Utgardaloki.Thor i Loki pozdrowili go uprzejmie, ale on zdawał się ich nie spostrzegać i dalej dłubał w zębach, w końcu uśmiechnął się pogardliwie i tak odezwał się do nich:- Wyglądacie jak po długiej podróży, więc przypuszczam, że jesteście Asami z Asgardu, a ten chłopczyk tutaj to pewnie sam Thor.Może jednak jesteście mocniejsi, niż się wydajecie.Powiedzcie więc, czy szczycicie się jakimiś specjalnymi osiągnięciami? Każdy z nas wystąpić może w zawodach wymagających siły i hartu, a także umiejętności i sprytu.Który więc z was wyzwie kogoś z naszych, aby dowieść swej sprawności?- Ja! - zgłosił się Loki.- Jest sztuka, w której celuję, zwłaszcza w tej chwili, a mianowicie w jedzeniu.Z każdym z was mogę stanąć do zawodów na tym polu i założę się, że nikt nie potrafi jeść szybciej ode mnie!- No cóż, to dobre zawody - zgodził się Utgardaloki - i od razu wypróbujemy twoje siły.Nasz zawodnik w jedzeniu nazywa się Logi i golów jest stanąć do wałki z tobą' czy kimkolwiek innym w każdej chwili.Na środku sali ustawiono na podłodze wielką drewnianą michę i napełniono ją mięsem.Loki usiadł z jednego końca, a Logi z drugiego.Każdy z nich jadł tak szybko jak mógł i spotkali się w samym środku.- Ale Logi zwyciężył - wydał wyrok Utgardaloki.- Loki bowiem jadł tylko mięso, pozostawiając ogryzione kości na swojej części misy, a Logi zjadł wszystko, kości i misę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]